25#

294 35 12
                                    

finifugal - nienawiść do zakończeń; nienawiść odczuwana przez kogoś kto próbuje uniknąć końcowy moment historii, związku lub innej przygody

Dwie godziny po północy Calum wraz z Ashtonem magicznie zniknęli, Bridget wyszła z mieszkania, pod pretekstem oglądania fajerwerków wraz z koleżankami z uniwersytetu.

Tak też zostaliśmy sami z Michaelem.

- Dzięki - posłałem drobny uśmiech w stronę blodnyna, który wręczył mi półlitrową butelkę Fanty. Odkręciłem napój i pociągnąłem długi łyk słodkiego jak ulepek napoju.

Michael usiadł obok mnie i zapatrzył się przed siebie, wpatrując się w gwiazdy, które mieszały się z chmurami. Ostatnie ślady po noworocznych fajerwerkach zniknęły, lecz my nadal siedzieliśmy na balkonie mojego mieszkania. Zapomniałem już o tym miejscu. W letnie poranki wychodziłem się tutaj opalać, aby wieczorem wypić piwo czy wino wraz z Bridget, jednak zimą nie widziałem w tym sensu.

Zamiast kurtek przytaszczyliśmy sobie puchową kołdrę z mojego pokoju, którą teraz poprawiłem na swoich ramionach i podałem butelkę Fanty Michaelowi.

Wspomnienia miłosnego wyznania nadal krążyły pomiędzy nami, co sprawiło, że przysunąłem się bliżej, układając dłoń na jego kolanie i ściskając je lekko.

- O czym myślisz? - zagadnąłem, podziwiając profil twarzy chłopaka, podczas gdy ten powoli pił słodki napój i patrzył przed siebie.

- To wszystko jest takie dziwne. To całe życie mogło potoczyć się inaczej. Mogłem umrzeć, ty mogłeś umrzeć... A jednak los chciał, żebyśmy się spotkali. I to dwukrotnie.

- Wierzysz w przeznaczenie? - zagryzłem wnętrze policzka, wyczekując odpowiedzi.

- Nie wierzyłem. W końcu byłem chory na białaczkę. Gardziłem losem - mechanicznie uchyliłem usta. Michael chyba nigdy nie wspominał sam z siebie o swojej chorobie - A potem pojawiłeś się ty i nieźle namieszałeś mi w głowie.

- I vice versa - zaśmiałem się cicho.

Michael wygiąl kąciki ust ku górze, po czym odłożył butelkę Fanty na posadzkę tarasu. Jego zielone oczy przemieściły się z nocnego nieba na mnie.

Moja dłoń przemknęła w górę, z jego kolana trafiając na policzek. Michael przymknął powieki, a jego czarne rzęsy musnęły mój kciuk, łaskocząc mnie odrobinę. Pochyliłem się aby musnąć jego skórę, wpierw policzek, następnie zamknięte powieki, a na końcu nos. Miałem się odsunąć, lecz blondyn ujął moją twarz w dłonie i połączył nasze usta w powolnym i długim pocałunku.

Kiedy zabrakło nam tchu chłopak przesunął się na zimnej podłodze balkonu, aby być bliżej mnie. Jego bok przylgnął do mojego, a ja oparłem głowę na jego ramieniu.

Zacząłem niezobowiązująco nucić coś cichutko pod nosem, nie zważając na melodię, słowa, które same z siebie przychodziły mi na myśl, czy też opinię Michaela na temat mojego głosu. Chłopak niewzruszony przytulał się do mojego boku, jak gdyby lubił mnie słuchać, a taki mały koncert w ogóle mu nie przeszkadzał.

- Kocham cię - wyszeptał, a głos miał tak cichy, jakbyśmy właśnie dzielili się wspólnym sekretem.

- Ja ciebie też.

- "Kochaj mnie lub nienawidź, oba są na moją korzyść... Jeśli mnie kochasz, na zawsze pozostanę w twym sercu. Jeśli mnie nienawidzisz, na zawsze pozostanę w twym umyśle"* - wyrecytował Michael, patrząc na mnie z błyskiem w oku - To William Shakespeare.

espoir▪mukeWhere stories live. Discover now