Siadam do stołu, zabierając się za śniadanie, którego tęsknię wyglądałam od momentu podniesienia tyłka z łóżka.
Wkładam łyżkę wypełnioną płatkami do buzi i przymykam oczy, upajając się ich czekoladowym smakiem pod którym się rozpływam.
Cisza, spokój, słodkości i…
- Ja pierdolę. - jęczę pod nosem, kiedy po mieszkaniu niespodziewanie rozchodzi się odgłos walenia w drzwi wejściowe.
Harmonię szlag trafił! A może…
- A niech sobie stuka. Wy jesteście ważniejsze. - prycham pod nosem, i wciskam w siebie kolejną porcję jedzenia, mając w głębokim poważaniu intruza.
Po kilku sekundach dobijanie dobiega końca, a ja unoszę kąciki ust, klaszcząc sobie w duchu.
Małpa. Jeśli sądzi, że będzie mi przerwać śniadanie…
Urywam myśl w połowie i zaciskam palce na sztućcu, tak mocno, że momentalnie bieleją mi knykcie, wbijając mordercze spojrzenie w blondynkę, która jak gdyby nic, wkracza do kuchni, posyłając mi kpiący uśmiech.
- Co się tak gapisz? Mam zapasowe klucze, więc sama się wpuściłam, skoro ty się do tego nie paliłaś.
O, twoja, kurwa pieprzona, mać!
- Kolejne zboczenie, Brewer? - pytam od niechcenia, a ona mruży na mnie oczy.
- Co ty chrzanisz?!
- Wbijanie ludziom na chatę, bez zapowiedzi, to niepokojąca sprawa, ale posiadanie kluczy do ich mieszkań… - odchrząkuję, kręcąc głową z politowaniem. - Znam dobrego lekarza, który mógłby ci pomóc. Żółte papiery to jeszcze nie koniec świata.
- Nie jestem wariatką! - warczy.
- Oczywiście.
- Pilnuję cię, dlatego mam klucze!
- Biedakom, których wciągałaś w swoje nieobliczalne sidła, też tak mówiłaś?
- Nikogo nie wciągałam!
- Zdrowi mężczyźni z reguły uciekają od nadpobudliwych bab, które mają kuku na muniu, więc jakoś mnie to nie dziwi.
- Nie mam kuku na muniu! - telepie się z nerwów, wyrzucając dłonie w powietrze.
- Co ty tam mruczysz, pijawczysko pustaszysko? - wzdycham, rozciągające usta w szerokim uśmiechu.
- Ty wredna, paskudna…
- Przestań się stroszyć kurczaczku, bo ci te tlenione kudły w końcu wypadną. - dopowiadam, a ona purpurowieje na twarzy.
- Ty…
- Przyszłaś tu w jakimś określonym celu, czy po prostu lubisz być mieszana z błotem? - pytam od niechcenia.
Blondynka stawia kilka kroków w moją stronę i uderza otwartymi dłońmi w stół, wlepiając we mnie swojego rozwścieczone gały.
- Jak pan Santos wreszcie postanowi cię sprzątnąć, to możesz być pewna, że ja z chęcią zostanę tą, która wsadzi ci kulkę w łeb, ty mała zdziro. - syczy, a ja marszczę nos, zakładając ręce na piersi.
- Obiecanki cacanki. - parskam, wywracając oczyma. - W ogóle, czymś ty się skropiła? Czyżby specjalnie dla ciebie powstała seria perfum o skunksowskim dupodorze?
- Idiotka! - wrzeszczy, wymachując mi paluchem przed oczyma.
- Spokojnie, nie musisz się od razu określać tak barwnymi epitetami. - oznajmiam nonszalancko, a ona zaczyna dyszeć, jak lokomotywa.
BẠN ĐANG ĐỌC
Inconspicuous (zawieszone)
Lãng mạnMoje życie okazało się pomyłką. Drogą pokrytą ostrymi kolcami, przez którą musiałam kroczyć, by nie odebrano mi wszystkiego, co było mi drogie. Uparcie parłam do przodu, nie poddając się, ale szybko pojęłam, iż była to bezcelowa walka... Walka z w...