Ucieczka

1.8K 87 0
                                    

Connor
Otworzyłem kodowane przejście do piwnicy, dawno nie miałem potrzeby tu schodzić i nie cieszyła mnie ta zmiana. Panował tutaj zaduch i wilgoć, niedługo do tej mieszanki dołączy zapachu krwi, potu i moczu.
- Kto to?- Spytałem głównego Betę przekraczając wejście do piątego pomieszczenia. Lekkie światło padało na obcego mężczyznę.
- Wilkołak z watahy złotej pełni, Sam go rozpoznał, przekroczył granice od wschodu.- Przyszedł z ich ziem, pewnie na polecenie tego starego idioty.
- Mówiłem że to był wypadek.- Powiedział więzień wypluwając krew, musiał oberwać już parę razy. Łańcuch który oplatał mu ręce i podwieszał go do sufitu zabrzęczał gdy się poruszył.
- Tak jak atak pół roku temu?- Napadli na nas dzień po wyjeździe moich rodziców. Stado w którym Alfa nie ma Luny było słabsze. Sądzili że jesteśmy łatwym celem, duży błąd.
- To był rozkaz przywódcy, musieliśmy to zrobić. Przynajmniej przeciwieństwie do was nie byliśmy sadystami.- Powiedział to patrząc na Sama, który przykleił już ten swój uśmiech. Chyba nikt z nas nie zapomni tego dnia, był z nią w tym pomieszczeniu tylko on. Reszta piła na górze, metalowe piosenki puszczane w salonie zagłuszały jej wrzaski. To ona zostawiła bliznę na jego szyi.
- To była przyjemność, tak jak to co zrobię zaraz.- Skinąłem głową na zgodę, chce być jak najszybciej w sypialni z moją mate. Podszedł do stolika i zabrał z niego kastety, kurwa czyli trochę tu zabawimy. Zaczął od lewej strony, każdy cios precyzyjnie łamał jedno żebro. Po trzech razach, zaczął się drzeć z bólu. Pewnie wyciszenie piwnicy już nic nie dawało i było go słychać na parterze. Dobrze że Jane śpi na naszym piętrze.
- Po co tu przyszedłeś?- Spytałem zakładając, że klatka piersiowa złamana w siedmiu miejscach rozwiąże mu język.
- Przez przypadek- wychrypiał.
- Kontynuuj- zwróciłem się do mojego człowieka.
- Napra...- kolejny silny cios- aaaa- i znów i znów i znów...
- Po co tu przyszedłeś?- Powtórzyłem pytanie, Sam skończył lewą stronę klatki piersiowej i teraz przy stole wybierał nową zabawkę.
- Doszła... do... nas... informacja...- Brał płytki oddech po każdym słowie.
- Jaka?
- Że... jest... człowiekiem...- Nie musiałem pytać o kim mówi. Zrobiło mi się gorąco, mój wilk szalał wewnątrz mnie.- Miałem... sprawdzić
~ Upewnij się czy wszystko z nią w porządku!
~ Nikt by się nie przedarł do domu głównego.
- Co on planuję?- Warknąłem, ale nic więcej nie powiedział. Wilkołak ciął go płytko sztyletem od obojczyka do linii bioder. To nic nie dawało, oprócz krzyków nic nie opuszczało jego ust. Zauważyłem spojrzenie Sama- nie musisz się hamować.
- Posłuchaj mnie uważnie- zwrócił się do torturowanego- masz pięć sekund żeby zacząć mówić. Po nich obetnę ci fiuta i wsadzę w dupę.- Więzień wytrzeszczył oczy, dla większego efektu mój wilkołak złapał go za penisa i przyłożył nóż do nasady. Wiszący mężczyzna zsikał się ze strachu.
- Dob... dobrze... On... chce... zaata... kować... po zabi... ciu... jej- Ledwo mówił, jedną nogą był już po drugiej stronie.
- Odwiążcie go i opatrzcie, jutro zaczynamy od nowa.- Pewnie dowiemy się paru ważnych rzeczy, może wie coś więcej o planowanym ataku.
Wyszedłem na korytarz parteru razem z Derekiem, w powietrzu unosił się zapach mojej mate i jej brata. Byli tu z trzy godziny temu, mam nadzieję że go nie słyszała. Po chwili dołączyła do nas reszta, przeszliśmy do salonu.
- Patrole na wszystkich granicach, prócz odcinka przylegającego do złotego księżyca, zostają bez zmian. Tam macie je podwoić, jeżeli zauważycie cokolwiek niepokojącego wołacie pomoc. Nikt nie ma prawa wejść na nasze ziemię. Derek rozda przydziały. Pytania?
- Co z tym na dole?
- Jak odzyska siły będziemy kontynuować, potem pozwolimy mu umrzeć.- Po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk aprobaty.
- Może by przenieść wolnych samców na pierwsze piętro?- Spytał Luk- jeśli zaatakują, ćwierć z wszystkich wojowników będzie przy Lunie, Alfo.
- Zrobimy tak jeśli, zauważymy coś niepokojącego na granicy.- Przytaknęli na zgodę i zaczęli się rozchodzić.
- Jak u was?- Spytał mój brat gdy wszyscy opuścili salę.
- Różnie- nie chciałem go okłamywać ale nie lubiłem się zwierzać.- Idę do niej.
Biegłem na górę biorąc po dwa schodki na raz. Wszedłem do sypialni, nie spodziewałem się że ją tu zastane było po trzynastej. Ale nie pasowało mi że jej zapach był taki słaby. Pewnie gdy tylko wyszedłem poszła do Trenta. Sprawdziłem czy nie mam na sobie plamek krwi. Miałem kilka na rękawie koszulki, włożyłem świeżą i ruszyłem na dół. W drodze do domu obok zorientowałem się że nie czuję jej zapachu. Poszli na około? Wbiegłem do środka.
- Co jest?- Spytał mój główny Beta.
- Są tutaj?
- Nie
- Uciekła- warknąłem i przybrałem drugą postać. Pobiegłem tropem jej zapachu.
Jane
Zasnęłam chwilę po jego wyjściu, byłam zmęczona pomimo późnej godziny. Z płytkiego snu wyrwało mnie szarpanie za ramię i głos brata.
- Wstawaj
- Coś się stało?- Miałam zaspany głos.
- Uciekamy
- Co? Nie taki jest plan- wyszeptałam, gdzieś tu kręcił się nasz porywacz.
- Słyszałem jak Derek mówił do Sary że musi wyjść bo złapali kogoś na granicy. Że to z Alfą załatwią i będzie za kilka godzin z powrotem.
- No nie wiem, mam złe przeczucia.
- Na co chcesz czekać? Chyba nie zaczęłaś...
- Jasne że nie- przerwałam mu oburzona.- Musimy iść tak jak stoimy żeby nie wzbudzić podejrzeń.
- Mam trzy batony- poklepał się po kieszeni na udzie.
- Zawsze coś.
Zeszliśmy na parter, do tej pory nie widzieliśmy nikogo. To było normą, chyba naprawdę byliśmy tu we dwoje. Na zewnątrz było spokojnie, nie mogliśmy tak po prostu iść drogą, bo ktoś by nas zauważył, ale mój brat twierdził że pamięta jak ona wygląda. Kierowaliśmy się na południowy zachód, wszędzie były drzewa, czasami jakieś gęste krzaki które trzeba było obejść. Spojrzałam na zegarek na jego nadgarstku. Szliśmy ponad godzinę i nigdzie nie było widać tej drogii. Miałam coraz gorsze przeczucia, przynajmniej tyle dobrze że nie widzieliśmy śladów dzikich zwierząt. Może ich nie ma w tej części lasu?
- Jesteś pewien że dobrze idziemy?
- Tak, jeszcze chwila i dojdziemy.
Ruszyłam za nim, strasznie bolała mnie rana na szyi. Była gorąca i pulsowała, pewnie wdało się zaskarżenie. Zakręciło mi się w głowie, musiałam się oprzeć o drzewo.
- Zjedz- dał mi batona musli z miodem. Miałam dość, ale szybko się z nim uporałam.
- Dobrze się czujesz?- Spytał patrząc na mnie- Jesteś bardzo blada.
- Nie- wzięłam głęboki oddech- dam radę, idziemy.
                                ***
Po dwóch i pół godzinie wędrówki trafiliśmy na utwardzaną drogę. Miałam mroczki przed oczami, co się ze mną dzieje? Poruszanie się asfaltem było łatwiejsze, nie zostawialiśmy śladów, mieliśmy pewność że dobrze idziemy. Zobaczyliśmy tabliczkę z informacją "rezerwat przyrody", próbowałam przypomnieć sobie ile kilometrów od niej był ostatni dom. Po jakimś czasie nawet rana na szyi dała mi spokój. Tak mało zostało żebyśmy byli wolni. Wokół nas rozeszło się warczenie, zwierzę było niedaleko.
- Szybko, widzę między drzewami dom.- Złapał moją dłoń i chciał mnie pociągnąć w tamtym kierunku. Wtedy drogę zagrodziła nam dwumetrowa czarna bestia.

Dzicy WojownicyWhere stories live. Discover now