6#

388 39 80
                                    

skinny love - kiedy dwójka ludzi jest w sobie zakochana, jednak jest zbyt nieśmiała, aby to wyjawic. Aczkolwiek i tak to pokażą. 

- Zadzwonić po karetkę?

- Nie - stanowczy, męski głos odpowiedział temu niewinnemu, zaabsorbowanemu damskiemu.

- Ale, Michael, on... - i znowu ten obcy, niski i chropowaty, głos jakiejś młodej dziewczyny.

- Wiem co robię. Daj mi spokój, Cat. Idź zajmij się tymi ludźmi. To był w końcu twój pomysł.

- Może jednak...

- Idź!

Nie wiedziałem co się dzieje. Nadal kręciło mi się w głowie, a moje powieki były zbyt ciężkie by je unieść. W końcu udało mi się otworzyć oczy, jednak nadal nic nie widziałem. Czarne plamki przyćmiły mi obraz. Zamrugałem powoli, czując pieczenie, gdzieś w okolicach czoła.

Mój wzrok powoli się wyostrzał, a oczy przyzwyczajały się do sztucznego oświetlenia kantorku, w którym jakimś cudem się znalazłem. Niepewnie uniosłem dłoń do czoła. Syknąłem, czując ostre pieczenie. Przerażony spojrzałem na moje palce, widząc na nich krew.

- Nie dotykaj, bo dostaniesz zakażenia.

Chyba bardzo mocno uderzyłem się w głowę.

Michael Clifford, cały i zdrowy, uklęknął naprzeciwko mnie, delikatnie przemywając ranę na moim czole.

- To tylko małe rozcięcie. Przeżyjesz - mruknął, praktycznie mówiąc do siebie. Moja szczęka była chyba na podłodze, więc nie zdolny do stworzenia sensownego zdania, zacząłem po prostu plątać się we własnych myślach, otwierając i zamykając usta.

- Ty... Jak? Kurwa mać - jak widać bluźnierstwa to jedyne co przychodzi mi do głowy w takich sytuacjach. Michael odsunął wacik od mojego czoła, zerknął na mnie sceptycznie, po czym nic nie mówiąc przykleił mi plaster do czoła.

- Miałem nadzieję, że nie spotkamy się ponownie - szepnął, odsuwając ode mnie obie ręce.

- Jak to ponownie? - mój głos trząsł się ze zdenerwowania. Czułem, że wzbiera we mnie niekontrolowana agresja.

- Byłeś pijany.

- To ty... - wyszeptałem, patrząc przed siebie w jeden, nieokreślony punkt, gdzieś ponad blond czupryną Michaela. Teraz wszystko nabierało sensu. Film urwał mi się tuż przed moją wycieczką do męskiej toalety, ale to nie oznacza, że potem nie pamiętałem już kompletnie nic. Nadal w zakamarkach myśli miałem jakieś tam przebłyski tamtej nocy, jak na przykład młody mężczyzna, z którym rozmawiałem. Nie miałem pojęcia, że był nim nieboszczyk - To jest niemożliwe. Byłem na twoim cholernym pogrzebie!

- Możesz trochę ciszej? - Michael odruchowo obejrzał się przez ramię, nerwowo zerkając na zamknięte drzwi.

- Co tu się w ogóle dzieje? Dlaczego nie jesteś w trumnie?

- Aż tak wolałbyś, żebym tam był? - zaśmiał się gorzko Michael, spuszczając wzrok na własne dłonie - To skomplikowane.

- Co jest skomplikowane? Dlaczego sfałszowałeś własny pogrzeb? Jak nie chciałeś ze mną być to wystarczyło powiedzieć. Nie zabiłbym się. Już i tak zniosłem w życiu wiele porażek. To też bym jakoś zniósł.

- Luke, nie o to chodzi - moje imię w jego ustach nadal brzmiało tak słodko, tak delikatnie, jakby mężczyznę wciąż obchodził mój los oraz stan psychiczny. Przymknąłem powieki, nie mogąc patrzeć w te zielone tęczówki - Możemy porozmawiać o tym gdzieś indziej? Gdzieś gdzie nie będzie tylu gumowych uszu?

espoir▪mukeOn viuen les histories. Descobreix ara