Rozdział 48

3.9K 682 272
                                    

- Jest Flora? - zapytał George dzień przed wyjazdem do Paryża, stając przed drzwiami domu swojego najstarszego brata. Bill, który mu otworzył, patrzył na niego wielkimi oczami, bo chłopak nawet się nie przywitał.

- No jest... Ale jest u niej koleżanka - odparł nieco zdezorientowany William.

- Aj tam koleżanka, to jest sprawa życia i śmierci!

- To wejdź. - Bill wzruszył ramionami, odsuwając się, by go wpuścić. - Ostrzegałem.

George wtargnął do salonu niczym huragan, a tam zastał swoją szwagierkę i nieznaną mu kobietę. Podobnie jak Flora, była bardzo zadbana, ładna i miała blond włosy do ramion, choć w znacznie zimniejszym odcieniu niż jego bratowa - pod światło wydawały się czasem wręcz białe. W oczy rzucały się jej chude, niezwykle długie nogi, które eksponowało rozcięcie w jasnofioletowej sukience, jaką miała na sobie.

- Flora, królowo moja, poratuj - zawołał, po czym zwrócił się do nieznanej kobiety:
- O, i witam.

Flora odłożyła na stół filiżankę, którą trzymała, a następnie wyprostowała się.

- Cześć, George - powiedziała, a następnie wskazała na kobietę siedzącą naprzeciwko. - To jest moja znajoma, Polina.

- O, miło mi - powiedział, podchodząc do niej, a kobieta wstała, by uścisnąć mu dłoń.

- Mnie również... - Polina zerknęła z powrotem na Florę. - Czy wszyscy bracia twojego męża są tak przystojni? - zapytała, uśmiechając się promiennie.

- Nie bardziej niż Bill - odparła Flora, a George wykonał zapobiegawczy krok w tył. Choć normalnie by mu to schlebiało, nawet jeszcze by odpowiedział jakimś komplementem, wtedy myślał tylko o tym, po co przyszedł. Polina usiadła z powrotem, nie spuszczając z niego wzroku.

- Flora, mam do ciebie sprawę życia i śmierci. Znasz się na Paryżu, nie?

- No trochę...? - odparła kobieta z uniesionymi brwiami.

- Potrzebuję znać wszystkie miejsca, do których mogę zabrać Kevę.

- A, czyli to o to chodzi. - Flora zaśmiała się. - Daj mi chwilkę, wypiszę ci na kartce.

- Dzięki, ratujesz mni...

- Ach, czyli to o kobietę chodzi - przerwała mu Polina. - Powinieneś wstąpić do mnie.

- Co? - George uniósł brwi. W tamtej chwili nie interesowała go żadna dziewczyna poza Kevą, dlatego propozycja Poliny wydała mu się wręcz oburzająca.

- Polina prowadzi sklep ze wszystkim, o czym czarownica może marzyć. Perfumy, kosmetyki, biżuteria, te sprawy. Pewnie znajdziesz tam coś na prezent dla tej swojej Kevy - wyjaśniła Flora, a dopiero wtedy George odetchnął z ulgą.

- Ach, to o to chodzi...

- Możesz iść nawet już teraz - dodała Polina. - Jest wcześnie, nie powinno być jeszcze ruchu, a mpoja siostra na pewno ci doradzi. Powołaj się na mnie.

- Wow, znaczy... Dzięki - powiedział George, a Polina tylko posłała mu kolejny uśmiech. Flora, która przez cały ten czas pisała coś na wyczarowanej przezeń kartce, wstała wtedy, by wręczyć ją szwagrowi.

- Masz tu kilka fajnych miejsc, możecie je obskoczyć w jeden dzień.

- Dzięki, jestem twoim dłużnikiem. Waszym, w zasadzie. - Spojrzał na Polinę, która wciąż się uśmiechała.

- Czego się nie robi z miłości, co? - Zaśmiała się Flora. - Leć do Hogsmeade, tam, gdzie kiedyś była herbaciarnia pani Puddifoot.

- Dzięki jeszcze raz. Do zobaczenia - wydusił George i wręcz wybiegł z pomieszczenia, a następnie zgodnie z zaleceniami deportował się prosto do Hogsmeade.

- I ty mi się dziwisz, że wciąż jestem sama, Flora... - Polina westchnęła. - Jak wszyscy fajni faceci są już zajęci.

- Jakiś się w końcu znajdzie, na pewno - przekonywała Flora, ale Polina pokręciła głową.

- Na razie umiem przekonywać facetów tylko do tego, by wydawali fortunę w moim sklepie... A przynajmniej moja siostra potrafi. Wszystko umie sprzedać.

Prezent dla Kevy wydawał się George'owi świetnym pomysłem, nie był jednak do końca pewien wszystkich jej preferencji co do perfum i temu podobnych rzeczy, więc naprawdę liczył na pomoc siostry Poliny.

Miejsce, w którym się zjawił, niczym nie przypominało już dawnej herbaciarni za wyjątkiem różowych witryn. Było teraz ogromnym, luksusowym miejscem z jasnoróżowymi marmurami, lustrami, żyrandolami z kryształami i szklanymi półkami przepełnionymi kosmetycznymi specyfikami. Były też kwiaty, świeczki, piękne plakaty, różowe pufy, a wszędzie unosił się zapach jakichś drogich perfum... George pomyślał, że nie istniało drugie miejsce, które tak bardzo kojarzyło mu się z Florą.

Jedynym elementem niepasującym do tego wszystkiego była dziewczyna, która siedziała za szeroką, marmurową ladą ze złotym napisem: For girls, by girls. Miała ciemnożółty sweter, brązowawe włosy niedbale związane w koka i oparta o blat czytała książkę, początkowo nawet nie zauważając, że George pojawił się w sklepie.

- Dzień dobry - przywitał się, a dziewczyna wręcz podskoczyła. Zrzuciła książkę na podłogę tak, jakby to było zupełnie normalne i skupiła swoją uwagę na George'u.

- Och, dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała podwyższonym głosem. Wtedy chłopak zobaczył, że do jej swetra był przyczepiony identyfikator z imieniem Valeria, a ona sama była dość podobna do Poliny... Tylko miała znacznie mniej makijażu.

- Przysłała mnie tu Polina - powiedział George zgodnie z instrukcją. - Mówiła, że pomożesz mi wybrać prezent dla dziewczyny... O ile jesteś jej siostrą?

- A tak, to ja, to ja - odparła trochę speszona Valeria. - To... Jaka to okazja?

George zgłupiał na moment.

- Właściwie... No... Na żadną. Znaczy, to nasza druga randka.

- Rozumiem. - Pokiwała głową. - To może powiedziałbyś mi coś więcej o tej dziewczynie?

George zgłupiał po raz kolejny. Pomyślał, że mógłby opowiadać o Kevie godzinami, jednak w tamtej chwili nie był pewien, czy to, co chciał powiedzieć jakkolwiek pomoże ekspedientce. Ona zdawała się czytać mu w myślach.

- Spokojnie, zacznij może od wyglądu, to też pomoże - zachęciła go z uśmiechem.

- Jest drobna i niska - wypalił od razu. - I ma burzę blond loków, ogromną, wygląda trochę jak... Jak owca...

- O, o, to może być dobry kierunek - zauważyła Valeria. - Mamy mnóstwo produktów do pielęgnacji włosów, a loki to jest wielkie wyzwanie. Ale mów dalej.

- I ma drobny nos. I szare oczy, takie niesamowite, naprawdę... - mówił, a Valeria uśmiechnęła się znacząco, jakby słyszała już to wiele razy. - No pewnie to już nie pomaga...

- Przeciwnie. - Valeria pokręciła głową. - A jaką ma cerę?

- Taką... Ładną - odparł George, po czym miał ochotę uderzyć się w głowę za to, że nie potrafił sklecić konkretnego zdania. - Znaczy, jasną, czystą... No, ładną taką. I dobrze widać u niej rumieńce...

Valeria słuchała go i nie mogła przestać się uśmiechać - pomyślała, że opisywana dziewczyna była prawdziwą szczęściarą.

A owa opisywana dziewczyna, która w tamtej chwili przemywała swoją twarz przed lustrem, nie miała nawet pojęcia, że ktoś opisywał właśnie tę twarz z taką czułością i uwielbieniem, którego sama do siebie nie miała.

Owce też śmieszkują • George WeasleyWhere stories live. Discover now