31#

437 39 23
                                    

espoir (francuski) - nadzieja

Ekran telewizora był czarny, niczym czeluść i pustka w mojej głowie.

O dziwo oddychałem spokojnie i miarowo, jakbym przyzwyczaił się do rzucanych mi pod nogi belek. Michael siedział obok mnie, opierając się o moje ramię, jakbym był jego mentalną podporą. Oboje byliśmy zbyt zmęczeni, żeby wstać i przebrać się w luźniejsze ubrania niż garnitury, już i tak pomięte od długich godzin miotania się w tą i z powrotem.

- Przepraszam, że cię w to wszystko wkręciłem - wyszeptałem, spuszczając głowę w dół i opierając brodę na kościstym ramieniu Michaela. Chłopak ostatnio schudł przez stres. Będzie musiał obiecać mi badania, aby sprawdzić stan swojego zdrowia, a potem podkuruje się go na zdrowym jedzeniu, przygotowanym przez Bridget.

Zielone oczy chłopaka lśniły i pałały czystą miłością, skierowaną do mnie. Widziałem każdy szczegół jego - w moim mniemaniu - pięknej twarzy, pomimo ciemności, która panowała w mieszkaniu. Kompletnie zignorowaliśmy światła i postanowiliśmy pogrążyć sie w ciemności.

Na szczęście w przenośni, a nie dosłownie.

- Nie przepraszaj. Lubię być z tobą.

- Nawet jeśli sprawiam kłopoty?

- Szczególnie wtedy.

Usmiechnąłem się leniwie, czując rozchodzące się w mojej klatce piersiowej ciepło, kojarzące mi się z Michaelem i miłością, którą chłopak bez dwóch zdań mnie darzył. Wtuliłem się bardziej w jego ramię, którym mężczyzna oplótł mój pas, po czym rozmarzonym głosem mruknąłem coś cicho i niezrozumiale, czując jak jego usta czule muskają moje czoło.

Telewizor nadal pozostawał wyłączony, tak samo jak oświetlenie mieszkania, a odgłosy dobiegające zza uchylonego okna w kuchni wcale nie mąciły spokoju, który zapanował w moim ciele oraz głowie. Kątem oka zerknąłem na Michaela, którego wzrok utkwiony był gdzieś daleko przed sobą. Jego myśli zapewne krążyły wokół dzisiejszego dnia. A może przyszłości i przeszłości, tak jak te moje?

- Mikey - zagaiłem melodyjnym głosem, sprawiając, że zielone oczy Michaela przeniosły się na mnie - A pamietasz jak się poznaliśmy?

- Jak mógłbym zapomnieć? Ocaliłem ci życie, głupku - Michael połaskotał mój pas, przez co parsknąłem śmiechem, ciepłym oddechem owiewając odkrytą skórę jego szyi, tuż przy kołnierzyku rozpiętej koszuli.

- A pamiętasz, jaki zazdrosny byłem o Caluma? O, albo jak ocaliłeś Bridget przed moją głupotą? Kto by pomyślał, że się tak zaprzyjaźnimy po tylu latach... - pokręciłem głową z niedowierzaniem, w odwecie łaskocząc blondyna moimi przydługimi lokami.

- Ja tam pamiętam tylko jak puściłeś "Born This Way" na korytarzu i prawie cię wyrzucili ze szpitala.

Gwałtownie odsunąłem się od Michaela, aby sprzedać mu sójkę w bok. Chłopak aż podskoczył, ale uśmiech nie schodził mu z ust. Śpiąca i spokojna atmosfera przerodziła się w dziecinne droczenie się i zabawy.

Z wiekiem czasu człowiek uświadamia sobie, że czasami dziecinność jest zaletą, a nie wadą. Dobrze jest się cofnąć do przeszłości i znów poczuć się jak dziecko.

Jeszcze chwilę przepychałem się ze starszym ode mnie mężczyzną, dopóki nie zabrakło nam tchu, a nasze twarze, po części celowo, po części przypadkiem, nie przybliżyły się do siebie na tyle, że mogłem bez trudu dostrzec każdą niedoskonałość na twarzy Michaela.

Usmiechnąłem się krzywo, prawie podstępnie, po czym oblizałem usta.

- A pamiętasz nasz pierwszy pocałunek?

espoir▪mukeWhere stories live. Discover now