Rozdział 24

1.5K 109 84
                                    

Zrywam się z łóżka, czując nieprzyjemny uścisk gnieżdżący się w moim żołądku. Rozglądam się po pokoju, przeganiając resztki snu i z przerażeniem zdaje sobie sprawę, że on... zniknął.

Nie ma go tutaj... Nie ma...

Wyskakuję z sypialni, wybiegając na korytarz i chaotycznie rozglądam się dookoła, próbując go zlokalizować.

Gdzie ty jesteś?

Czuję łzy napływające do oczu, a mdłości spowodowane strachem migiem podchodzą mi do gardła.

Otwieram każde napotkane drzwi, zaglądając do wnętrza mijanych przeze mnie pokoi, i prawie schodzę na zawał, kiedy nigdzie nie mogę go znaleźć.

Jedno miejsce... Muszę sprawdzić jeszcze jedno miejsce...

Zatrzymuję się przed drewnianą powłoką, i wyciągam drżącą dłoń w kierunku klamki, niepewnie zaciskając na niej palce.

Przerażenie próbuje mnie sparaliżować, kiedy nachodzą mnie myśli o możliwej karze względem mojego występku, ale obecnie... mam to gdzieś.

Liczy się tylko on i to by... odnalazł się, cały i zdrowy.

Naciskam klamkę, i popycham drzwi, wkraczając do pomieszczenia, które za każdym razem wywołuje we mnie paniczny lęk, bo wiąże się ze znienawidzoną przeze mnie - każdą cząstką mojego jestestwa - osobą.

- Mateo? - podnoszę głos, rozglądając się po gabinecie, ale odpowiada mi jedynie głucha cisza.

Nie ma go...

Stawiam dwa kroki na przód, uparcie wmawiając sobie, że maluch nie mógł wyparować, i musi gdzieś być.

Nie ma innej opcji...

Zamieram z dłonią na biurku, kiedy po moim ciele nagle rozchodzi się gęsia skórka, a włoski na karku stają mi dęba.

Przełykam głośno ślinę i powoli się odwracam, a z moich ust natychmiast wydostaje się zduszony krzyk, bo przed oczami staje mi widok Cordelii... Trupio bladej, wpatrującej się we mnie pustym spojrzeniem, pokrytej czerwoną mazią...

Czerwona maź... Krew...

- Cordi... - jęczę z bólem w głosie, i mimowolnie stawiam krok w jej stronę, próbując jej dosięgnąć, ale ona zdaje się wciąż ode mnie oddalać.

- Nie uratowałaś nas, Aviano. - mówi wyprutym z emocji głosem, a moim ciałem wstrząsają spazmy powstrzymywanego płaczu.

- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, siostrzyczko. - wyduszam z siebie, a łzy jak na zawołanie spływają po moich policzkach.

- Nie ma go tutaj... Odebrał go nam... Odebrał... - wyznaje Cordi, a ja opadam na podłogę, bo nogi momentalnie odmawiają mi posłuszeństwa.

- Gdzie on jest, siostrzyczko? Gdzie jest, Mateo?

- Odebrał go nam... - powtarza pusto Cordi, oddalając się coraz bardziej.

- Kto? Kto go nam odebrał?!

- Potwór... Nie ufaj potworowi...

Gwałtownie podrywam się do siadu, słysząc melodię wydobywającą się z mojego telefonu.

Wyciągam drżącą dłoń w jego stronę, i wyłączam budzik, po czym na powrót odrzucam urządzenie na blat nocnej szafki.

Podciągam nogi do klatki piersiowej i wplatam palce we włosy, mocno je na nich zaciskając, jakby to w jakiś czarodziejski sposób miało mi pomóc wyrzucić z głowy resztki tego... koszmaru.

Inconspicuous (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz