Rozdział 32

539 31 2
                                    

Siedzę na parapecie i spoglądam na dym, który wydostaje się z moich płuc. Wzdycham ciężko i opieram głowę o ścianę.
- Gdzie ja kurwa jestem? - szepczę sama do siebie.
Samotność... Tak, to samotność. Przeszywa  każdy mój skrawek ciała. Tego poobijanego, wychudzonego ciała. Gdzie Victor? Gdzie Nygma? Gdzie do cholery jest mój syn?! Czuję, że po policzku spływa pojedyncza łza. Za nią lecą kolejne. Po chwili tonę już w nich. Papieros wypada mi z dłoni, a ja mam ochotę wyskoczyć za nim wprost na ulicę z szóstego piętra. Kiedyś byłam szczęśliwa, bo miałam szaleństwo, jego szaleństwo. Kochałam je, było lekarstwem na całe zło. Teraz widzę, że byłam po prostu ślepa i głupia. On mnie zniszczył. Zniszczył mnie doszczętnie...
- Mel, chodź do tatusia! - zielonowłosy otwiera drzwi z szerokim uśmiechem.
- Zaraz będę - odpowiadam i nadal spoglądam w ciemne oblicze Gotham.
- Twój ukochany wrócił - dopowiada z szalonym uśmiechem i zatrzaskuje drzwi.
Szybko zrywam się z parapetu i biegnę na sam dół. Victor stoi w korytarzu cały i zdrowy. Mimowolnie się do niego uśmiecham i mam ochotę rzucić mu się na szyję.
- Gdzie Joker? - pyta i wyrywa mnie tym samym z zadumy.
- Myślałam, że jest tutaj - odpowiadam zdezorientowana.
On tylko kręci głową, a mnie przechodzą dziwne ciarki.
- Jestem skarbie - nagle wychodzi zza zakrętu z moim dzieckiem - Właśnie przyjechał nasz syn skarbie.
- Mama! - piszczy radośnie.
- Jednak kochanie stwierdziłem, że powinnaś już wybrać. Rodzina, czy romansowanie.
- Joker... no co ty... - szepczę. - Przecież wiesz jaka jest moja decyzja.
Zielonowłosy nadal przygląda mi się z szerokim psychopatycznym uśmiechem.
- Czy to było coś w stylu domyśl się?
Muszę myśleć szybciej. Cholera! On, Alex, Victor.
Mam plan!
Nie teraz...
Kurwa, posłuchaj mnie! Obiecaj, że z nim zostaniesz. Obiecaj... a później wykombinuj, jak uciec z dzieckiem.
- Rodzina - odpowiadam łamiącym się głosem. - Rodzina!
Victor ma grobową minę. Jak zawsze z resztą.
- Mądra dziewczynka - mówi zielonowłosy i podchodzi z małym do mnie. - Gdzie Gordon?
- Zabiłem go - odpowiada ponuro.
- Świetnie - Joker klaszcze w dłonie i odwraca się w moją stronę. - Czas się zbierać skarbie. Idziemy podbić to miasto.
Zielonowłosy stawia małego na podłodze i podchodzi bliżej mnie. Mam ochotę go właśnie teraz zabić, zabrać małego i uciec stąd. Daleko stąd...
Wychodzimy na miasto. Oczywiście moim oczom ukazuje się totalny burdel. Wszystko jest porozpierniczane, ludzie biegają i się śmieją. Czekać tylko aż ta machina sama się zniszczy.
Nagle przed nami pojawia się Batman i Robin.
- Jak?! - krzyczy zielonowłosy.
Uśmiecham się szeroko i patrzę na Victora. On tylko puszcza mi oczko. Mocniej ściskam mojego syna, który nie wie nadal, co się wokół niego dzieje i jest przestraszony.
- To ty... - syczy Joker i wskazuje na Victora.
- Jak widać Joker nie zawsze wygrywa - odpowiada Batman i uderza do w twarz.
Joker wydaje z siebie przeraźliwy śmiech.
- Chodź! - pociąga mnie za przedramię Victor.
Biorę małego na ręce i biegniemy za Victorem.
- Gdzie my idziemy?!
- Do samochodu. Wywiozę was stąd Mel. Wsiadaj!
Szybko pakujemy się do samochodu i Victor odjeżdża.
- Co teraz? - pytam przyciszonym głosem.
- Teraz? Joker trafi do Arkham, a my nadal będziemy poszukiwani.
- Poszukiwani?
- Chwilowy rozejm z Batmanem i Gordonem.
Nastaje cisza, którą przerywa Alex.
- Mamusiu, cemu tatuś jest taki?
- Kochanie, tatuś był zawsze taki...

Po dłuższej przerwie powracam. Przepraszam bardzo, że nie odpisywałam Wam. Co prawda rozdział krótki, ale na początek dobre i to. Cieszę się i bardzo dziękuję Wam za to, że ze mną jesteście :* Rozdziały może nie będą pojawiać się codziennie, ale zadbam o to, żeby były min. raz w tygodniu. 
Jlg 122

Don't let me down II JokerWhere stories live. Discover now