Rozdział 14

917 52 9
                                    

- I czemu ryczysz? - słyszę nad głową jego głos, gdy leżę, a z policzka cieknie mi krew. - Czemu się nie śmiejesz?! - kopie mnie w brzuch.

Skulam się i mam ochotę żeby zakończył mój żywot. Ale nie... on tego nie zrobi. Zbyt dobrze wiem, co myśli osoba jego pokroju. Sama nią jestem, a raczej byłam...

- Na początku myślałem, że to będzie takie łatwe. Ale coś nie pozwala mi cię zabić.

Lekko podnoszę głowę i patrzę na niego. Na rękach ma trochę mojej krwi.

- To nie akt łaski Mel - rzuca przez ramię i idzie w stronę drzwi.

- Gdzie Alex? - pytam cicho.

- W bezpiecznym miejscu - odpowiada z cwaniackim uśmieszkiem.

- Wypuść nas! - krzyczę ze łzami w oczach, ale on to oczywiście olewa.

Trzaska drzwiami i zostawia mnie całą obolałą i zakrwawioną. Szczerze, to liczyłam, że zmięknie. Okazało się, że znalazł nas przez, tego sprzedawcę ze sklepu. Biedny Grayson, całe mieszkanie mu zdemolowaliśmy... Zielonowłosy oczywiście zabrał mi telefon, więc nie skontaktuję się z moim byłym współlokatorem... Nie wiem nawet kiedy zasypiam.

Budzą mnie otwierane drzwi. Joker jest już ubrany w spodnie od garniaka, koszulę i marynarkę. Podgwizduje sobie jakąś melodyjkę i obraca w dłoni nóż.

- Dzień dobry, jak się spało? - kuca koło mnie. - Coś słabo wyglądasz - wybucha śmiechem.

Patrzę na niego spod byka. Chce mi się pić i to okropnie. O jedzeniu nawet tak nie myślę, ale jeszcze dzień bez wody i umrę, to pewne.

- Ja miałem cudowną noc. Taka blondyneczka - mówi z szerokim uśmiechem.

Czuję, że wzbiera we mnie złość i to potworna.

- Robiliśmy tyle rzeczy, chyba tylko z tobą było lepiej - robi zamyśloną minę.

Trochę mnie zdziwił tym stwierdzeniem.

- A wracając do Robinka...

- Nic nie było między nami! - wybucham, gdy po raz któryś mi to chce wmówić. - Kiedy ty to zrozumiesz? Kiedy minie ci ta twoja zazdrość? Jakbym chciała, to bym znalazła sobie kogoś po twojej śmierci! Pomyśl i teraz mnie wypuść!

Nic nie odpowiada, tylko wygląda, jakby analizował to, co mu powiedziałam. 

- Niby tak, ale ponoć kobieta zmienną jest - warczy i zadaje mi cios nożem w ramię.

Na początku nie wiem, co się dzieje, ale później czuję ciepłą ciecz, cieknącą mi po łokciu i spływającą po koniuszkach palców.

- Co ty mi zrobiłeś?! - wybucham płaczem. - Już dostałam za swoje! Wypuść mnie!

Wyciąga nóż z mojej ręki. Po cholerę on to zrobił?! Staram się zatamowac krwotok. On wychodzi, tak po prostu wychodzi. Leżę na podłodze i czekam już na swój koniec, gdy nagle drzwi się otwierają i mój oprawca wraca.

- Dawaj to - warczy.

Widzę, że walczy sam ze sobą. Owija mi ranę i dezynfekuje resztę.

- Jeszcze nie skończyliśmy - podaje mi butelkę wody.

Piję ją łapczywie. Jakie to cudowne. Joker wstaje, przez chwilę patrzy na mnie obojętnie i po chwili znów zostawia mnie samą w ciemnym pomieszczeniu. Nie wiem, gdzie mój syn, nie wiem co ze mną będzie. Jestem totalnie rozbita...

***

W nocy budzi mnie znów trzask drzwi i światło.

- Melka! Mel! Wróciłem! - znowu się naćpał.

Podchodzi i mnie podnosi, jak pannę młodą.

- Czego chcesz? - pytam zaspana.

- Mojej królowej - mruczy mi do ucha. - To co mówiłem, że z tobą jest lepiej, to akurat prawda.

- Nie chcę być twoją lalą do łóżka. Tego też rozumiesz? - pytam ostro.

On nie zwraca chyba na mnie uwagi i pomimo protestów wynosi mnie do domu i do sypialni. Rzuca mną o łóżko i od razu chce przejść do rzeczy. Kładzie się na mnie i całuje moją szyję.

- Przestań! - próbuję go odepchać. - Joker, nie! Spierdalaj ty ćpunie, alkoholiku!

Łapie mnie za szyję i ją ściska.

- Im więcej będziesz pierdolić, tym będzie bardziej boleć - warczy.

Patrzę w jego oczy. Są puste, pełne obłędu. Wiem, że mój protest tu już nic nie da. W sumie to on jest ode mnie silniejszy i to o wiele. Zdziera ze mnie koszulkę i całuje po tych wszystkich siniach i bliznach, które mi zrobił. Leżę nieruchomo. Boję się jakkolwiek zareagować. Może jak będę miła, to da mi spokój?

Ale ty nie chcesz być miła.

Ale muszę, bo chcę odzyskać dziecko!

- To jak? Przechodzimy do głównej części? - zmieniam ton na bardzo milusi, czym aż siebie samą zadziwiam.

- Wreszcie zmądrzałaś - odpowiada.

Przez ten cały czas chce mi się płakać, ledwo powstrzymuję łzy. Gdy w końcu jest po wszystkim, przytulam się do niego.

- Zaprowadzisz mnie do Alexa? Mogę go zobaczyć? - pytam.

- W swoim czasie. A teraz, wracając do naszej rozmowy. Gdzie może być Robinek?

- Ja... nie wiem. Może w mieszkaniu...

- Tam go nie ma - warczy. - U Batka też nie. A więc pytam po raz kolejny, gdzie on jest?

- Nie wiem - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Ja go nawet dobrze nie znam. Nie wiem nawet, gdzie był, gdy przyszedłeś. Nic nie wiem.

- Więc zadzwonisz do niego i go namierzymy - mówi i sięga po mój telefon.

Wybieram numer Graysona i modlę się w duchu, by nie odebrał. Jednak on odbiera.

- Mel, gdzie jesteś?!

- Ja... - patrzę na Jokera. Ma spojrzenie, jakby chciał kogoś zamordować. - Jestem bezpieczna Dick. Po prostu sprawy osobiste zmusiły mnie do ucieczki - odpowiadam.

Oby się zorientował.

- Odezwę się jak będę mogła.

Kończę rozmowę. Joker zadowolony, bo ma swoje współrzędne.

- Dobra robota. Teraz jadę odwiedzić naszego kolegę! A za wchodzenie mi w drogę no cóż, będę musiał go zabić - udaje smutnego, ale później wybucha śmiechem. - I jeszcze sprawa Nygmy. Jego też muszę się pozbyć. Ciebie mi szkoda, bo nadal się nie zużyłaś - puszcza mi oczko, ubiera się i wychodzi z sypialni. - Wyczekuj, aż wrócę z twoim chłoptasiem!

Znika za drzwiami i tylko słychać w oddali jego śmiech. Oby Robin sobie poradził.

Jlg122

Don't let me down II JokerWhere stories live. Discover now