Konsekwencję cz.2

1.8K 82 0
                                    

Connor
Zamknąłem za sobą wejście do piwnicy, oparłem się o nie. Byłem tak wściekły że ledwo utrzymywałem swojego wilka w ryzach. Uciekła ode mnie, grała i kłamała żeby to zrobić. A ja się dałem nabrać jak ostatni naiwniak. Żeby ratować swojego brata była w stanie mnie przytulić, pocałować, a nawet zaproponować seks.
~Powinieneś się zgodzić, nosiła by nasze młode.
~ I nie wybaczyła by nam tego jak zostało poczęte.
- Wpuść mnie!- Krzyknęła, biła w drzwi pięściami.- Słyszysz! Znienawidzę cię jeśli stanie mu się krzywda! Rozumiesz skurwielu?! Nigdy nie dam ci szansy!
Zagotowało się we mnie, gdy usłyszałem jak mnie nazywa, że mi grozi i daje następne obietnice bez pokrycia. Pracowała na swoją karę, nie zamierzałem się ograniczać, nie po tym co zrobiła. Zszedłem schodami na dół, w czwórce czekało na mnie trzech mężczyzn.
- Connor przemyśl to, uspokój się.- Powiedział mój główny beta.- Słyszałeś ją, okaż dobrą wolę to da ci szansę.- Próbował przemówić mi do rozsądku.- Przemocą nic nie ugrasz.
- Naprawdę myślicie że tu zostanie? Prędzej czy później ucieknie.- Trent stał prosto, ale jego zapach zdradzał strach.
- Przymknij się- warknął mój brat.
- Nienawidzi cię, nic tego nie zmieni.- Przywaliłem mu prawym sierpem, wylądował na kolanach i dłoniach. Podniósł jedną rękę i starł krew z pękniętej wargi.- Uważała cię za potwora jeszcze za nim to zobaczyła.- Dodał z obrzydzeniem wstając, uderzyłem hakiem w okolice pod mostkiem. Położył się z trudem łapiąc powietrze, uderzenie w przeponę jest bolesne ale nie groźne.
~ Zabij to ścierwo.
- Prowokuje cię bo wie że mam rację, a nie chce tu zostawić siostry.
- Mówię prawdę- jęknął nie podnosząc się. Usiadłem na nim, zapach strachu wypełnił pomieszczenie. Chyba naprawdę mnie prowokował. Uderzyłem go kolejnym prawym, tym raz wylądował koło oka, krzyknął a nawet nie rozciąłem mu łuku. Po chwili poczułem moją mate, musiała być na korytarzu. Kto ją tu kurwa wpuścił?
Jane
Miałam gdzieś kto przyszedł, nikt w tym miejscu nie sprzeciwi się woli Connora. Po prostu zignorowałam go i szlochałam dalej. Poczułam dłoń na ramieniu.
- Dziewczyno, spójrz na mnie- powiedziała kobieta, miała ciepły, miły głos. Podniosłam na nią wzrok, wyglądała na jakieś czterdzieści parę lat, miała zmartwioną minę. Za nią stał trochę od niej starszy mężczyzna ze srogą wyrazem twarzy.- Jestem Emma, a ty jak masz na imię?
- Jane
- Jesteś matę Connora?- Pokiwałam głową na tak, nie jestem pewna co to znaczy ale on często tak na mnie mówił.- Co się stało?
- Zabrał tam- spojrzałam na drzwi- mojego brata.
- Dlaczego?
- Bo chciałam z nim uciec.
- Chciałaś uciec od swojego mate?- Była zdezorientowana, może jest miła, ale jest jedną z nich. Wzięła szybki wdech i postawa jej ciała stała się sztywna.- Zrobił ci krzywdę?
- Jeszcze nie... ale nie wiedziałam że on jest... że się zmienia w... a teraz...- Znów zaczęłam płakać, nie mogłam tego powiedzieć na głos.
- Załatw to- powiedziała wkurzona do mężczyzny.
- On jest Alfą, on decyduje.- Zgromiła go wzrokiem.- Zobaczę co da się zrobić.- Wpisał kod na panelu, od razu wstałam, też idę.
- Nie powinnaś tego oglądać.
- Muszę- rękawem bluzy otarłam łzy. Wyobrażam sobie że wyglądam jak kupka nieszczęścia. Przepuścił mnie w drzwiach, zbiegłam po schodach. Na dole było sześć pokoi, nie musiałam ich sprawdzać. Podążyłam za krzykiem Trenta, wydobywał się z pomieszczenia oznaczonego czwórką. Pobiegłam korytarzem i wpadłam do środka, zmroziło mnie to co zobaczyłam. Mój brat leżał na ziemi, miał podbite oko i rozciętą wargę. Connor siedział nad nim wkurzony, zauważył mnie jak tylko przekroczyłam próg.
- Kto cię tu kurwa wpuścił?- Sam i Derek poruszyli się niespokojnie pod ścianą.
- Zmysły ci się stępiły?- spytał mężczyzna.
- Nie, ale ostatnio musiały być skupione na jednej osobie.- Patrzył na mnie przymkniętymi oczami.
- Zostaw chłopaka.
- Jestem Alfą i wymierzam karę.- Warknął
- Ja to wymyśliłam!- Krzyknęłam na niego, wstał i podszedł do mnie. Skuliłam się czekając na jego gniew.
- Też dostaniesz karę, tylko w swoim czasie.- Powiedział z grobową miną.
- Chyba zapominasz do kogo mówisz synu.- Czyli ci ludzie byli rodzicami Connora.
- Do małej kłamczuchy, która dziś nauczy się mówić prawdę.
- Jest twoją przeznaczoną i należy jej się szacunek.- Teraz gdy mieli ten sam wyraz twarzy zauważyłam uderzające podobieństwo między nimi. Takie same oczy, twarde rysy, nawet sylwetki były podobne. Skupił wzrok na swoim ojcu, wykorzystałam to żeby podejść do brata. Ukucnęłam obok niego, nie licząc twarzy wyglądał w porządku, ale nie widziałam jak wygląda jego ciało pod ubraniem. Starłam rękawem krew która płynęła na podbródek z rozciętej wargi. Bardzo boli? Spytałam samymi wargami, pokiwał głową na nie. Connor podniósł mnie za ramię do góry, syknęłam, to było to samo miejsce za które ciągnął mnie na trzecie piętro.
- Wasza matka robi kolację na osiemnastą, macie być punktualnie.- Nie spodobał mu się ten pomysł.
- Jasne- powiedział, zaczął mnie ciągnąć z powrotem na górę.
- Zostaw ją- usłyszałam brata, ale on nawet nie zwrócił na niego uwagi.
- Mało ci?- Spytał Derek- Jej się nie stanie krzywda.- Reszty nie słyszałam, miałam nadzieję że ma rację. Po dojściu na trzecie piętro ciężko łapałam oddech, miałam zadyszkę, a on wyglądał jakby nic nie robił. Wepchnął mnie do sypialni i zamknął za nami drzwi na klucz.
- Umyj się, śmierdzisz tym miejscem- powiedział oschle. Chciał mi dogryźć, byłam tam maksymalnie dziesięć minut. Rozejrzałam się po swojej stronie garderoby, byłam spakowana na chodzenie po lesie, a nie na obiad. Może idą tylko ich dzieci? Wzięłam jeansowe spodenki przed kolano i koszulkę z krótkim rękawkiem. Nic lepszego nie wymyślę. Odetchnęłam gdy okazało się że nie ma go w sypialni.
- Chodź tu- dobiegł mnie głos z balkonu, kurwa, stanęłam w przejściu, ale pociągnął mnie między swoje nogi. W jednej dłoni miał papierosa a drugą położył na moim udzie.- Za dobre zachowanie przy moich rodzicach może złagodzę twoją karę.- Czyli idę, przytuliłam do siebie trzymane ubrania.- Rozumiesz?
- Tak
- Nie siedź tam długo, mamy godzinę.- Zabrał rękę, umknęłam do łazienki i przekręciłam zamek. Chociaż wyważenie drzwi nie byłoby dla niego problemem, dawało mi to jakąś namiastkę bezpieczeństwa. Ogoliłam się i umyłam pod prysznicem w ekspresowym tempie. Poczułam się trochę lepiej, ale marzyłam żeby poleżeć kilka godzin w tej wannie. Wytarłam się i ubrałam, zauważyłam jeden ciemny nie zgolony włosek przy kostce. Zawsze się jeden taki znajdzie, przejechałam po nim maszynką, mały nieuważny ruch i miałam centymetrowe skaleczenie. Wyciągnęłam kremowy plasterek, nikt nawet nie zauważy.
- Otwieraj- warknął uderzając w drzwi. Chyba nie byłam tak szybka jak oczekiwał.- Czuje krew- przeleciał po mnie wzrokiem. Co?!
- To tylko skaleczenie- wyciągnęłam do niego nogę żeby pokazać kostkę z plastrem. Nic nie odpowiedział, więc wróciłam do szykowania się, pomalowałam rzęsy, nałożyłam krem, tyle wystarczy. Stał obserwując co robię, ostatni raz sprawdziłam w lustrze czy dobrze wyglądam. Nie było źle tylko siniak na pół ramienia psuł całość. Miałam dość tego że na mnie patrzy, wyszłam z łazienki i poszłam do garderoby po bluzeczkę z długim rękawem.

Dzicy WojownicyOnde histórias criam vida. Descubra agora