Rozdział 7

2.4K 105 63
                                    

Do moich uszu docierają stłumione dźwięki, których za nic w świecie nie mogę rozgryźć.

Mozolnie unoszę powieki, ale zaraz na powrót je zamykam, bo wiązki światła, docierające do moich oczu, dosłownie mnie porażają.

Ból bez ostrzeżenia eksploduje w mojej czaszce, a ja momentalnie krzywię się pod jego wpływem, jęcząc pod nosem.

- Panienko?

Wzdrygam się pod wpływem obcego głosu i bez zastanowienia, otwieram oczy, dostrzegając przed sobą męską postać.

Odruchowo podrywam się do pozycji siedzącej, a kołowrotek wywołany owym ruchem, za żadne skarby świata nie pomaga mi w racjonalnej ocenie mojej sytuacji.

Przełykam nerwowo ślinę, rozglądając się chaotycznie po pomieszczeniu w którym się znalazłam, i z przerażeniem uświadamiam sobie jedną, istotną kwestię.

To nie moje mieszkanie...

I na pewno, to łóżko, w którym obecnie gnije, nie należy do mnie.

Ja pierniczę, co jest grane?!

Pospiesznie wyswobadzam się spod okrycia, którym byłam otulona i wyskakuję z łóżka, tylko po to, by zaraz ponownie opaść na nie tyłkiem, z powodu zawrotów głowy i nóg, odmawiających mi posłuszeństwa.

Próbuję przypomnieć sobie, co się wydarzyło i jakim cudem, trafiłam do miejsca w którym obecnie utknęłam, ale mój umysł najprawdopodobniej przechodzi obecnie jakąś potężną usterkę, bo za cholerę ze mną nie współpracuje.

Przykładam drżącą dłoń do czoła, i wciągam głębszy wdech do płuc, by zwyczajnie się nie rozkleić i nie wybuchnąć niepohamowanym płaczem.

Byle spokojnie... Postaraj się to ogar...

Przerywam myśl w połowie, bo nieprzyjemne kłucie w okolicy zgięcia mojego łokcia, momentalnie zwraca moją uwagę. Skupiam wzrok na owym miejscu, a widok, jaki się przede mną maluje, wywołuje we mnie fale mdłości.

- Co to jest? Co mi podałeś, ty gnojku?! - krzyczę przerażona i natychmiastowo podrywam się z miejsca, cudem utrzymując się w pionie.

Dłonią próbuję pozbyć się wenflonu, który został mi zaaplikowany i międzyczasie, kątem oka próbuję odnaleźć jakąkolwiek rzecz, która mogłaby posłużyć mi za broń, ale niczego takiego nie dostrzegam.

Za jakie grzechy?!

- Wszystko panience wyjaśnię, ale...

- Nie zbliżaj się do mnie, zboczeńcu! - warczę, kiedy facet stawia krok w moją stronę, próbując zmniejszyć dzielącą nas odległość.

Gula rosnąca w moim gardle, utrudnia mi swobodne przełknięcie śliny, a serce wali w mojej klatce piersiowej z taką siłą, iż mam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi na zewnątrz.

- Nic pani nie zrobię. Ja...

- Powiedziałam, żebyś nie podchodził! - piszczę, cofając się w tył, tak, że uderzam nogami o łóżko.

Czarnowłosy facet unosi dłonie do góry, i posyła mi spojrzenie, którego nie potrafię rozszyfrować, choćbym nie wiem jak próbowała.

- Chcę stąd wyjść! Masz mnie wypuścić, rozumiesz?! - podnoszę głos, i niezdarnymi ruchami, zawzięcie staram się odczepić cholerstwo zatopione w mojej żyle.

- Proszę tego nie ruszać, bo jeszcze zrobi sobie pani krzywdę. - upomina mężczyzna, a ja prycham na jego słowa, potrząsając głową. - Niech pani usiądzie i się napije, a ja...

Inconspicuous (zawieszone)Où les histoires vivent. Découvrez maintenant