Rozdział 24

820 42 9
                                    

- Zbieramy się na imprezę - oznajmia mi zielonowłosy wieczorem.

- Nigdzie nie jadę - odpowiadam.

Nadal leżę na łóżku. Po chwili koło mnie ląduje czarna, skórzana sukienka.

- Skarbie, nie chcesz chyba rozzłościć tatusia.

- Wiesz co? - podnoszę się resztkami sił i patrzę mu hardo w oczy. - Pierdolcie się, ty, te twoje sukienki i imprezy - wybucham i w ostatniej chwili przytrzymuję jego przedramię, gdy chce mnie uderzyć. - Nawet się nie waż.

Joker już wygląda na mocno wkurzonego, gdy do pokoju wchodzi jakby nigdy nic Victor.

- Szefie, jedziemy?

Joker przenosi na niego zabójcze spojrzenie, z którego oczywiście Victor sobie nic nie robi i do tego stoi z paczką krakersów, którymi chyba jest teraz najbardziej zajęty.

- Wiesz co, panie J? - zaczynam lekko rozbawiona postawą naszego gościa. - Jednak mogę pojechać. Trochę się rezerwę. Tylko jest jeden problem, musisz mi zmienić opatrunek - uśmiecham się szeroko.

Joker przewraca oczami i wydaje z siebie warknięcie.

- To ja może pójdę - wtrąca Zsasz i wychodzi.

Joker ściąga ze mnie koszulę i zajmuje się moim bokiem. Nawet nie patrzę na ranę, bo czuję, że jak to zrobię, to zemdleję.

- Pomożesz mi z tą kiecką?

On jedynie kiwa głową i powolutku wciąga ją na mnie. Rany już tak nie bolą przy kontakcie z materiałem, ale wiem, że muszę uważać. Idę do łazienki, żeby zrobić szybki makijaż i na koniec ubieram szpilki.

- Ładna sukienka - stwierdza Victor, gdy stoję przed lustrem w korytarzu.

- Dzięki - odpowiadam i czuję, że chcę mu coś jeszcze powiedzieć.

Już chce wychodzić przed dom, gdy chwytam go za przedramię. On podnosi na mnie swój wzrok i z poważną miną słucha tego, co mówię.

- Victor... ja chciałam ci podziękować za to, co zrobiłeś rano. Wiesz, to było bardzo miłe - uśmiecham się.

- Nie ma sprawy. Tak swoją drogą, to możesz kupić więcej tych krakersów? Zjadłem wszystkie.

Patrzę na niego z rozbawieniem i ledwo opanowuję się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- Nie ma sprawy - puszczam mu oczko i wychodzę przed nim.

Okazuje się, że na imprezie czeka na mnie niespodzianka. W loży siedzi Ivy. Staję przed nią, jak wryta. Ona obrzuca mnie obojętnym spojrzeniem i nawet nie ma zamiaru się chyba ze mną witać.

- Ivy, no co ty... - siadam obok niej.

Ruda upija tylko swojego drinka i od niechcenia odwraca ku mnie twarz.

- Teraz Ivy, tak?

- O co ci chodzi? - pytam zdziwiona.

- Trzymał nas tyle czasu w piwnicy w śpiączce, a ty nic nie zrobiłaś! - wybucha. - Mam już dość tego Melanie! To koniec naszej przyjaźni. Koniec wszystkiego. Skoro ten pajac jest dla ciebie ważniejszy, to zostaniesz sama. A później on ciebie też zostawi i nie będziesz mieć już nikogo!

- I ty mnie jeszcze osądzasz? - wyduszam z siebie przez łzy. - To patrz! - unoszę lekko sukienkę i pokazuję cięcia na udach. - To samo mam na brzuchu i żebrach. I co? Nadal mi powiesz: "mogłaś coś zrobić"?

Ivy spogląda na mnie i bierze głęboki wdech.

- Może faktycznie masz rację - patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem. - Gdzie ten pajac się podział?

Don't let me down II JokerWhere stories live. Discover now