Rozdział 38

4.4K 746 278
                                    

Fred odchodził od zmysłów. Nie znalazł bliźniaka w żadnym z najbardziej prawdopodobnych miejsc, w których mógł być. Ani zegar w Norze, ani ten w jego domu nie pokazywał, gdzie George mógł przebywać - zatrzymał się na Zaginiony. Fred zdawał sobie sprawę, że to niekoniecznie oznaczało, że był zaginiony; wskazówki kierowały się czasem na ten napis, gdy ktoś znajdował się w miejscu niewspomnianym na zegarze, ale i tak go to przerażało.

Nie panikowałby może tak bardzo, gdyby nie to, że George w ostatnim czasie czuł się tak źle. Fred nie potrafił odpędzić od siebie myśli, że chciał sobie coś zrobić i zaczął go szukać po wszystkich ich znajomych.

Nie miał nawet pojęcia, że szukał nadaremno. George siedział wtedy z Kevą w jej malutkim salonie, jedząc przygotowany przez nią lunch.

- To jest pyszne - stwierdził George, zajadając się sałatką i grzankami, które upichciła w mgnieniu oka.

- Dziękuję, choć to w zasadzie banalne danie - odparła mu z fotela, również zajadając się swoją porcja. - Często robiliśmy takie z moimi znajomymi, gdy się spotykaliśmy, nigdy nikomu nie chciało się za dużo gotować... Chyba za tymi spotkaniami tęsknię najbardziej.

- Ale to ty w ogóle... Będziesz chciała wrócić do Stanów? - zapytał George, smutniejąc na tę myśl.

- Nie, nie, absolutnie. - Keva pokręciła głową. - Wolę być sama tutaj niż z moją rodziną tam. Poza tym, tu nie ryzykuję, że trafię gdzieś na mojego byłego narzeczonego. Same plusy.

- Racja, poza tym, ja tu jestem - powiedział George, odrzucając włosy. Spodziewał się od niej reprymendy albo przynajmniej przewrócenia oczami po tym żarcie, Keva jednak uśmiechnęła się słabo, grzebiąc w swojej sałatce.

- Racja. Ty tu jesteś.

Serce chłopaka zabiło wtedy szybciej; omamiło go na tyle, że nie wiedział nawet, co jej odpowiedzieć. Keva zawstydziła się tym, że nie odpowiadał i odchrząknęła głośno.

- W każdym razie, jak chcesz, to później dam ci przepis na to wszystko.

George nawet nie zauważył, że zasiedział się u Kevy do wczesnego wieczora, ale zwyczajnie wspaniale im się rozmawiało. Zapomniał na jakiś czas o swoich problemach i poczuł się na tyle dobrze, że przy zachodzie słońca postanowił udać się do domu bliźniaka - nie wyobrażał sobie przecież z nim nie rozmawiać.

Deportował się przed same drzwi domu, słysząc w tle kojący szum morza. Posłuchał go chwilę, ostatecznie westchnął jednak, bo nie był to czas na robienie tego. Pomyślał jeszcze tylko, że może następnym razem pokaże to morze Kevie, a potem uniósł rękę i zapukał do drzwi. Modlił się w duchu, by to Fred je otworzył, a los się nad nim zlitował.

- Cześć - powiedział cicho, widząc swojego brata. Bliźniak rozdziawił usta, po czym natychmiast rzucił mu się na szyję.

- George, na Merlina. Gdzieś ty był?!

George nie spodziewał się aż takiej reakcji na swój powrót.

- Freddie, ta sytuacja z dzisiaj... - zaczął, ale bliźniak ścisnął go mocniej.

- To nieistotne. Najważniejsze, że się znalazłeś. Merlinie, myślałem, że coś ci się stało... Tak się martwiłem...

Wtedy George zrozumiał, że rzeczywiście oddalił się bez słowa, a zegar nie mógł wskazywać jego lokalizacji, jeśli był u Kevy. Poczuł się głupio, lecz wtedy coś innego przyszło mu do głowy.

- Ja widziałem cię prawie martwego - powiedział, śmiejąc się pod nosem i odwzajemniając uścisk. - To chyba jesteśmy kwita. Zresztą, później ci wszystko opowiem...

Owce też śmieszkują • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz