Rozdział 9

2.2K 111 60
                                    

Obracam w dłoniach szklankę, wpatrując się bezmyślnie w wirującą w niej wodę. 

Staram się wyłączyć umysł, by zdusić w zarodku głupie pomysły, które mogłyby sprawić, że skończyłabym z kulką, nim chociażby zdążyłabym spróbować zniszczyć Delvalle'a. 

Bo wcale nie przeszło mi przez myśl, by poszwędać się po tej "willi".

Wcale… 

Prycham do siebie i pochylam się do przodu, układając łokcie na blacie. 

Ukrywam twarz w dłoniach, pocierając skronie palcami wskazującymi i próbuję poukładać sobie w głowie na tyle, by ostatecznie nie zostać zdemaskowana. 

Kurwa, gangsterami powinny zajmować się służby specjalne, a nie dziewczyna, która jest o krok od osiągnięcia punktu krytycznego szaleństwa…

Powinnam stąd spadać póki mogę, a później spróbować odebrać Mateo temu rąbniętemu psycholowi.

Mhm… Prościzna… 

Jęczę w duchu i zaczynam nucić pod nosem pierwszą lepszą melodię, która ostatnio zapadła mi w pamięć. 

I to nie tak, że ta piosenka wcale nie powinna mi teraz przyjść do głowy… 

I nie tak, że to totalnie pochrzaniony moment, by właśnie ona zakorzeniła się w moim umyśle. 

To po prostu wina mojego mózgu, który zdaje się właśnie wybierać na wakacje, za nic w świecie nie kontrolując tego, jakie dźwięki się ze mnie wydobywają. 

O zgrozo! 

- To jakaś aluzja, kwiatuszku? 

Zamieram w miejscu, odruchowo milknąc i powoli rozchylam palce, zerkając z pomiędzy nich na blondyna, który zajmuje miejsce naprzeciw mnie, spoglądając na mnie w niezrozumiały dla mnie sposób. 

- Co? - pytam głupio, i zsuwam dłonie z twarzy. 

- Banana, hm? - wtrąca, unosząc prawą brew do góry, a kącik jego ust zdaje się drgać, jakby ten próbował właśnie powstrzymać uśmiech. 

Dlaczego on w ogóle ze mną gada?

Miał siać postrach i całą resztę, a tu...

Co jest grane, do cholery?! 

Unoszę dłoń do głowy, i zaczynam ją macać w poszukiwaniu jakichkolwiek urazów, które mogłyby tłumaczyć całą tą absurdalną sytuację. 

- Co ty właściwie robisz? - pyta, marszcząc brwi. 

Zatrzymuję rękę we włosach i mrużę oczy, po czym, nim zdążę się ugryźć w język, wypalam prosto z mostu. 

- Szukam czipów, które kosmici mogli mi wszczepić w czaszkę podczas mojej chwilowej nieświadomości, by później łatwiej im było mną sterować i sprawiać, że zdołam przetrwać w towarzystwie cymbałów, bez jednoczesnego zarażania się od nich chorobą ZDP. 

- Jaką chorobą? - podchwytuje, kompletnie niewzruszony moim słowotokiem, a ja zaciskam usta w wąską kreskę. 

Siedź cicho, Flores! Nie pozwalaj sobie, jak chcesz jeszcze pożyć! 

- Zadałem pytanie. - powtarza, opierając dłonie na blacie i pochyla się w moją stronę, wbijając we mnie swoje tęczówki, w których dostrzegam niepokojący błysk. 

Ja pierdole… I było się odzywać? ! 

- Na czym polega choroba ZDP?

- Na zadawaniu debilnych pytań i wiecznym nieróbstwie. - wtrąca niespodziewanie Delvalle, wkraczając do kuchni, a ja przełykam głośno ślinę i odruchowo zwracam głowę w jego kierunku. 

Inconspicuous (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz