18#

370 33 54
                                    

hotsy - totsy - mniej wiecej tak dobrze jak tylko może być; idealnie

Pierwszy i drugi dzień świąt minęły mi na samotnym objadaniu się starymi czekoladkami, trochę po terminie ważności, które Bridget schowała przede mną w głębi najwyższej szafki kuchennej.

27. grudnia niestety musiałem wrócić do pracy. Tak też, z kawą w ręku i worami pod oczami, wyszedłem z windy z grobową miną. W kurtce ciążył mi telefon oraz dodatkowa paczka antydepresantów. Muzyka w windzie dobiła mnie jeszcze bardziej niż sama świadomość porażki jaka łączyła się z brakiem kontaktu z Michaelem. Chłopak nie rozmawiał ze mną odkąd widziałem go po raz ostatni, czyli tego niefortunnego pierwszego dnia świąt, kiedy to rozkwasiłem nos jego byłemu chłopakowi. Próbowałem do niego dzwonić, ale nie odbierał. Na SMSy też nie odpowiadał.

Skinąłem głową recepcjonistce, która bacznie mi się przyglądała.

- A po tobie to przejechał walec czy czołg? - Flora wyłoniła się ze swojego gabinetu akurat w chwili, kiedy go minąłem.

- Chyba raczej cała artyleria wojskowa - burknąłem, przystając naprzeciwko Flory, która posłała mi szeroki uśmiech, wydymyając przy tym usta pomalowane na czerwono - No co?

- Wyglądasz gorzej niż zazwyczaj. I masz tłuste włosy.

- To wszystko? - mruknąłem, mimochodem przeczesując brudne kosmyki włosów, które faktycznie wydawały się być oklapnięte.

- Trzymaj - ku mojemu zaskoczeniu murzynka zdjęła z nadgarstka szarą gumkę do włosów, wciskając mi ją do rąk. Posłusznie związałem loki w niechlujny koczek, sprawiając że czułem się choć odrobinkę lepiej.

- Dzięki.

- Nie ma za co - Flora zamknęła za sobą drzwi gabinetu, teraz stając obok mnie i rozglądając się na boki - Twój ojciec zabija wszystkich wzrokiem albo gadką przez ciebie.

- A co ja mu niby zrobiłem?

- Właśnie chodzi o to, że nic. Narzeka, że nie pracujesz tylko uciekasz się do starych nawyków.

Zrobiłem motorek ustami, po czym mocno ścisnąłem nasadę nosa, próbując pozbierać myśli.

- Jak go gdzieś spotkasz to możesz przekazać mu, że jego znienawidzony syn bierze się do roboty, a piękna reklama promująca partię będzie gotowa na poniedziałek?

- A czemu ty sam mu tego nie powiesz? - kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, przez co zrobiłem krok w tył. No proszę, znów uciekam.

- Bo nie chcę go widzieć. Ani teraz ani nigdy.

Flora westchnęła głośno. Niespodziewanie kobieta poklepała mnie po ramieniu, a ja spiąłem się, zaskoczony jej ruchem.

- Przykro mi, blondyneczko - jej głos naprawdę wydawał się być smutny, jakby mówiła szczerze. Pozostało tylko zapytać czy współczuła mi ojca czy może mojego podejścia do niego?

Nie zdążyłem zapytać, bo kobieta oddaliła się już ode mnie, stukając głośno obcasami wysokich, czarnych szpilek.

- Co wszyscy mają do moich włosów? - burknąłem pod nosem, wreszcie zamykając się w czterech ścianach gabinetu.

Czas wziąć się do pracy.

***

Mayday, mayday... Oznajmiam wszem i wobec, że te trzy ostatnie szare komórki mózgowe, które jeszcze jako tako funkcjonowały, choć już ostatkami sił, kompletnie się wypaliły.

espoir▪mukeWhere stories live. Discover now