Rozdział 35

6K 808 269
                                    

Kiedy Fred obudził się następnego ranka, z zaskoczeniem zauważył, że Callie już nie spała, a gapiła się w sufit. Zdziwiło go to tym bardziej, że raczej nie budziła się tak wcześnie, o ile nie wymagał tego Artur; on jednak zdawał się wciąż smacznie spać w swojej kołysce.

- Oo, dzień dobry - powiedział z uśmiechem, nachylając się, żeby pocałować ją w głowę. - Co tak szybko wstałaś?

- Nie spałam prawie całą noc, miałam takie koszmary... - Callie westchnęła, po czym zaczęła trzeć oczy. - Znowu mi się śniło, jak prawie giniesz, a tym razem George z tobą...

Fred spojrzał na nią ze zmartwieniem. Tuż po bitwie o Hogwart Callie często budziła się zlana potem, myśląc, że jej ukochany znowu walczy o życie, dodatkowo prześladowała ją strata dziecka. Po pewnym czasie to trochę ustąpiło i czuła się dobrze, dlatego Fred zasmucił się, że nagle powróciło.

- Jestem tu z tobą, nie martw się. - Przytulił ją mocno. - Nigdzie się nie wybieram - dodał ze śmiechem, ale ona nie podzielała tego rozbawienia.

- Za mało ci mówię, że cię kocham - wyszeptała, drżąc ponownie na wspomnienie tego, jak naprawdę myślała, że już nie żył. - I George'a też za mało doceniam... Tak mi głupio po wczoraj. Najpierw ten makaron, a potem...

- Jemu też pewnie głupio... - mruknął Fred, spuszczając głowę.

- Chcę go przeprosić - powiedziała Callie stanowczo. - My mogliśmy uważać, on mógł zapukać, to wszystko... Czuję się z tym źle. Muszę z nim pogadać.

- Czekaj, pewnie ciężko mu będzie z tobą... - wtrącił Fred pospiesznie, wiedząc doskonale, jak czułby się na miejscu bliźniaka. - Porozmawiam z nim najpierw sam, dobrze?

Callie pokiwała głową.

- Tak, masz rację.

Fred wstał z łóżka, spojrzał do kołyski - uśmiech automatycznie wkradł mu się na twarz, gdy zobaczył śpiącego syna - po czym otworzył drzwi.

- Chcesz, żebym dziś też z tobą został? - zapytał, odwracając się do niej w wejściu, wciąż myśląc o jej koszmarach.

- Nie trzeba, Freddie. - Callie pokręciła głową, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej. - Poradzę sobie, nie będę ci mieszać w pracy.

Fred znał ten ton. Tuż po wojnie ciągle tak mówiła, nie chcąc go martwić, a gdy jej nie widział, płakała.

- Póki jestem swoim szefem, to w zasadzie ja ustalam grafik - powiedział, ponownie się śmiejąc.

- Spokojnie, zaproszę rodziców, dawno nie widzieli Artura - przekonywała, ziewając. - Idź do George'a, proszę, niech się skończy ta dziwna atmosfera...

Fred pokiwał głową, a następnie prędko ruszył do pokoju gościnnego, jeszcze bardziej niż żona pragnąc wyjaśnienia tego wszystkiego. Zapukał, a gdy nie usłyszał odpowiedzi, powoli otworzył drzwi i zobaczył to, czego się nie spodziewał: zaścielone łóżko i puste pomieszczenie. Ten widok wyjątkowo go zasmucił, a on sam prędko stracił zapał, z którym jeszcze przed chwilą próbował pocieszyć żonę. Sprawdził jeszcze na dole oraz w łazience, ale nigdzie nie odnalazł brata. Wrócił więc do sypialni i wymamrotał:

- George'a nie ma.

A George był, i to nadal w Kornwalii, ale nie w domu bliźniaka, a przed domem Billa. Po obudzeniu się natychmiast udał się do najstarszego brata, by przede wszystkim uniknąć spotkania z Callie, ale też po to, by z nim porozmawiać. Tylko Bill znał jego największy jak dotąd sekret, a więc tylko on mógł go zrozumieć.

Owce też śmieszkują • George WeasleyWhere stories live. Discover now