Trent

1.5K 74 4
                                    

Connor
Siedziała w kuchni na wysokim stołku przy wyspie grzebiąc widelcem w spagetti. Podszedłem do niej, mocno ją przytulając od tyłu. Wzdrygneła się czując mnie.
- Lekarz już jest- zajrzałem do niego gdy tu szedłem i powiedziałem o co chodzi. Zaciągnąłem się jej zapachem, pół dnia go nie czułem. Uspokajał mnie, rozluźniał, tą noc będę się mógł nim zaciągnąć kiedy tylko będę chciał.
- Przyjąłeś ich?- Spytała chłodno.
- Tak- odwróciłem ją w swoją stronę i pokazałem rękę. Lekko się skrzywiła widząc to.
- Dziękuję- złączyła nasze usta, myślałem że da mi całusa, ale moja mate pocałowała mnie namiętnie. Przyciągnąłem ją do siebie, a ona oplotła moje biodra swoimi nogami, dłonie wplotła w moje włosy. Jej miękkie ciało ocierało się o moje. Bawiła się z moim językiem. Objąłem jej pośladki z nadzieją że jej nie wystraszę. Zassała moją wargę w odpowiedzi a potem lekko przygryzła. Cholernie podniecała mnie ta zabawa, dowód na to ocierał się o jej cipkę. Gdy to poczuła oderwała delikatnie ode mnie wargi, były zaczerwienione i lekko opuchnięte. Wyglądała pięknie. Pogładziła kciukiem z czułością mój policzek.- Dobrze zrobiłeś.
- Mam nadzieję że nie będę żałował.
- Gdzie oni są?- Przejechała palcami po plamach na mojej koszulce. Powinienem był się umyć i ubrać w czyste rzeczy zanim tu przyszedłem.
- Derek umieści ich w pokojach na pierwszym piętrze. Strażnicy będą na drugim.- Niechętnie posadziłem ją z powrotem na stołku. Im była bliżej
- Przecież złożyli ci przysięgę, nie mogą cię zdradzić.
- Wiem, ale wybierali pomiędzy śmiercią a przysięgą, poza tym jeszcze wczoraj byli wrogami. To tylko na parę dni. Ich postawa też się zmieni gdy jutro dołączą do nich mate.
- To dobrze.
- Muszę się umyć, skończ jeść i idziemy.- Pokiwała głową na zgodę. Mam nadzieję że przynajmniej on będzie wiedział co to było, bo moja partnerka raczej nie traktuje tego poważnie.
Jane
Connor wrócił do mnie czysty, poranioną rękę zakrywał mu długi rękaw bluzy. Zeszliśmy na dół w ciszy, mój mate był spięty i obserwował wszystko co działo się dookoła. Po niższych piętrach kręciło się parę osób. Weszliśmy bez pukania do gabinetu który był obok zabiegowego. Lekarz siedział za biurkiem uzupełniając jakąś dokumentację.
- Alfo, Luno.- Wstał gdy tylko przekroczyliśmy próg.
- Cześć- Odpowiedział za nas Connor, ja byłam zbyt zestresowana, zajęliśmy miejsca w fotelach przed nim.
- Co się dokładnie stało?- Zwrócił się do mnie. Opowiedziałam mu całe zdarzenie od początku, ze wszystkimi szczegółami. Wypytał mnie o zdrowie, choroby w rodzinie, osłuchał klatkę piersiową. Wszystko notował w swoich kartach. Nie wiem czemu miałam pewność że to się nigdy więcej nie powtórzy. Po prostu to wiedziałam.
- Myślę że to miało jakiś związek z więzią, poszukam informacji o tym w księgach. Jeśli ból się powtórzy zrobimy prześwietlenie i morfologię.
- Dlaczego z więzią?- Spytałam.
- Luno objawy zaczęły się gdy oddaliłaś się od partnera na kilkadziesiąt kilometrów.- Normalnie bym się wkurzyła że jest kolejna rzecz którą przede mną zataił, ale on wyglądał na równie zaskoczonego.
- Więź wzmacnia, nie osłabia.- Warknął Connor oburzony tym wyjaśnieniem.- Oznaczenie ładnie się wygoiło- dodał już łagodniej.
- To tylko przypuszczenia Alfo.- Mężczyzna obok mnie zaczął oddychać ciężej.
- Dziękuję, poinformuj nas jeśli czegoś się dowiesz- powiedziałam przed wyjściem, pociągnęłam nerwusa za rękę. Wyglądał jakby chciał coś rozwalić. Przypomniałam sobie dzień kiedy uciekłam po raz pierwszy. Było mi słabo, prawie zemdlałam, a potem wszystko minęło. Wróciliśmy do siebie powoli.
- Śpisz ze mną- warknął mi do ucha przyklejając się do mnie.
- Tak- zachichotałam- mówiłam że nie ma się czym przejmować.
- Tego nie wiemy.- Pewnie nie powinnam tego mówić, ale chciałam go uspokoić.- Tak nie powinno być... Przecież czuje twoją siłę...
- Gdy pierwszy raz uciekłam- przerwałam mu, na co warknął.- Było mi słabo, miałam mroczki przed oczami i strasznie bolało mnie ugryzienie. On może mieć rację.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?- Odwrócił mnie przodem do siebie.
- Bo dopiero teraz to sobie uświadomiłam.
- Lekarz będzie musiał znaleźć wszystkie informacje o takiej więzi.
Nie skomentowałam jego słów, bo  powtarzałam sobie że się martwi. Odkleiłam go, dałam buziaka i poszłam do łazienki. Gorący prysznic trochę rozluźnił moje mięśnie. Powoli zaczął schodzić ze mnie stres. Nie stałam pod nim długo, pomimo wczesnej godziny chciałam iść spać. Teraz mogłam spokojnie zamknąć oczy. Wyszłam w piżamce do sypialni, Connora już nie było. Drzwi od balkonu były uchylone, zza nich dochodził piękny zapach gorącej czekolady i wilgotnego lasu.
- Chodź do mnie- wyciągnął dłoń w moim kierunku, gdy wyszłam na zewnątrz. Usadził mnie bokiem do siebie między swoimi nogami.- Dla ciebie- podał mi błękitny kubek. Oparł się o podniesione oparcie leżaka.- Jutro dołączę chętnych którzy są w domach. Potem chce wyjechać na cztery dni do watahy mojego przyjaciela.- To brzmiało bardzo kusząco.
- Nie powinniśmy zostawiać tego wszystkiego gdy jest takie świeże. Poczekajmy parę dni.
- Derek ogarnie interesy stada, szef strażników rozpisze grafik, jeśli będą problemy będę pod telefonem.- Zapewnił mnie, wsunął swoją dłoń pod moją bluzkę, lekko masował mi plecy.
- Po co ten pośpiech?
- Musimy... odpocząć- nie to chciał powiedzieć, coś ukrywał.
- Możemy jechać, ale Trent nie puści mnie samej, a nie chce się z nim kłócić.- Jeszcze tego by mi brakowało, chce mieć trochę spokoju.
- Spodziewałem się że wybierze się z nami.- Zerknęłam za krawędź balkonu, w pół mroku zauważyłam kilkunastu chłopaków z bagażami.
- To konieczne? Oni mają swoje życie.
- Nie mają partnerek, nie muszą tu siedzieć jak strażnicy, ale pracują w różnych godzinach więc zawsze ktoś tu będzie.
- Idę spać- oczy mi się kleiły. Przez prysznic, zmęczenie i jego masaż mogłam zasnąć na siedząco, tu i teraz. Odłożyłam kubek na stół żeby wstać, jego ramiona oplotły mnie wokół przyciągając do klatki piersiowej.
- Zostańmy tu jeszcze chwilę, jeśli uśniesz zaniosę cię do łóżka.- Pocałował mnie w czoło, za dobrze mi było żeby odmówić.
Connor
Moi ludzie przyprowadzili pozostałych członków nieistniejącego już stada. Jane stała obok mnie obserwując wszystko z lekkim niepokojem. Obcy rozglądali się szukając swoich mate w grupie osób za mną. Widać było że chcą już do nich podejść więc nie przeciągałem tego. Po kolei składałem im tą samą propozycje. Trzy wilki wybrały banicję a kobieta która właśnie przede mną stanęła ociągała się z odpowiedzią.
- Dołączysz do nas, czy odejdziesz stąd?- Spojrzała mi w oczy, potem przeniosła wzrok na moją partnerkę. Chciała do niej podejść ale zagrodziłem jej drogę, a moja dłoń wylądowała na jej gardle.- Prosisz się o śmierć.
- Ona ma na sobie zapach mojego mate.- Wzmocniłem uścisk gdy usłyszałem tą insynuacje, kobieta próbowała zerwać palce ze swojej szyi.- Pachnie jak człowiek.- Mówiła cicho, jej twarz była już cała czerwona.
- Trent? On jest jej mate?- Spytała mnie Jane. Dziewczyna upadła na kolana gdy ją puściłem.
- Zabierz ją do niego- zwróciłem się do Dereka- macie czas na podjęcie decyzji co dalej do pełni.
- Chce dołączyć- powiedziała spanikowana- skoro on tu jest.- Patrzyła na mnie z kolan ze łzami w oczach.
- On nie jest członkiem mojego stada. Idź do niego. Nie każ czekać swojej wilczycy.- Przybrałem łagodny ton, wiedziałem co ją teraz czeka. Nie chciałem żeby musiała martwić się jeszcze mną.

Dzicy WojownicyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin