24#

306 35 22
                                    

ya'aburnee - nadzieja na śmierć przed twoją miłością, ponieważ nie możesz bez niej żyć.

- Szczęśliwego nowego roku, mamo! - mój uradowany głos poniósł się echem po pustych ścianach mojego mieszkania. Bridget zeszła na dół, aby wyrzucić śmieci i przy okazji spotkać się z Calumem, Ashtonem oraz Michaelem, którzy lada moment mieli zacząć świętowanie, wraz z nami.

- Jeszcze nie wybiła północ - zaoponowała kobieta, po drugiej stronie linii. Machinalnie wzruszyłem ramionami, po chwili karcąc się za ten odruch. Przecież Liz mnie nie widzi.

- Założę się, że ty i tak już świętujesz... - te słowa zakuły mnie w serce. Moja rodzicielka dobrze wiedziała o co mi chodziło. Po drugiej stronie słuchawki nastąpiła głucha cisza, a ja, skrępowany własną głupotą, zdecydowałem się spojrzeć w bok, wzrokiem napotykając wyspę kuchenną, zastawioną szampanem, winem oraz whiskey. Kilka przekąsek też się tam znalazło, choć to była tylko i wyłącznie zasługa Bridget, która postanowiła zrobić guacamole, chipsy z warzyw oraz popcorn.

- A propos, chciałam ci coś powiedzieć - szept mojej mamy, sprawił, że otrząsnąłem się letargu - Zaczęłam chodzić na mitingi.

- Jak to?

- Tydzień temu poszłam na pierwsze spotkanie AA. I chyba będę kontynuować uczęszczanie.

- Mamo, tak strasznie się cieszę! - szeroki uśmiech wpłynął na moje usta. Liz brzmiała szczerze. I trzeźwo. Dopiero teraz zrozumiałem, że kobiecie wcale nie plącze się język, ani nie ponoszą ją emocje. Była trzeźwa.

- Robię to dla ciebie, synku. Ty potrafiłeś przezwyciężyć depresję, to i ja zdołam wygrać z tym głupim nawykiem.

- Trzymam kciuki. Dzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała. Możesz nawet do nas dzisiaj wpaść i...

- Nie, nie - Liz zaśmiała się dźwięcznie, przerywając mi w pół słowa - Wy, młodzi, musicie się wyszaleć. Ja odpocznę sobie tutaj i obejrzę jakiś film.

- Tylko bez alkoholu - dodałem, pół żartem, pół serio.

- Bez alkoholu - w głosie mojej rodzicielki dało się słyszeć szczery uśmiech.

Drzwi od mieszkania się otworzyły, a ja obróciłem się na piętach, kiwając entuzjastycznie dłonią w stronę Ashtona, który jako pierwszy wtoczył się do mieszkania. Zaraz za nim pojawił się Calum, niosący sześciopak taniego piwa. Wywróciłem oczami widząc jak mulat kręci się wokół Bridget, by po chwili zacząć zagadywać Ashtona. Michael wszedł do mieszkania na końcu. Jego ręce spoczywały w kieszeniach krótkiej kurtki, a ja, jak zwykle zresztą, nie byłem w stanie oderwać od niego wzroku.

- Zadzwonię do ciebie później. Pa, kocham cię, mamo - wyszeptałem do telefonu, po czym rozłączyłem się i wepchnąłem urządzenie do tylnej kieszeni moich spodni.

- Cześć - Michael podszedł do mnie, dłonie układając na tyle mojej szyi, aby pochylić się do przodu i złączyć nasze usta w ciepłym, powitalnym pocałunku. Wypieki na moich policzkach były dobrym dowodem, potwierdzającym fakt, iż niesamowicie tęskniłem za tym blondynem, choć widzieliśmy się zaledwie wczoraj.

- Jak przestaniecie się migdalić to chodźcie tutaj. Mam piwo - Calum mówił z pełnymi ustami, podczas gdy Bridget patrzyła na niego z nieukrywaną odrazą. Nawet Ashton zmarszczył nos, choć nie odwrócił wzroku, nadal wpatrując się w profil mulata.

- To nie piwo tylko rozcieńczona woda. Zwykłe szczyny. Ja mam lepsze trunki.

Michael parsknął cichym śmiechem. Ku zdziwieniu wszystkich wyminął mnie i sięgnął po pierwszą lepszą butelkę czerwonego wina oraz korkociąg. Bez wahania otworzył zabezpieczenie alkoholu, po czym uśmiechnął się szeroko, obracając korek pomiędzy dwoma pierwszymi palcami.

espoir▪mukeWhere stories live. Discover now