Rozdział 4

11.5K 1.4K 709
                                    

Wieczorem Callie przygotowywała świeżą partię Eliksirów Miłosnych, z nostalgią rozglądając się po swoim pokoju, w którym mieszkała już kilka lat. Za niecały miesiąc miała przeprowadzić się do wielkiego, nowiutkiego domu tylko z Fredem, już jako jego żona, i nie potrafiła w to uwierzyć. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym wszystkim, na co los również uśmiechnął się do niej: do pokoju po chwili wszedł Fred.

- Jak się czuje moja przyszła żona? - zapytał wyraźnie zadowolony, podchodząc do niej od tyłu i kładąc dłonie na jej ramiona.

- Bardzo dobrze - odparła równie szczęśliwa Callie, wrzucając róże do kociołka, w którym już mieniła się jasnoróżowa maź.

- A tutaj...? - dopytywał Fred, przekładając swoje ręce na brzuch narzeczonej, na co ta westchnęła.

- Sprawdzałam dzisiaj. Nadal nic - odparła, wiedząc, że Fred jak na szpilkach wyczekiwał momentu, gdy jego ukochana zajdzie w ciążę. Był tym tak podekscytowany, że Callie też to się udzieliło i niemal zupełnie przestała się martwić, że coś będzie nie tak.

- Hm, może musimy się bardziej starać? - zapytał chłopak nieco niższym głosem niż zazwyczaj, a następnie pocałował ją w szyję.

- Oj, uspokój się, Weasley - powiedziała Callie i wycofała się z jego objęć, po czym delikatnie pacnęła go różą w głowę. - Może w ogóle przestańmy do ślubu. Nie chciałabym mieć nudności w ten dzień, wiesz?

- Ale to jeszcze tyle czasu! - argumentował Fred, na co Callie spojrzała na niego zirytowana.

- Wytrzymasz - powiedziała, uderzając go w tors, a następnie wróciła do pracy. - Ty lepiej się przejmij swoim bratem.

- Którym znowu? - zapytał Fred, opierając się o stół.

To pytanie wywołało mały uśmiech na twarzy dziewczyny. Fred i George byli tak blisko, że czasem zapominała, że pozostali Weasleyowie również byli jego rodzeństwem.

- Georgem - odparła Callie oczywistym tonem. - On jako jedyny nie ma nikogo na nasze wesele... Poza Percym, ale jemu to chyba nie przeszkadza.

Fred zamyślił się na moment, drapiąc się po brodzie.

- Wiesz, to nie tak, że nie będzie miał z kim pogadać. Będzie przecież Wood, no i będzie też...

- Fred, jesteś beznadziejny - przerwała mu Callie, kręcąc głową i myśląc o tym, że prawdopodobnie nie zrozumie problemu, nawet jeśli mu go wyjaśni.

- Ale mnie kochasz - powiedział chłopak takim tonem, jakby stanowiło to argument nie do podważenia. Callie westchnęła, poddając się.

- Aż za bardzo.

Fred uśmiechnął się z satysfakcją i zaczął chodzić po pokoju.

- Byłem dziś w Norze - powiedział nagle - i nie wiem, co oni tam chowają, ale tata wręcz siłą chciał mnie powstrzymać od wejścia do jego szopy. Myślisz, że mamy się czymś martwić?

- Twój tata pewnie się martwi, żebyś nie puścił jej z dymem - stwierdziła Callie z grobową miną, na co Fred spojrzał na nią z irytacją.

- Ja wiem, że ostatnio było parę wypadków w sklepie - zaczął, nieznacznie patrząc na swoje małe oparzenie na dłoni, które powstało przy niekontrolowanym wybuchu fajerwerek - ale wszystkie spowodował George, nie ja!

- No to może się zakochał! - zawołała Callie nagle, uderzając pięścią w swój stół w akcie triumfu.

- Co? Nie no, raczej bym o tym wiedział - stwierdził Fred, siadając na łóżku dziewczyny. - George od razu wiedział o tobie. Nawet przede mną - dodał po namyśle.

Callie uśmiechnęła się. Uwielbiała wyobrażać sobie, jak jeszcze nie byli razem, a Fred opowiadał coś o niej George'owi, Lee, komukolwiek, radził się, co jej powiedzieć. Jak się wkrótce dowiedziała, wszystkie dziewczyny to uwielbiały... Wyrwała się jednak ze swojego zamyślenia, wracając do rozmowy.

- Po prostu nie chcę, żeby George został sam, ale też nie chcę, żeby mieszkał z nami. Wy dwaj i dziecko... - tu Callie pokręciła głową, przerażona na samą myśl.

- A może też będą bliźniaki? - powiedział podekscytowany Fred, podnosząc głowę nieco wyżej niż było to konieczne, by widzieć Callie.

- Merlinie, uchowaj - powiedziała przerażona dziewczyna, wznosząc złożone dłonie ku niebu. - Oby nie - szepnęła błagalnie.

- Ale wyobraź sobie... - Fred rozmarzył się na chwilę. - Dwie dziewczynki. Identyczne jak my.

- Fred, nie zmieniaj tematu, wróćmy teraz do twojego brata, który będzie sam na twoim ślubie - powiedziała Callie, która doskonale znała swojego narzeczonego i wiedziała, że ten próbował ją odciągnąć od problemu. Albo po prostu znowu nie mógł - znowu - przestać gadać o dziecku.

- Mówisz to tak, jakbym brał ten ślub sam ze sobą - powiedział rozbawiony Fred, jeszcze bardziej załamując Callie.

- Czy ty kiedyś spoważniejesz? - zapytała, zabierając się za mieszanie eliksiru. Fred uśmiechnął się jeszcze szerzej, bo poczuł swój ulubiony zapach pomarańczy, gdy dym z mikstury rozprzestrzenił się się po pomieszczeniu.

- Mógłbym, ale po co? - zapytał, a następnie rozłożył się na łóżku dziewczyny, przymykając oczy. - Dziś śpię z tobą.

- Nie ma takiej opcji - zaprotestowała Callie. - Do ślubu nawet nie próbuj. Musimy sobie zrobić odwyk - dodała, nie odrywając wzroku od eliksiru.

- Co?! - zawołał Fred, podnosząc się gwałtownie. - Ale przecież...

I choć drzwi od tamtego pokoju były zamknięte, George słyszał każde słowo. Zdawał sobie sprawę, że para była pewna, że on jeszcze nie wrócił - inaczej zapewne nie rozmawialiby o nim tak otwarcie.

Chłopak westchnął i ruszył do pokoju, który dzielił z bratem. Za niecały miesiąc miał mieć już wszystkie pokoje dla siebie i jakoś wcale go to nie cieszyło.

Bo George przyzwyczaił się do mieszkania z parą. Przyzwyczaił się do mieszkania z dziewczyną, do której niegdyś żywił uczucie, a z którą nigdy nie mógłby być. Ale nie sądził, że do bycia samotnym się przyzwyczai.

Cieszył się, że Callie się nim przejmowała, ale wiedział, że nic to raczej nie zdziała. Nie chciał szukać miłości na siłę, nawet jeśli tak bardzo jej ostatnio potrzebował. Zastanawiał się tylko, czemh ona go tak konsekwetnie omijała? Czy to z nim było coś nie tak? Czy za mało wychodził do ludzi? Czy za mało się starał? Czy też po prostu... Miłość nie była mu pisana? George stale zadawał sobie te pytania i nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Nie sądził też, że brak tych odpowiedzi będzie mu tak doskwierać.

Chłopak usiadł na swoim łóżku, nawet nie włączając światła. Wyjął z kieszeni różdżkę, by ściągnąć swoje sztuczne ucho, które nosił tylko po to, by lepiej wyglądać i nie straszyć ludzi niezbyt ładną blizną, która została mu po wojennym wypadku. Callie mu je zrobiła, odlała ze specjalnego eliksiru już dawno temu i z początku bardzo go to cieszyło - teraz zastanawiał się, czy w ogóle był sens w jego noszeniu.

Rozmyślania George'a zostały brutalnie przerwane przez Freda gwałtownie wchodzącego do pokoju, od razu zapalającego przy tym światło.

- Nie wierzę w tę kob... O, Georgie, jesteś już - powiedział z zaskoczeniem, zauważywszy swojego brata.

- Tak, przed chwilą przyszedłem - odparł George nie do końca zgodnie z prawdą.

- Coś się stało? - zapytał Fred, od razu zauważając niewesołą minę bliźniaka i zajmując miejsce obok niego. Nikt go tak dobrze nie znał, więc George wiedział, że kłamanie nie będzie miało najmniejszego sensu, gdyż brat i tak go przejrzy. Mógł jednak... Powiedzieć niepełną prawdę.

- Jestem po prostu strasznie zmęczony.

Samotnością.

Owce też śmieszkują • George WeasleyWhere stories live. Discover now