Błąd

1.5K 79 5
                                    

Jane
Connor zniknął wcześnie rano po tym jak wymienił mi opatrunek na dłoni. Wiedziałam że już nie zasnę więc poszłam do kuchni zrobić sobie kawy. Do południa kręciłam się po naszym piętrze nic nie robiąc. Trent też tu był ale go unikałam. Jego zachowanie w końcu przyprawi nas o kłopoty. Ma szczęście że mój mate mi uwierzył w historię o kremie. Chyba zapomniał jak wygląda tutaj piwnica. Rozumiem że jest mu ciężej niż mi, oboje straciliśmy dawne życie, ale ja przynajmniej dostałam coś w zamian, a raczej kogoś. Zakręciłam się trzeci raz po kuchni, oprócz kanapek nic w siebie nie wcięłam. Od jakiejś godziny kiełkował mi w głowie bardzo zły pomysł. Zakładając że Connor wróci dzisiaj tak późno jak wczoraj, to mogła bym się wymknąć do mojego motocykla bez jego wiedzy. Wolę kilka godzin spędzić na majsterkowaniu, niż na bezsensownym kręceniu się po domu. Wmawiałam sobie przez następne trzydzieści minut że ma za dużo na głowie żeby sprawdzić co robię. Rozejrzałam się ostatni raz po korytarzu i ruszyłam truchtem po schodach. Pokusa wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Wszyscy których minęłam witali się zemną nazywając mnie luną, ale nikt nie próbował mnie zatrzymać, ani nie spytał gdzie idę. Dopiero gdy otwierałam frontowe drzwi zatrzymał mnie głos Sama.
- Witaj Luno, gdzie idziesz?
- Hej Sam, do mojego motocykla, trochę przy nim pogrzebać. Nadal jest w garażu Dereka?- Nie wiedziałam czy tam jest, ale tak założyłam bo to on go przyprowadził.
- Raczej tak, Alfa pozwolił ci tak wyjść?- Zmierzył mnie od góry do dołu. Miałam na sobie top na cienkich ramiączkach, krótkie spodenki i trampki.
- Tak- powiedziałam szybko wychodząc, założę się że Connor przyjdzie po mnie za maks pięć minut. Pobiegłam trawnikiem do dużych drewnianych drzwi, nie było na nich kłódki. Moją dziecinkę od złodziei dzielą tylko one, przerażające. Zostawiłam je uchylone żeby mieć lepsze światło. Obok niego leżało pudełko z chromowanym wydechem który miałam wymienić. Rozejrzałam się po wnętrzu, głównie były tu rzeczy do ogrodu i takie które zostały po remoncie. Przegrzebałam półki w poszukiwaniu kluczy, ścierek i kawałka tektury żeby rozłożyć potrzebne śruby. Zabrałam się do pracy nucąc pod nosem jakąś piosenkę która usłyszałam na imprezie. Czekałam aż przyjdzie żeby zabrać mnie z powrotem na górę w akompaniamencie krzyków, gróźb i klnięcia. Nic takiego się nie stało. Sam chyba na mnie nie doniósł bo udało mi się skończyć montaż. Wzięłam czysta szmatkę żeby wytrzeć go z kurzu. Gdy skończyłam patrzyłam dumna na efekt.
- Piękny- odwróciłam się szybko słysząc za mną obcy niski głos. W odległości dwóch kroków stał lotnik, miał białe ogromne skrzydła do kostek. Brązowe włosy sięgały mu do ramion, oczy miał w tym samym kolorze, koło głowy wystawała mu rękojeść miecza. Skórzany czarny komplet przypominał strój na motocykl.
- Przyjrzałaś się już? Mogę się obrócić.- Powiedział to żartobliwym tonem ale i tak było mi głupio że się gapiłam.
- Przepraszam- wybąkałam- nigdy nie widziałam...- nie byłam pewna czy lotnik to prawdziwa nazwa, czy jakieś obraźliwe słowo dla nich.
- Lotnika, strażnika miasta, półanioła. Wszystkie te imiona nosimy z dumą- Na chwilę przyjął poważny ton.- Długo tu jesteś?
- Półtorej tygodnia- nie wiem ile mogę mu powiedzieć. Naprawdę chciała bym teraz mieć przy sobie Connora. Ukucnął obok motocyklu przyglądając mu się.
- Kim jest twój mate?
- Masz choppera?- Spytałam zmieniając temat, stanął przede mną. Pociągnął mnie za nadgarstek umieszczając moją dłoń przed twarzą.
- Alfa ma obowiązek ci z tym pomóc- stuknął delikatnie w gojącą się malinkę na moim obojczyku- z tym też.- Pewnie pomyślał że to był siniak.
- To nie on- wyszarpałam rękę, przyglądał mi się szukając oznak kłamstwa. Ruszył do wyjścia wojskowym krokiem. Mam nadzieję że przez jego podejrzenia nie będę mieć kłopotów z mate. Wolała bym gdyby moja wycieczka pozostała tajemnica.
- Jestem James, a ty?
- Jane.
- Do zobaczenia Jane.
Usiadłam na swojej maszynie, przejechałam palcami po kierownicy, licznikach, bardzo tęskniłam za jazdą.
Connor
Biegałem między moimi ludźmi a lotnikami, chciałem mieć pewność że moje stado i moja luną są bezpieczni. Było po szesnastej gdy skończyłem rozdzielać obowiązki. Wilk we mnie skamlał żebym do niej pobiegł. Upewnić się że wszystko w porządku. Posłuchałem go, na naszym piętrze było cicho, za cicho. Przeszukałem je, on był w salonie ale jej nigdzie nie było. Wbiegłem do gabinetu, wszystkie ich rzeczy wciąż były w szufladzie, a na zewnątrz jest tylu strażników że nie udało by jej się uciec. Na pewno zeszła do Nory, pewnie wolała siedzieć z nią niż z bratem. Miałem iść spytać Trenta o nią, gdy to poczułem, słodką woń jej krwi. Dobiegała z nożyczek, przysunąłem je bliżej nosa, jego słaby zapach też na nich był. Zawrzało we mnie gdy połączyłem fakty. Wpadłem do pokoju obok, złapałem go za gardło przyciskając do ściany.
- Rozciąłeś jej rękę- warknąłem.
- To był wypadek- wycharczał walcząc o oddech.
- To też- przywaliłem mu lewym sierpowym. Idę po nią, sama się wytłumaczy z kłamstwa. Gdy zszedłem piętro niżej zorientowałem się że jej zapach nie kieruje się w stronę pokoi tylko niżej. Wpadłem w szał docierając jej tropem do wyjścia. Ze wszystkich sił trzymałem swojego wilka wewnątrz. Pobiegłem trawnikiem do garażu Dereka, kurwa jej motocykl. Zsiadała z niego gdy pojawiłem się w środku. Widząc moje oczy wycofała się aż do ściany. Stanąłem przed nią, przyciskając ją do niej. Złapałem jej włosy z tyłu głowy zmuszając tym by spojrzała mi w twarz, bo miałem coś ważnego kurwa do powiedzenia.
- To nieee ta... tak.- Wyjąkała przerażona.
- Więc jak?- warknąłem
- Nie chciałam uciec...- łzy pojawiły jej się w oczach gdy wzmocniłem uścisk.- Tylko... przy nim grzebałam.- Zaczęła szlochać.- Przysięgam.
- Złamałaś obietnice, okłamałaś mnie, na raziłaś siebie na atak, dla tego kawałka metalu?- Wskazałem na maszynę obok, odwróciłem się w tamtym kierunku biorąc zamach do front kicka.
- Nie- krzyknęła tak jakbym to ją miał kopnąć. Objęła mnie od tyłu próbując odciągnąć od niego.- Błagam- dotyk jej ciała przywrócił mi trochę trzeźwego myślenia. Zamiast rozpieprzyć go w drobny mak opuściłem nogę. Trzy sekundy mojej kontroli okazały się jej zgubą. Na ręce którą oplotła mój tors miała obcy zapach, jakiegoś samca którego nie znałem. Szarpnąłem jej ramieniem ustawiając przed sobą to drobne ciało. Ze skóry na obojczyku też dotarł do mnie ten zapach.
- Kto... Śmiał... Cię... Kurwa... Dotknąć?- Podkreśliłem każde słowo z tego pytania mocniej zaciskając dłoń na jej ramieniu.
- On tyl... ko...- dukała przez łzy.
- Kto?!- Krzyknąłem
Spuściła wzrok na podłogę, nie odzywając się. Była kurewsko przerażona i miała ku temu powody. Złapałem jej podbródek podnosząc twarz do góry.
- Jesteś dziwką- warknąłem wkurwiony jej zachowaniem. To ją wyciągnęło z transu. Uderzyła mnie w policzek najmocniej jak potrafiła. To będzie jej ostatni błąd dzisiaj.

Dzicy WojownicyOnde histórias criam vida. Descubra agora