29#

257 29 23
                                    

sirimiri - lekki deszcz, mrzawka

Michael trzymał mnie za rękę, kiedy wychodziliśmy ze szpitala.

Okazało się, że kafeterię również zmienili i to nie do poznania. Stołówka przeszła przemeblowanie, gdzie domowe jedzenie, niegdyś gotowane przez starsze kucharki, zostało zastąpione cateringiem, bez smaku i zapachu. Mdła owsianka, którą Michael kazał mi zjeść, żebym nie padł trupem, ledwo przeszła mi przez gardło. Odwdzięczyłem się mu, kupująć mu smoothie bowl. Ja chociaż postarałem się przy wyborze jedzenia i założę się, że jego posiłek był o niebo lepsza niż ten mój... Cóż, przynajmniej miał dobre intencje.

Liz zniknęła bez śladu. Nie wiem czy nadal siedziała w pokoju ojca czy może rozmawiała z lekarzem. Nie chciałem się tym martwić.

W ogóle niczym nie chciałem się już martwić.

Pewnie dlatego umówiłem się z Michaelem, że wychodzimy i zostawiamy te sprawy za sobą, dopóki nie nastanie poranek, który zbliżał się wielkimi krokami. Było około czwartej czy piątej rano, kiedy wyszliśmy ze szpitala. Pomimo wczesnej godziny parking wcale nie zionął pustkami, a wręcz przeciwnie. Jakby tego było mało, pierwsi pacjenci powoli zaczynali kręcić się wokół recepcji, a w głównym korytarzu czekali poszczególni ludzie, niecierpliwie wyczekując należącej im się pomocy medycznej. 

Grzecznie powiedziałem "do widzenia", adresując moje słowa do zmęczonej recepcjonistki, która nic nie powiedziała, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu, na którym oglądała jakiś dziwny, latynoski serial. Zmarszczyłem nos i pociągnąłem Michaela za rękę, chcąc jeszcze szybciej wyjść z budynku.

- Co tak pędzisz? - blondyn zatrzymał się, ciągnąc mnie w swoją stronę, przez co wpadłem na jego klatkę piersiową, opierając na niej dłonie.

- Źle się tutaj czuję - wymamrotałem pod nosem, czując jak pieką mnie policzki. Byłem tchórzem.

Michael uniósł mój podbródek w górę, ujmując go pomiędzy kciuk, a palec wskazujący, sprawiając, że skupiłem się na jego zielonych, szczerych oczach.

- Nikt nie każe ci ratować świata. W porządku. Trzeba było powiedzieć wcześniej.

Zamknąłem oczy, a Michael zamiast bredzić słodkie słówka nachylił się nade mną i pocałował mnie czule. Bez wahania odpowiedziałem na pocałunek, zupełnie jakby nasze ciała były ze sobą zsynchronizowane.

- Luke!

Oderwałem się od warg Michaela, odwracając głowę w stronę głosu, który bez dwóch zdań wołał właśnie mnie.

I wtedy to zobaczyłem.

Blask flesza oślepił mnie, sprawiając, że nieudolnie zakryłem twarz dłonią, chowając Michaela za swoimi plecami. Było za późno. Fotoreporterzy widzieli wszystko, a przede wszystkim ten pocałunek.

Co ja narobiłem?

Zachłysnąłem się powietrzem, kiedy jeden z fotoreproterów podstawił mi pod twarz mikrofon, tym samym uderzając mnie prosto w nos, co sprawiło, że zatoczyłem się do tyłu, prosto na Michaela, który złapał mnie w ostatnio chwili. W innym wypadku skończyłbym na schodach szpitala.

Kolejne zdjęcie.

Szybko wyswobodziłem się z uścisku Michaela i zamiast tego przepchnąłem się pomiędzy reporterami, zaciskając usta w wąską kreskę.

- Luke! Jak czuje się twój ojciec? Czy przejmiesz firmę?

- Luke! Czy to twój chłopak?

- Luke! Jesteś gejem? A może biseksualny? Czy twój ojciec wie?

espoir▪mukeNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ