Rozdział 30

1.8K 123 88
                                    

Wczoraj przyniósł zajączek, więc dzisiaj czas na kurczaczka🐥 🤭

Miłego dnia, kochani 😘

Gwałtownie podrywam się z fotela na którym przysnęłam i chaotycznie rozglądam się po sypialni, zaalarmowana dziwnymi dźwiękami dochodzącymi zza drzwi.
Odruchowo zwracam głowę w stronę łóżka na którym powinien smacznie spać Mateo i natychmiast zamieram, czując jak krew odpływa mi z twarzy, kiedy w końcu dociera do mnie fakt, że go tam... nie ma.

Nie ma go...

Stłumione dźwięki ponownie dochodzą do moich uszu, a ja wzdrygam się i przełykam głośno ślinę, zmuszając się do tego, by ruszyć w kierunku drewnianej powłoki mimo, iż coś wewnątrz mnie głośno krzyczy, że nie powinnam tego robić.

Odpycham od siebie to niewytłumaczalne przeczucie i podchodzę do drzwi, mocno zaciskając dłoń na klamce.

Muszę znaleźć Mateo...

Uchylam drewnianą powłokę i stawiam pierwszy krok na zewnątrz, a obraz który ukazuje się moim oczom, sprawia, że żołądek podchodzi mi do gardła, a z płuc momentalnie uchodzi mi całe powietrze.

Cały korytarz pokryty jest ciałami dzieci, a ich puste spojrzenia skierowane są wprost na moją osobę.

Łzy natychmiast pokonują wszelkie bariery i zaczynają spływać po moich policzkach, a ja nawet nie próbuję ich powstrzymywać.

Opadam kolanami na podłogę i wystawiam dłoń w stronę malutkiej twarzyczki dziewczynki, której skóra stała się zimna jak lód.

- Nie... Nie... - dukam, potrząsając głową i dotykam każdego malucha z osobna, próbując doszukać się w ich ciałach pulsu, ale... Nic takiego się nie dzieje.

Przymykam powieki, byle choć na chwilę oderwać się od tego makabrycznego widoku, ale przeraźliwy krzyk docierający do moich uszu sprawia, że natychmiast otwieram oczy i gwałtownie podrywam się z miejsca, biegnąc w stronę jego głosiku...

- Mateo!

Dobiegam do drzwi zza których dochodzi jego głośne zawodzenie i bez zastanowienia naciskam klamkę, byle tylko jak najszybciej się do niego dostać, ale to cholerstwo za nic nie chce ustąpić.

Zaczynam walić pięściami w drewno i z każdą mijającą sekundą moje serce pęka coraz dotkliwiej, bo jego krzyki nie ustają.

Na przemian to kopię, to drapię i uderzam dłońmi o drewnianą powłokę, zdzierając sobie przy tym skórę, ale w tej chwili nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.

Nie, bo obecnie kieruje mną tylko jedna myśl, która dodaje mi sił - dotarcie do mojego kochanego malucha.

Zimne dreszcze natychmiast oblewają moje ciało, kiedy przestrzeń nagle wypełnia przerażająca cisza, a niepokój momentalnie uderza we mnie z całym impetem.

- Mateo! - krzyczę i ponownie szarpię za klamkę, która tym razem ustępuje pod wpływem mojego ruchu.

Przekraczam próg pomieszczenia, a widok jaki mi się ukazuje sprawia, że mam wrażenie, jakby ktoś właśnie wyrywał mi serce z piersi, zadając mi przy tym niewyobrażalną agonię.

Krew... Tyle krwi... Mateo...

- Nie... Nie...

Spomiędzy moich ust wydobywa się głośne zawodzenie, a łzy natychmiast spływają po moich policzkach.
Z ledwością utrzymując się na nogach, podchodzę do małego ciałka leżącego na zakrwawionym biurku i zbieram je w swoje ramiona, mocno przyciskając je do swojej piersi.

Inconspicuous (zawieszone)Where stories live. Discover now