14#

327 34 56
                                    

paraprosexia - wieczne rozproszenie

Dwa dni przed Wigilią.

Świąteczne reklamy Coca Coli lecą w telewizji regularnie, wrzynając się w mózg i sprawiając, że chcę wydłubać sobie oczy. A ja bardzo lubię moje oczy.

Słowa Last Christmas poznałem już na pamięć, dodam, że nie z własnej woli. Wczoraj zdenerwowałem się do tego stopnia, że prawie wyrzuciłem radio stojące na biurku recepcjonistki przez okno. Nie moja wina, że nie znoszę tego świątecznego klimatu. Szczególnie, że w tym roku na sto procent zostanę sam.

Bez dwunastu potraw, bez choinki oraz bez Bridget. Zamiast oglądać Kevin Sam W Domu, przeniosę ekranizację do prawdziwego świata... Może oprócz wszystkich zwariowanych aspektów historii o młodym Kevinie, bo nie zamierzałem walczyć ze "złem", złodziejami czy robić cokolwiek innego niż leżenie na kanapie i objadanie się chipsami.

Bridget wyjeżdża do rodziny, która aktualnie pomieszkuje na słonecznej Florydzie. Wiedziałem o tym nie od dziś, jednak nadal nie mogłem pogodzić się z myślą o przytłaczającej samotności. A co jeśli znowu coś strzeli mi do tego głupiego łba i wszystkie moje samobójcze plany sprzed kilku lat powrócą?

Na Caluma też nie mogłem liczyć. Zresztą nigdy nie mogłem na nim polegać. Jedynie Bóg wie co mulat będzie porabiać, kiedy nadejdzie Wigilia i dwa dni świąt. Może będzie ślęczeć nad papierkową robotą? Nie, o czym ja w ogóle myślę. Pewnie upije się do nieprzytomności i skończy wyznając miłość butelce jabola, albo co gorsza Bridget lub Ashtonowi.

Właśnie, Ashton... Nie, on też zamierza wyjechać. Wczoraj zadzwoniłem do niego, żeby zrelacjonować mu rozmowę z Prim. Mężczyzna napomknął coś o świętach i o swoim stresie oraz braku czasu, jako, że wybierał się do Nowego Jorku, bo tuż po Bożym Narodzieniu miało się tam odbyć ważne spotkanie odnośnie neurologii i epigenetyki. 

Zostały mi dwie opcje. O zgrozo, nie wiem, która była gorsza. Ojciec czy mama?

Ojca skreśliłem w przedbiegach. Nigdy w życiu nie zapytam go o jego świąteczne plany, a tym bardziej nie będę mu się narzucać swoją osobą. Już faktycznie wolę zostać drugim Kevinem, niż spędzić święta w jego mieszkaniu. Wystarczy mi fakt, że muszę patrzeć na jego twarz - ironicznie podobną do mojej - na co dzień. Nie muszę borykać się z nim w czasie wolnym.

A mama? Cóż...

- Och, synku! - odsunąłem trochę telefon od ucha, zdając sobie sprawę z wysokich decybeli odbijających się od moich bębenków - Naprawdę chciałabym zaprosić cię do siebie. Ugotowalibyśmy coś razem i zrobili pierniczki, jak za dawnych czasów, ale...

- Ale? - ponagliłem ją, mocniej ściskając telefon.

- Ale już mam inne plany.

Może kogoś innego, by to zdziwiło. Ja kompletnie się tym nie przejąłem. Żadna nowość. Ciekawe co tym razem wymyśli.

- Czyli? - burknąłem, bawiąc się frędzlami koca, którym owinąłem się, siadając na łóżku. Bridget pakowała się na ostatnią chwilę po drugiej strony ściany. Słyszałem jak niecenzuralne słowa lecą raz za razem, kiedy dziewczyna potykała się o ogromne, niedopinające się walizki lub nie mogła znaleźć potrzebnych rzeczy. Zabarakowałem się we własnym pokoju, obawiając się, że brunetka w akcie szału przez przypadek zrobi mi krzywdę. To też niezbyt wiele pomogło, bo Bridget przeszturmowała już mój pokój dobre dwa razy, niemalże krzycząc na mnie, kiedy z frustracją przekopywała się przez moje koszulki w poszukiwaniu zagubionego skrawka materiału.

- Czyli zaprosiłam już moje przyjaciółki z klubu książki.

- I zamierzacie spędzić razem Wigilię? Czy to nie jest przypadkiem święto rodzinne?

espoir▪mukeWhere stories live. Discover now