Rozdział 21

2K 106 74
                                    

Danie, które Mary przygotowała na obiad mogę podsumować trzema, jakże trafnymi słowami - niebo w gębie.

No cóż... Kobieta bezsprzecznie jest wspaniałą kucharką, ale i... dość specyficzną osobą.

Przez cały posiłek, zerka to na mnie, to na Marcelo i uśmiecha się pod nosem, jakby wciąż o czymś rozmyślała, ale niczego konkretnego nie mówi, choć odnoszę nieodparte wrażenie, że ledwo się przed tym powstrzymuje.

Staram się skupić na swoim posiłku i nie patrzeć na bruneta siedzącego obok mnie, bo wtedy z całą pewnością nie dokończę jedzenia, zważywszy na to, że żołądek zaciśnie mi się z poddenerwowania w ciasny supeł.

Wciąż nie mogę rozgryźć tego, co się ze mną dzieje w obecności tego faceta, ale jednego jestem pewna - nie jest to nic dobrego i to sprawia, że czuję się jak zagubiony szczeniak...

Pospiesznie odganiam od siebie myśli na temat incydentu, który zaszedł na zewnątrz - żeby to pierwszy raz! - bo to nie jest, ani właściwy moment, ani czas na zagłębianie się w rozważaniach.

Wrócę do domu i... Będę się tym martwić później.

Teraz muszę się skupić na wyjściu cało z tego spotkania.

Wszystko po kolei.

Słyszę chrząknięcie i mimowolnie odrywam wzrok od talerza, przyglądając się, jak rudowłosa kręci się na swoim miejscu, mamrocząc coś pod nosem, a jej mąż posyła jej dziwne spojrzenie.

I zaraz... Czy on ją właśnie szturchnął w bok?

Kobieta mruży na niego oczy, po czym przenosi swoje tęczówki na mnie, uśmiechając się wesoło.

- Więc, Aviano, jak ci się u nas podoba?

- I nie da jej nawet w spokoju zjeść. - mamrocze cicho Ernie, a ja spoglądam na niego, zauważając jak ten właśnie się krzywi.

- To miejsce jest cudowne. - oznajmiam pewnie, uśmiechając się lekko. - To co Państwo robią dla tych zwierząt jest naprawdę godne podziwu.

- Cieszę się, moja droga, że tak uważasz. Jednakże, nie byłoby tego miejsca, gdyby nie...

Mężczyzna siedzący obok mnie głośno odchrząkuje, przez co kobieta momentalnie przerywa, spoglądając na niego z... politowaniem?

- Chciałeś coś powiedzieć, Marcelo? - pyta nad wyraz uprzejmie.

- Zdaje się, że ty tutaj nadrabiasz za wszystkich, Mary. - odpowiada chłodno, a ja mimowolnie na niego zerkam.

Sztywna postawa, czarne tęczówki skupione na rudowłosej, które właśnie ją gromią i mocno zaciśnięta szczęka.

Okej... To nie wróży niczego dobrego...

- Marcelo, mój drogi, ja próbowałam jedynie opowiedzieć naszemu gościowi trochę więcej o tym miejscu. - stwierdza kobieta, jakby wcale nie przejmując się tym, że właśnie igra z ogniem.

- O miejscu. - prycha pod nosem brunet, a ja przełykam głośno ślinę.

Zerkam na Ernie'go, próbując szukać u niego pomocy z wyjścia z obecnej sytuacji, ale mężczyzna - jakby nic się nie działo - popija swój napój, uśmiechając się pod nosem, a kiedy wyczuwa na mnie swój wzrok, najzwyczajniej w świecie puszcza mi oczko.

Puszcza oczko! Totalnie wyluzowany! 

- Chłopcze, nie prychaj pod nosem jak ta kobyła! To nie przystoi w towarzystwie. - uśmiecha się do niego, wciąż go podjudzając, a brunet mruży na nią oczy.

Inconspicuous (zawieszone)Where stories live. Discover now