27#

292 30 20
                                    

anam cara - osoba, z którą możesz podzielić się swoimi najgłębszymi lub najcięższymi myślami, uczuciami oraz marzeniami

Praca w Starbucksie okazała się nie być taka najgorsza. Minął tydzień odkąd raz na zawsze zakończyłem swoją przygodę z biurokractwem w firmie ojca, a zamiast tego zapisałem się na studia i postanowiłem robić kawę. Ot co, każdemu wolno marzyć.

Jak to się mówi? Go big or go home.

Do Starbucksa przyjęli mnie bez słowa, pewnie tuż po zobaczeniu mojego słynnego nazwiska. Nie wiem tylko czy po to, żeby nabijać się ze mnie czy może z szacunku do mojego ojca...

Stawiam na to drugie.

Nad studiami nadal wisiał ogromny znak zapytania. Nikt nie oddzwonił do mnie w sprawie mojego podania. Może już nie mogłem się zapisać na żaden uniwersytet? Cóż, najwyżej spróbuję szczęścia w wakacje.

Dla chcącego nic trudnego.

Skąd ja w ogóle biorę te żenujące przysłowia?

- Poproszę dużą, gorącą czekoladę na mleku sojowym, bez bitej śmietany - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się z uśmiechem w stronę klienta. Uśmiech ten powiększył się dwukrotnie, kiedy dostrzegłem kim był owy osobnik płci męskiej. 

- Cześć - wyszeptałem miękko, widząc przed sobą Michaela, którego błyszczące ze szczęścia oczy otaksowały mnie od góry do dołu.

- Ładnie ci w tym fartuszku - zaśmiał się, podsuwając mi pod nos pieniądze za zamówienie. Spojrzałem na niego ponad uniesionymi brwiami - No co? Pamiętam ile co kosztuje, bo często tu jestem i zawsze kupuję to samo.

Niechętnie wziąłem pieniądze od chłopaka. Zanim odwróciłem się, aby zrobić jego zamówienie, nachyliłem się nad ladą, układając usta w dzióbek. Michael cmoknął mnie w nie, a ja posłałem mu rozmarzony uśmiech. Nucąc pod nosem zacząłem przygotowywać gorącą czekoladę, podczas gdy blondyn oparł się ramionami o ladę, widząc, że na razie nie ma tak wielu klientów, by komukolwiek przeszkadzało jego niekulturalne zachowanie.

- To co tutaj robisz? - zagadnąłem, przygotowując mleko do spienienia. Sproszkowana czekolada czy inny czekoladopodobny specyfik już spoczywał na dnie papierowego kubka. Unoszący się aromat kakao przyprawiał mnie o lepszy humor. Wolałem jednak gorycz kawy... O tak, zdecydowanie byłem kawoszem.

- A co to za przesłuchanie? Już nie mogę od tak zobaczyć się ze swoim ukochanym chłopakiem? - rozmarzony uśmiech na mojej twarzy powiększył się dwukrotnie. Czym prędzej dolałem spenionego, sojowego mleka do sproszkowanej czekolady i podałem kubek blondynowi. Michael z wdzięcznością odebrał ode mnie napój, przy okazji muskając moje dłonie swoimi palcami.

- Oczywiście, że możesz. Takie niespodzianki są zawsze mile widziane.

- A tak serio to przyszedłem popracować nad moim tomikiem poezji. Cat chciała, żebym przejrzał propozycje układu stron i okładki.

- Tak szybko? - oparłem się plecami o wysoki blat, zerkając w stronę Lilith, czarnowłosej gotki, która pracowała wraz ze mną w Starbucksie.

- Tak - Michael poprawił plecak, który przewieszony miał przez jedno ramię i kontrolnie podążył za moim spojrzeniem - Wiersze pisałem już od dawna. Uzbierało się ich tyle, że mogę w nich przebierać, niczym w twoich koszulkach.

- Nie moja wina, że lubię ubrania - wzruszyłem ramionami, po czym posłałem proszące spojrzenie w stronę znudzonej Lilith, widząc, że nowi klienci zbliżają się do kasy. Czarnowłosa dziewczyna westchnęła, lecz uprzejmie podeszła bliżej grupki turystów, którzy chcieli złożyć zamówienie.

espoir▪mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz