Rozdział 54

3.9K 616 101
                                    

Z pomocą George'a Keva opanowała swoje włosy i upięła je niewysoko, dając reszcie swoich loków, uspokojonych eliksirem, swobodnie opadać na jej plecy. Tym sposobem nie przeszkadzał jej ani jeden niesforny kosmyk, ale przecież to nie włosy były w tym wszystkim najważniejsze.

- Nakarmię jeszcze Louisa i możemy wychodzić - powiedziała Keva, podchodząc do terrarium, by je otworzyć.

- A jak ja wyglądam? - zapytał George, rozkładając ręce. Dziwił się, że jak dotąd nie skomentowała jego wyglądu ani nie próbowała nic w nim poprawić, do czego przywykł w zasadzie od urodzenia przy okazji ważnych świąt.

- W sensie? - Keva uniosła brwi. - Bo to, że dobrze, to chyba wiesz.

George znowu zaczął się głupio szczerzyć.

- Rozgryzłaś mnie.

Keva podeszła do niego na moment i nieznacznie przekręciła jego złotą muszkę, po czym poklepała go po ramieniu.

- Muszka prosto i wszystko okej.

Kilka minut później George i Keva teleportowali się przed mały kościół połączony z niewielkim cmentarzem. Dziewczyna rozejrzała się i zrozumiała, że znaleźli się w jakiejś wiosce, która już na pierwszy rzut oka wydała się jej wyjątkowo urokliwa. Bliżej wejścia do kościoła - udekorowanego liliami pomalowanymi na złoto - zgromadziło się już sporo elegancko ubranych osób.

- Witaj w Dolinie Godryka - powiedział George, nie puszczając dłoni Kevy, choć po teleportacji wcale nie musiał jej już trzymać.

Wioska oczarowywała już na pierwszy rzut oka. Była tak niewielka, że zdawało się, że można wszędzie było na kogoś wpaść, a domki, najczęściej białe z ciemnymi, drewnianymi elementami, wyglądały trochę jak z filmu.

- To tu się to stało, prawda? - zapytała Keva, od razu kojarząc nazwę miasteczka z pierwszym upadkiem Voldemorta. - Kurczę, no tak, przecież to jest ślub Harry'ego Pottera, co ja się dziwię... Aż nie wierzę, że tu jestem.

- Mnie też się czasem zapomina - przyznał rozbawiony George. - Ale cieszysz się?

- Jeszcze się pytasz? - powiedziała Keva, a nim George zdążył jej odpowiedzieć, wybrzmiał głos brzmiący identycznie jak jego:

- O, dzieńdoberek.

To byli Fred i Callie. Keva rozdziawiła lekko usta, bo dziewczyna wyglądała obłędnie. Miała zwiewną i, rzecz jasna, złotą sukienkę, tyle że na ramiączkach, sięgającą prawie ziemi. Jej długie włosy były za to związane w koka trzymającego się na złotej spince.
Blondynka poczuła się przy dziewczynie wyjątkowo mała, i to nie tylko ze względu na wzrost - przypomniała sobie o tym, że przecież George kiedyś coś do niej czuł i na pewno też wtedy widział, jak pięknie wyglądała.

Keva spojrzała na Freda, by dodać sobie otuchy. On wyglądał identycznie jak jego bliźniak co do centymetra, a jednak... Ogarniało ją to dziwne uczucie, że George wyglądał lepiej, tak po prostu, nawet jeśli w tamtych strojach zwyczajnie nie dało się ich rozróżnić.

- Dzieńdoberek - odparł George bratu, nie przestając się uśmiechać.

- Cześć - powiedziały Callie i Keva jednocześnie, po czym się roześmiały, co minimalnie rozluźniło nieco niezręczną atmosferę.

- Kocham tę sukienkę - powiedziała Callie, od razu wskazując na blondynkę. - Pięknie w niej wyglądasz.

- Co ty, miałam to właśnie powiedzieć o twojej... - odparła Keva, ale Fred machnął ręką.

- Obie jesteście piękne dzisiaj, nie targujcie się. - Pocałował Callie w głowę, po czym zwrócił się do brata. - Chwaliłeś się Kevie, że mamy miejsca dla gości specjalnych?

Owce też śmieszkują • George WeasleyWhere stories live. Discover now