Rozdział 4

2.5K 112 23
                                    

Wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka, kochani! 😁❤️

Zaciskam dłonie na kolanach i opieram głowę o okno samochodu, czując łzy gromadzące się pod moimi przymkniętymi powiekami.

Przełykam nerwowo ślinę, próbując zapanować nad oddechem i bólem rozlewającym się w mojej klatce piersiowej, kiedy do moich myśli napływa wcześniejszy obraz smutnego, załzawionego Mateo, który prosił mnie, bym została...Bym nigdzie nie wyjeżdżała...

Chłopiec okazał się być na tyle zdesperowany, że zaczął błagać Bruno, by ten zmienił zdanie i nigdzie mnie nie odsyłał.

Niestety... Jego starania z góry skazane były na porażkę...

Santos zmusił mnie do pożegnania się z małym i wręcz siłą wyciągnął z domu, nie zwracając uwagi na, rozdzierające duszę, wrzaski swojego syna.

Potwór... Sukinsyn... Pieprzona, nic nie warta, gnida!

W głębi siebie, czułam nieodpartą chęć sprzeciwienia się, wyrwania małego z tego paskudnego świata, na który skazał go jego ojciec, ale nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam, bo zdawałam sobie sprawę, że to były tylko czcze pragnienia.

Bruno nigdy nie pozwoliłby na mój ruch i prędzej trafiłabym do piachu, niż wywiozła Mateo na drugi koniec świata.

Raz już próbowałam... I ten jeden raz okazał się dla mnie bolesną nauczką. Nauczką, którą miałam pamiętać już do końca swojego życia.

Pozostało mi więc już tylko jedno.

Nadzieja... Nadzieja na to, że pod moją nieobecność, Jack wypełni daną mi obietnicę i będzie czuwał nad małym.

Nadzieja, że Bruno nie okaże się parszywą glistą, która mogłaby jakkolwiek skrzywdzić swojego pierworodnego.

Nadzieja, że uda mi się odpowiednio wykonać powierzone mi zadanie, tak, bym ostatecznie mogła wrócić do swojego siostrzeńca, bez łamania złożonej mu obietnicy...

- Aviana, chyba nie strzeliłaś focha, co? - wtrąca niespodziewanie Bruno, kładąc swoją dłoń na moim udzie.

Spinam się pod wpływem jego gestu i zagryzam policzek od wewnątrz, by nie wybuchnąć i zwyczajnie nie rzucić w jego stronę barwnej wiązanki, która zapewne totalnie by go rozwścieczyła.

Nie zamierzam przeciągać struny. Nie, bo boję się, że moje nieposłuszeństwo mogłoby się odbić na Mateo, a to była ostatnia rzecz, jakiej pragnęłam.

- Zadałem ci pytanie i oczekuję odpowiedzi. - mówi, świadomie wzmacniając swój uścisk, byle tylko zadać mi ból.

- Nie strzeliłam focha. Po prostu próbuję poukładać sobie pewne sprawy w głowie. - odpowiadam przez zaciśnięte zęby, modląc się, byśmy wreszcie dotarli na miejsce.

- Mam nadzieję, że nie przyszedł ci do główki jakiś głupi pomysł. Wiesz, co się stanie, jeśli mnie zawiedziesz, prawda?

- Tak. - przytakuję, i zaciskam usta w wąską kreskę, odczuwając nieopisane obrzydzenie względem jego osoby.

- Im szybciej załatwimy tę sprawę, tym szybciej wrócisz do Mateo. - oznajmia bezceremonialnie, zabierając swoją łapę z mojego ciała.

Wypuszczam z ulgą powietrze i skupiam się na widokach rozciągających się przed nami, lecz mój spokój nie trwa długo.

Blondyn bez ostrzeżenia, wyciąga rękę i łapie mój podbródek palcami, zmuszając mnie bym na niego spojrzała.

Wbijam paznokcie w spodnie, a dreszcze momentalnie uderzają w moje ciało, kiedy jego oczy, wypełnione jawną wściekłością, skupiają się na mnie.

Inconspicuous (zawieszone)Where stories live. Discover now