Rozdział 17

887 44 11
                                    

Chodzę obok jeziora. Jest czarne, wygląda wręcz, jak otchłań. Wielka, czarna otchłań. Sama się w taką staczam. Wiem, że to było słabe zagranie. Joker nie jest na tyle głupi! Najchętniej to bym uciekła z Edem, albo strzeliła sobie w łeb. Ale nie, to by było zbyt proste. W końcu wsiadam do auta i zauważam, że misiek, który leżał na siedzeniu zniknął. Coś mi się tutaj nie podoba. Siedzę w bezruchu i czuję, jak ogarnia mnie strach.

- Boisz się? - szepcze dobrze mi znany głos.

Odwracam się, a tam siedzi Joker. Skąd on wiedział, gdzie ja jestem?! Czy on ma jakiś dar przewidywania moich ruchów?

- Jesteś bardzo przewidywalna. Byłem pewien, że go nie zabijesz. Ale to nic. Nim dobiegnie do Pamci, będzie martwy. Ostatnio do jego jedzenia przypadkiem dolałem pewnej mieszanki, która chyba była oznaczona, jako ta niebezpieczna. I wiesz co? Powinna zaraz go zwalić z nóg - oznajmia wesoło. - Gorzej z tobą. Co by tu zrobić? - pyta i przykłada mi broń do potylicy.

Nie wiem co mu odpowiedzieć. Nie wiem, co robić.

- Skarbie, czemu nic nie mówisz? Czyżby ten pocałunek z nim odebrał ci mowę?

- To nic nie znaczyło.

- Uuu! A ty myślisz, że mnie to obchodzi? Jesteś zabawna! I najlepsze jest to, że już dawno powinnaś być na liście trupów, ale nadal żyjesz! - słyszę jak odbezpiecza broń. - Zbyt wiele razy ci odpuszczałem.

- Ty mnie? - prycham. - Chyba ja tobie panie J - odpowiadam, bo już nie wytrzymuję jego gadki.

- Wyłaź - mówi i cały czas trzyma mnie na muszce. - Co wolisz? Żyć, czy zginąć?

Podchwytliwe pytanie. Gdzie jest haczyk?

- No? - pyta zniecierpliwiony.

- Żyć - odpowiadam cicho.

- W takim razie - mówi, odwraca się plecami i po chwili trafia w moje kolano. - Będziesz żyć kochanie, na własne życzenie.

Momentalnie upadam i tylko czuję ciepłą ciecz, która spływa mi po piszczelu. Joker odjeżdża szybko, a mnie pozostawia na pastwę losu. Mam ochotę rzucić się do jeziora. Strzelić sobie w łeb. Nie wstanę, nie ma mowy... Wyciągam telefon. Brak zasięgu! No ja pierdole! Szybko ściągam bluzę i mocno owijam nią ranę. Zaciskam zęby i próbuję wstać. Od razu upadam. Ból jest zbyt silny.

- Dobra, to będę się czołgać!

Powoli przesuwam się w tę stronę, w którą poszedł Ed. Może jednak żyje, może to tylko takie gadanie. Idę tak, a raczej czołgam się tak już z godzinę. Jeszcze trochę i będę u Ivy. Ciała Eda nie widzę, czyli to dobry znak. W końcu zauważam jej dom.

- Nareszcie... - wzdycham.

Żeby tam zejść, muszę tam zjechać, bo znajduję się na małej górce. Powoli zjeżdżam. Oczywiście noga boli niemiłosiernie. W końcu jestem przed domem. Ledwo wchodzę po drewnianych schodach. Siadam pod drzwiami i w nie pukam.

- Idę! - krzyczy ruda. - Kogo jeszcze niesie o tej... porze...? - na mój widok otwiera bardzo szeroko oczy. - Floyd! Chodź tu, szybko!

Mój przyjaciel przychodzi w mgnieniu oka.

- Jezu, co ci się stało?

- Joker - odpowiadam obojętnie. - Ed tu jest?

- Tak.

- Nie jest podtruty?

- Czemu? - pyta zdziwiona Ivy.

- Bo Joker wiedział, że go nie zabiję i dał mu coś zatrutego do jedzenia.

Deadshoot podnosi mnie i niesie do pokoju, gdzie też leży Ed. Kładzie mnie na drugim łóżku.

- Co on ci zrobił? - pyta zmartwiony Ed i podbiega do mnie.

- Strzelił w kolano, a resztę to zrobił las. Wiesz... czołgałam się - uśmiecham się.

Ivy zaraz zajmuje się moją nogą. Ściąga moje brudne ciuchy okrywa kocem i idzie nalać mi wody do wanny. Kładę się bolała na poduszce.

- Nie zjadłeś tego zatrutego jedzenia?

- Nie. Domyśliłem się, że chce mnie otruć.

- Ale kamery...

- Joker często przecenia swoje możliwości. I tym sposobem, gdy jest w domu, to wyłącza kamery. I proszę bardzo. On poszedł coś zrobić, a ja szybko wyrzucilem to przez okno. Wpadło w las. Nie miał czasu, żeby się rozglądać. Pewnie nawet o tym nie pomyślał.

Do łazienki przenosi mnie Floyd. Oczywiście jestem ciągle zawinięta.

- Posadź mnie na podłodze. Sama wejdę - mówię.

- Mel, może ja ci pomogę - zaczyna Ivy.

- Nie, poradzę sobie. Lepiej pomóżcie mi odzyskać dziecko...

Wychodzą, a ja zrzucam ręcznik i jakoś wchodzę do wanny. Opatrunek staram się trzymać nad powierzchnią wody. W końcu mogę wyjść, ale oczywiście mam duży problem.

- No wywalę się i jeszcze coś innego złamię.

Wystawiam jedną nogę, później drugą i przyciągam się rękami  do góry. Siadam na wannie i staję tą zdrową nogą. Sięgam po ręcznik i się wycieram. Następnie zakładam jakiś dres od Ivy i skacząc na jednej nodze pomału wychodzę.

- Mogłaś wołać - mówi Ed, gdy mnie widzi. - Słodko wyglądasz. To znaczy... no...

- Nie tłumacz się - odpowiadam z lekkim uśmiechem.

- Może ci pomóc?

- To chodź. Ileż można samej skakać na jednej nodze.

Ed podnosi mnie i przenosi do kuchni, gdzie już czeka na mnie kolacja. Zegarek wskazuje pierwszą.

- Tu twój telefon. Nie ma namiaru, sprawdziłam. A teraz jedz.

Rzucam się na kanapki z serem, szynką i sałatą. Jestem głodna, jak wilk.

- Już wiemy co z Alexem. Joker zabierze go za granicę.

- Skąd...?

Ivy pokazuje mi SMS.

Teraz przeszukajcie sobie całą Europę!
PS
Pozdrów Mel. Mam nadzieję, że nie zrobiła sobie krzywdy.
J

- Zabiję go... - szepczę. - Zajebię!

- Mel, uspokój się - przytula mnie Ed, ale ja wyrywam się mu.

- Jak mogę być spokojna, gdy on chce mi dziecko do Europy wywieźć?! Potrzebuję pomocy Graysona i Batmana. Naprawdę musimy się z nimi się skontaktować. Tylko oni mogą nam pomóc!

Biorę mój telefon i widzę, że Joker wysłal mi zdjęcia z Alexem. Łza leci mi po policzku, później druga. Ocieram je i wybieram numer do Graysona.

- Hej, jest taka sprawa... potrzebuję twojej pomocy... twojej i Batmana.

- Gdzie jesteś?

Patrzę na Ivy.

- Zajedź na skraj lasu - odpowiada Pamela. - Tego przy wyjeździe od północnej strony Gotham. Floyd po ciebie wyjdzie.

- Zaraz będę.

Rozłączam się i upijam łyk herbaty. Oby się udało go znaleźć!

Jlg122

Don't let me down II JokerWhere stories live. Discover now