Rozdział 40

4.5K 752 347
                                    

Kilkanaście kolejnych dni dało się bliźniakom we znaki, a zwłaszcza Fredowi. Kilkukrotnie musieli udać się do Paryża, by wszystkiego przypilnować przed otwarciem, łącznie z trojgiem nowych pracowników. Mieli pełne ręce roboty, a gdyby tego było mało, Artur zachorował na jedną, długą noc. Fred postawił sobie za punkt honoru - pamiętając o tym, co obiecał Callie przed narodzinami syna - zajmować się nim do skutku i dotrzymał słowa.

George pozornie czuł się lepiej, lecz w środku wciąż kłębiły się w nim sprzeczne emocje. Łapał się na tym, że ciągle wracał myślami do Kevy i żałował, że przez nawał pracy nie może się z nią zobaczyć, chociażby po to, by odwdzięczyć się za jedzenie. Z drugiej strony, gdy tylko o niej pomyślał, uśmiech z twarzy zdejmowały mu myśli o Callie - nadal się od niej nie uwolnił i na Merlina, był na to najwyższy czas.

Co noc układał sobie w głowie, co jej powie, starał się przewidywać to, co ona może odpowiedzieć. Liczył się z tym, że to nie będzie łatwe, ale to, że wciąż wracała mu do głowy potwierdzało tezę Billa - dopóki nie usłyszy tego od niej, będzie się łudził do końca świata. Szukał tylko pretekstu do rozmowy.... A ten napatoczył się sam, właśnie wtedy, gdy Artur poczuł się źle.

- Fred jest wykończony - powiedziała Callie, wiążąc włosy w salonie, gdzie siedziała wraz z Georgem po śniadaniu. - Całą noc siedział przy małym, bo Artur miał jakieś problemy z brzuszkiem... Już wszystko w porządku, ale co się namartwiliśmy to nasze.

George usłyszał to i westchnął. Wiedział, że lepszej okazji nie będzie - trzeba było wziąć się w garść. Wyjrzał przez okno, gdzie wysoko świeciło słońce, a wszystko się zazieleniło; trwał maj w pełnej krasie, co go zainspirowało.

- Może dajmy Fredowi się wyspać... - zaproponował wreszcie. - Chodźmy może na spacer z małym? I tak będzie spał, prawda?

- To jest bardzo dobry pomysł. - Callie pokiwała głową, poprawiając kucyka, którego przed momentem zrobiła. - Dam znać Fredowi. Przełożyłbyś Artura do wózka? - zapytała, wskazując na synka śpiącego w kołysce, na co George pokiwał głową.

Callie ruszyła na górę, a on westchnął ponownie, zbliżając się do dziecka. Zestresował się znacznie, ale cel miał jeden i konkretny, i zamierzał go tamtego dnia zrealizować.

- Artur, młody, mówię ci... - Podniósł niemowlaka z kołyski, a ten wcale nie protestował, bo sądził, że jest podnoszony przez ojca. - Zazdroszczę ci czasem.

W tym samym czasie Callie weszła cicho do sypialni, w której Fred powoli zasypiał.

- Freddie... - szepnęła, podchodząc do niego.

- Mhm? - mruknął w odpowiedzi  twarzą wciśniętą w poduszkę.

- George i ja idziemy na spacer z Arturem. Będziesz sam, śpij sobie spokojnie - wyszeptała mu do ucha

- Mhm... - odparł Fred, nie otwierając nawet oczu. Callie była poruszona tym widokiem; pocałowała go w czoło, przejeżdżając mu dłonią przez włosy.

- Odpoczywaj, kochanie - powiedziała, a on uśmiechnął się minimalnie.

Przez to wszystko gdy Callie zeszła, a George zauważył, że była w wyśmienitym humorze, zdenerwował się jeszcze bardziej - nie chciał tego popsuć. Żyła sobie przecież z jego bliźniakiem w sielance, a on przez swoje własne problemy miał im to zniszczyć...?

- Masz ochotę na długi spacer? - zapytała Callie, co George'a wręcz przeraziło, bo miał wrażenie, że czytała mu w myślach. Długi spacer mógł przecież być dla niego tylko korzyścią...

- To znaczy?

- Godzinę stąd spacerkiem jest park. Tylko raz tam byłam, a dziś taka ładna pogoda, że żal się tam nie przejść... Jak się zmęczymy, to możemy zawsze się deportować z powrotem, nie? - mówiła, różdżką przebierając ziewającego Artura w lżejsze ubrania.

Owce też śmieszkują • George WeasleyWhere stories live. Discover now