28#

301 30 24
                                    

mizpah - głęboka, emocjonalna więź pomiędzy ludźmi, w szczególności tymi rozdzielonymi przez śmierć lub odległość

Koło drugiej czy trzeciej w nocy przekręciłem się na lewy bok, ciasno oplatając talię Michaela i przyciągając go bardziej do siebie. Chłopak mruknął coś przez sen i wtulił się we mnie, odwracając się twarzą w moją stronę. Teraz pełniłem funkcję ogromnej przytulnaki, jako, że blondyn oplótł nogami mój pas, a jego ciepłe ręce spoczęły na moim karku. Było mi wygodnie i wręcz błogo. Mógłbym tak zostać przez całą wieczność...

Traciłem powoli przytomność, oddalając się coraz bardziej do świat snów i koszmarów, kiedy mój telefon zaczął dzwonić.

O tej godzinie?

Normalnie nigdy w życiu bym nie odebrał. Ale to musiało być coś ważnego. Nikt o zdrowych zmysłach nie dzwoniłby do mnie w środku nocy.

Zaspanym wzrokiem otaksowałem ekran telefonu komórkowego. Serce ścisnęło mi się, a ja momentalnie się rozbudziłem, widząc, że dzwoni do mnie mama.

- Halo? - Michael obudził się w momencie, w którym odebrałem telefon. Zamglone od snu oczy Michaela wpatrzone były we mnie. Jego ciało przysunęło się do mnie, a ręce potarły ramiona, rozmasowując spięte mięśnie.

- Synku, jak dobrze, że odebrałeś! - Liz wydawała się być zaaferowana czymś lub kimś. W tle słyszałem stukot jej butów o posadzkę oraz cięższy oddech. Biegła. Ale dokąd?

- Mamo, co się dzieje?

- Twój ojciec... - głucha cisza sprawiała, że serce podeszło mi do gardła.

- Co ten skurwysyn ci zrobił? - zagrzmiałem, na co Michaela mocniej zacisnął palce na moim ramieniu.

- Jest w szpitalu. Luke, on miał wylew.

Dziwne. Przez dużą część mojego życia wyobrażałem sobie jakby to było uwolnić się od jadowitych słów i żelaznych zasad mojego ojca, jednak teraz, kiedy stało się to bardziej realne niż kiedykolwiek przedtem, poczułem... Empatię. Cholerną troskę i poniekąd wyrzuty sumienia.

Było mi żal Andrew. Nie powiedziałbym, że byłem na skraju płaczu, jednak jakiś tam ból w klatce piersiowej nadal mi ciążył i sprawiał, że oddychałem z niemałą trudnością.

Pomimo wszystkich błędów i jego wręcz karygodnego postępowania wobec mnie oraz moich najbliższych nadal czułem potrzebę bycia przy nim i zaoferowania pomocy.

Chciałem, żeby karma czy tam Bóg odegrali się na nim i w jakiś sposób pokazali mu co jest słuszne, a co niekoniecznie, lecz nie oczekiwałem jego śmierci!

Chwila... Czy on żył? W końcu wylew to poważna sprawa.

- Mamo... Czy on żyje?

- Na razie ciężko cokolwiek powiedzieć. Lekarze probują go wybudzić, ale oddycha. Nadal żyje.

Michael spojrzał na mnie zaskoczony, więc zacisnąłem oczy, nie chcąc czuć się jak zdrajca.

Bo tak właśnie poczułem się, pytając o zdrowie ojca. O zdrowie potwora, który pragnął usunąć Michaela oraz wszelkie inne "przeszkody" z mojego i własnego życia. Posunął się do ekstremalnych czynów i nakazał Michaelowi udawać, że nie żyje. Jak mógłbym mu to wybaczyć?

Istotnie, nie mógłbym. Nie istniała taka ilość pieniędzy czy innych materialnych dóbr, które mogłyby to zrekompensować mnie, a przede wszystkim Michaelowi.

Jednak czasami zdrowy rozsądek i uczucia nie współgrają ze sobą. To co czułem w momencie, kiedy podniosłem się gwałtownie z łóżka i zacząłem ubierać, było na to najlepszym przykładem.

espoir▪mukeWhere stories live. Discover now