Mamoru... Deku... i układ

286 23 2
                                    

*Eva*
Opiekunka trzymająca mnie za rękę biegła z przerażeniem, a ja tuż za nią. Nawet nie odwróciła się, gdy ja wyraźnie usłyszałam jak ktoś wołał za nami "pomocy".
-P-proszę pani, ktoś potrzebuje pomocy.- Powiedziałam cicho, ale ona nie zareagowała. Znów wyraźniej usłyszałam krzyk. Czy taka ośmiolatka jak ja jest w stanie cokolwiek zrobić, by pomóc? A co jak tam jest złoczyńca? Boję się złoczyńców. Mimo moich przemyśleń wyrwałam się jej i pobiegłam w drugą stronę. Kobieta nawet nie próbowała mnie zatrzymać, sama uciekała w popłochu.
-Pomocy!- Usłyszałam znów. Tym razem dobrze wiedziałam z jakiego kierunku dochodził krzyk. To musiała być stołówka. Pospiesznie tam skręciłam.

*Deku*
W końcu mi się udało. Zmusiłem wszystkich do tego by mordowali. Zaśmiałem się cicho do siebie, dobrze jest wyglądać zawsze na takiego, kto spełnia każdą groźbę, a następnie każdemu odpowiednio zagrozić. Rzecz jasna groźby pod tytułem "Bo inaczej zabiję Yūki" nigdy bym nie zrealizował. Gdy wszyscy zajmowali się robotą, ja pozwoliłem sobie chodzić korytarzami, które były wypełnione ludzkimi zwłokami.
-Najpierw sierociniec, następnie szkoły. Nie edukowany kraj łatwiej podbić.- Mruknąłem cicho, aż zobaczyłem, że naprzeciw mnie wybiegł on...
-Mamoru.- Szepnąłem do siebie z zaskoczeniem. Rzecz jasna spodziewałem się, że bohater numer jeden będzie walczyć, ale nie sądziłem, że tak szybko namierzy akurat mnie. Zaplanowałem rozmieszczenie wszystkich uczestniczących tak, że najpierw powinni się natknąć na Tomurę i Dabiego. Czyżby już ich pokonali, czy też zręcznie ominęli? Nie... Mamoru się musiał prześlizgnąć. Nie wierzę, że przybył tu tylko jeden marny bohater. Dabiego i Tomurę pewnie zatrzymał ktoś inny.
-Deku.- Usłyszałem go, a następnie obserwowałem jak z gracją idzie prosto w moją stronę.
-Nie pokonasz mnie. Nikt się nie uśmiecha na mój widok. Twoje quirk to dno... ale chętnie bym je sobie wziął.- Powiedziałem prześmiewczo szczerząc się jak głupi.
-Masz oddać Ochaco quirk.- Polecił.
-Pod warunkiem, że znajdziesz Tonego.- Powiedziałem, żeby mu trochę namieszać w głowie. Jego wcześniej złe i groźne spojrzenie od razu zrobiło się potulne, przez malujące się w nim zdziwienie. W końcu czemu miałbym mu proponować tak niekorzystny dla mnie układ? Straciłbym dwa wartościowe pionki i quirk grawitacji do tego. Ale opłacało się mu to zaproponować dla takiego spojrzenia.
-Tak, tak! Tony jest w tym budynku. Twój braciak który pięć lat temu tak ochoczo się do mnie przyłączył, bo jego braciszek "kłamał" cały czas kłamał...- Kontynuowałem.
-Naprawdę oddasz Ochaco quirk, jeśli znajdę Tonego?- Zapytał ignorując tą część gdy mówiłem o nim jako kłamcy.
-Tak. Masz na to kwadrans.- Dodałem, a on natychmiastowo zmienił swój cel i zniknął mi sprzed oczu tak szybko jak się pojawił.
1. Nawet jak znajdzie Tonego, to on nie będzie chciał do niego wrócić.
2. Nawet jak zmusi Tonego do powrotu, to Stain na pewno nie odpuści.
3. Nie znajdzie Tonego w kwadrans.
Do tego ja zyskałem więcej czasu, przez to, że mnie teraz nie zatrzymał... lecz... gdy jakimś cudem mu się uda, to wiele stracę. Jestem prawdomówny. Bycie prawdomównym jest dla mnie opłacalne. Nie dość że sam mam czyste sumienie, to jeszcze Tony mnie szanuje, nawet jeśli mnie nienawidzi za to co mu zrobiłem.

*Tony*
-POMOCY!- Zawołałem kolejny raz, lecz na marne. To koniec. Sami uciec nie możemy. Każda droga ucieczki jest zamknięta przez innych z ligi, jedyną nadzieją było to, żeby nam pomógł jakiś bohater, a tu nic. Załamany usiadłem na stole i się skuliłem chowając twarz w ramionach, które oparłem o kolana.
-Zabiję się. Dlaczego nikt nam nie pomoże? Ja nie chcę zabijać bezbronnych ludzi. Chcę zabijać tylko tych złych.- Wyszeptałem załamany.
-Dlaczego jak bohaterowie są potrzebni to ich ku*wa nie ma?- Zapytałem.
-Nie klnij.- Skarcił mnie sensei.
-Ale to prawda.- Dodałem, po czym prawie zacząłem płakać. Mimo, że stałem się silny w walce, to nadal miałem słabą psychikę. Zepsułem. Mogłem nie wracać kiedy słyszałem Izuku. On by nie zabił senseia, jest mu za bardzo potrzebny.
-Dlaczego chcesz, żeby nam pomogli akurat bohaterowie? I dlaczego liczysz na nich, skoro większość nosi tytuł bohatera i tak bez uzasadnienia?- Zapytał, a wtedy już nie wytrzymałem i się rozpłakałem.
-B-bo nie widzę już jakiejkolwiek innej nadziei. Musimy uciec razem. Sam bez ciebie nigdzie nie idę. Może jednak jakiś bohater mnie zrozumie i pomoże.- Ucichłem starając się nie pokazać jak słaby jestem. Chciałem dalej wołać o pomoc, ale nie potrafiłem.
-POMOCY!- Usłyszałem głos senseia... zauważył, że ja się poddałem, to sam zaczął wzywać pomocy zamiast mnie.

Gdyby było inaczej Cz.II (bnha)Kde žijí příběhy. Začni objevovat