12#

365 35 97
                                    

troglodyte - osoba z prymitywną lub brutalną osobowością

Ashton Irwin zmienił się nie do poznania.

Od kilku minut wpatrywałem się w niego szeroko otwartymi oczami. Próbowałem dojrzeć gdzieś cień jego starego "ja", zarys czerwonych kosmyków, zawsze zaczesanych na żel i do tyłu, czy tych pogodnych orzechowych tęczówek.

Nic. Zero. Null.

Zamiast tego miałem przed sobą dorosłego mężczyznę, starszego ode mnie, co widać było nie tylko po budowie ciała, ale również po poważnym spojrzeniu. Jego włosy też się zmieniły. Zamiast intensywnej czerwieni włosy Ashtona pokrywała teraz matowa, neutralna farba w odcieniu ciemnego brązu. A przynajmniej tak mi się wydawało. Zmrużyłem oczy, próbując wydobyć z siebie nazwę, która jako tako pasowałaby do określenia odcienia kosmyków mężczyzny, jednak sztuczne światło mojego mieszkania utrudniało sprawę.

Jego ramiona rozrosły się, tak jak mięśnie, pokrywające barki oraz plecy, rysujące się pod białą koszulą, której rękawy zakasał, tuż po przekroczeniu progu mojego skromnego gniazdka. Mężczyzna pochylał się teraz nad kanapą, gdzie usadowił się naburmuszony Calum oraz pieklący się Leon, który masował rozkrwawione kłykcie.

- I co? Warto było? - głos Ashtona był chłodny, podobnie jak woreczek mrożonej fasolki szparagowej, którą Bridget przyniosła z naszej lodówki, teraz trzymaną przez Ashtona.

Wymieniłem spojrzenia z zażenowaną dziewczyną, która nerwowo przebierała nogami, pijąc melisę w kuchni. Moja przyjaciółka nonszalancko wzruszyła ramionami i upiła kolejny łyk naparu, mocno zaciskając dłonie na kubku.

- Nie - rzucił oschle Calum. Mulat syknął, kiedy Ashton "niechcący" docisnął mrożonkę do jego podbitego oka.

- Wiedziałem, że to się tak skończy - westchnąłem, pocierając twarz dłońmi. Michael przycupnął na oparciu kanapy. Ja sam siedziałem po przeciwnej stronie, obok Leona, który nie odrywał wzroku od swoich rąk, splecionych na kościstych kolanach. Chyba było mu głupio, bo jego policzki rozgrzały się już dawno do czerwoności.

- No popatrz. A ja liczyłem na to, że się już nie spotkamy - ten teskt, rzucony przez złego na cały świat Caluma, wypowiedziany był prosto w twarz Ashtona. Gdyby mulat mógł pewnie splunąłby na dawnego pielęgniarza. Proszę, proszę... Historia lubi się powtarzać, czyż nie?

- Też miałem taką nadzieję - prychnął Ashton, po chwili zezując na mnie - Nie bierz tego do siebie, Luke. Ciebie zawsze lubiłem. Jego nie.

- Milutko - zaśmiał się gorzko Calum, krzywiąc się, kiedy Ashton ponownie wcisnął mrożonkę w jego oczodół.

- Możecie przestać? Ile wy macie lat? - Michael pomasował skronie, oddychając przy tym ciężko.

- Mentalnie mniej niż w dowodzie - odparłem, przenosząc spojrzenie na siedzącego obok mnie Leona. Ciemne włosy chłopaka opadały na jego twarz, zakrywając jego ciemne oczy i wypukłe usta, zwieńczone dorodnym skrzepem z krwi i głębokim rozcięciem - Ty mi powiesz co się tutaj stało czy zapytać Bridget?

- Ja nic nie mówię. Mam dość. Nie chcę o tym myśleć. Chyba pójdę na zakupy - rzuciła Bridget znad parującego kubka. Dziewczyna istotnie wstała od stołu i raz jeszcze potoczyła spojrzeniem po mężczyznach balujacych w naszym salonie - Luke, zadzwoń do mnie jak ich wszystkich tutaj nie będzie.

- Nie ma problemu - posłałem jej pokrzepiający uśmiech, którego szarooka nie odwzajemniła. Brunetka zarzuciła długi warkocz na plecy i skierowała się do przedpokoju. Czym prędzej wcisnęła się w puchową kurtkę, po czym założyła kozaki i wyszła z domu. I tyle ją widzieliśmy.

espoir▪mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz