Rozdział 3

11.6K 1.4K 695
                                    

- To jest... Przepiękne - powiedział André takim głosem, jakby miał się zaraz rozpłakać. - Panie i panowie... - dodał, wzdychając, po czym odsunął kotarę, zza której wyłoniła się Callie.

Pani Weasley rozpłakała się jeszcze głośniej niż wcześniej, a pan Irving klasnął w dłonie z radości, po czym zakrył sobie usta. Wszyscy patrzyli na Callie w zaskoczeniu i z zachwytem, podczas gdy ona stanęła na podeście, by każdy mógł ją lepiej zobaczyć.

- Wow - wydusił George, po czym rozejrzał się wokół zdezorientowany, zdawszy sobie sprawę, że powiedział to na głos.

Suknia Callie była wyjątkowo obszerna, pełna tiulu, przez co sprawiała wrażenie, że dziewczyna była wielką, zwiewną masą. Jedyną sztywną częścią całości był gorset pozbawiony rękawów. Każdy element sukni, choć śnieżnobiałej, delikatnie połyskiwał na pomarańczowo przy każdym ruchu. Jedyna wyraźnie pomarańczowa część znajdowała się z tyłu, był to trójkąt, który zrobiony był tak, by idealnie podkreślać plecy dziewczyny.

George patrzył na Callie i sam nie wiedział, co miał czuć. Choć wydawało mu się, że w stu procentach wyleczył się z zakochania w niej, na tamten widok serce mu drgnęło. Przypomniało mu się, gdy wypróbował na niej wianek... To wszystko było przez sen, w którym widział ją na ślubnym kobiercu, naprzeciwko siebie, właśnie w takim samym wianku... Pamiętał, że nie potrafił się wtedy powstrzymać od zobaczenia tego na żywo.

Teraz Callie stała przed nim naprawdę, choć oczywiście w nieco... Innych okolicznościach. Wyglądała jeszcze piękniej niż to sobie wtedy wyobrażał.

Co miał teraz czuć? Co mówić? Zupełnie nie wiedział, zatem poprzestał na wpatrywaniu się nią z zachwytem, co zresztą robili też inni.

Wyjątkiem była pani Irving. Kobieta wstała, założyła ręce, a następnie zaczęła krążyć wokół córki niczym wilk i mierzyć każdy cal sukienki podejrzliwym wzrokiem jak surowa nauczycielka.

- Jest rzeczywiście piękna - przyznała po chwili. - Ale ten... Pomarańczowy połysk? I ta wstawka? - dodała z lekkim niezadowoleniem, wskazując na plecy córki.

- Ja o to poprosiłam, mamo - wyjaśniła Callie od razu. - Są dokładnie takie, jak chciałam. Przeszedłeś sam siebie, André - dodała, nie mogąc przestać przyglądać się sukni.

To była prawda. Callie prosiła o pomarańcz nie bez powodu - nie tylko dzięki temu bardziej pasowała do garnituru Freda, ale też był to kolor, który w pełni kojarzył jej się z nim. Rude włosy, tygrys, pomarańcze, nawet opakowania produktów... To wszystko na dobre wiązała z bliźniakami.

- Wyglądasz przepięknie, kochanie - wyszeptał pan Irving, przytulając córkę ze łzami w oczach. - Moja mała dziewczynka...

- Czy to się rozwala? - zapytała Lauren, wskazując na tiul przy biodrach Callie.

- Nie ma opcji, c'est impossible! - zawołał od razu André, podchodząc do kobiety. - Wszystko jest perfekcyjne. To tylko dodatkowa warstwa tiulu.

- Jest świetna - powiedziała Ginny, również wstając, by lepiej przyjrzeć się sukience. - Naprawdę. Harry, czemu moja sukienka nie może być taka ładna? - dodała z pretensją, na co oczy bruneta rozszerzyły się ze strachu.

- Te wstawki są très élégant. Zacznę ich używać w innych swoich projektach - stwierdził André, drapiąc się po brodzie, po czym nagle klasnął w dłonie. - Ach, no tak! Jeszcze voile! - zawołał, po czym wszedł za bordową kotarę i wrócił po kilku sekundach, lewitując swoją różdżką welon pasujący do sukni, również połyskujący delikatnie na pomarańczowo. Za pomocą czarów wpiął go w długie włosy dziewczyny, dopełniając tym samym stylizację.

- Nie wierzę, że moja córka bierze ślub... - powiedział Daniel, płacząc już jak dziecko.

- Nie płacz, tato, bo ja też się rozkleję - powiedziała Callie, unikając wzroku ojca. - André, nie wiem, jak ci dziękować za to wszystko.

Chłopak uśmiechnął się triumfalnie, jednak machnął ręką tak, jakby to nie było nic wielkiego.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Grunt, że się podoba - powiedział, patrząc na projekt tak, jakby patrzył na własne dziecko.

Pani Irving została definitywnie przegłosowana, więc nie doszukiwała się już defektów w sukni. Callie poszła się przebrać, a wtedy z powrotem wpuszczono Freda i pana Weasleya.

- I jak ta suknia? - szepnął Fred do bliźniaka, usadawiając się obok niego.

George tylko uśmiechnął się znacząco.

- Będziesz miał na co popatrzeć.

- Merci d'être venu - powiedział André, gdy Callie wyszła zza kotary już w swoich normalnych ubraniach, najwyraźniej nie zważając na to, że nie rozumiał go nikt poza panią Irving. - Widzimy się na ślubie, prawda?

- Jasne. Jeszcze raz dziękuję za wszystko, André - odparła mu Callie, przytulając go w podziękowaniu.

- Il n'y a pas de quoi - odparł, na co Ślizgonka zmarszczyła czoło.

- Och, wiesz, że mój francuski prawie nie istnieje...

- A ja nie pamiętam, jak to się mówi po angielsku - przyznał André, na co oboje się zaśmiali.

Po powrocie z Paryża Callie była w skowronkach przez kilka dni. Cieszyła się, że wszystkie stroje były takie, jak sobie wymarzyła i że zupełnie nie musiała się już nimi przejmować. Teraz jej jedyne zmartwienie stanowił George - widziała, że ostatnimi czasy chodził jakiś smutny, osowiały... I domyślała się, co było tego powodem.

Któregoś dnia Fred został przez nią oddelegowany na zakupy, a ona została wtedy w sklepie z Georgem, któremu pomagała układać różne produkty. Chciała wykorzystać ten moment, by z nim szczerze porozmawiać.

- Z kim się w ogóle wybierasz na ten nasz ślub, George? - zapytała, posyłając różdżką w górę pudełka z Wymiotkami. George stał na drabinie i ustawiał je na jednej z najwyższej półek.

- Słucham? - powiedział zdziwiony chłopak, patrząc na nią z góry. - Jak to: z kim?

- No zapraszaliśmy wszystkich z osobą towarzyszącą, w tym ciebie - odparła mu Callie oczywistym tonem.

George zaśmiał się pod nosem, trochę smutno, trochę żałośnie.

- Gdybym miał z kim przyjść, to raczej byś wiedziała - powiedział, wkładając pudełka na regał.

- A Angelina? Alicia? Wiesz, choćby tak po przyjacielsku? - drążyła Ślizgonka.

- Obie przychodzą ze swoimi partnerami, z tego co wiem - odparł George, westchnąwszy.

- To może Ann? Potwierdziła przyjście sama.

George spojrzał na Callie z niedowierzaniem, łapiąc w powietrzu kolejne pudełko.

- Nadal nie wierzę, że ją zaprosiłaś. I nie, dzięki, nie jestem jej fanem - odpowiedział, rozbawiając tym dziewczynę.

Na chwilę zapadła pomiędzy nimi cisza, a w sklepie słychać było tylko szmer przesuwanych pudełek i świstów z różdżki. Ślizgonka nie miała jednak zamiaru kończyć rozmowy.

- Ale naprawdę nie masz nikogo na oku? - zapytała Callie po chwili, zdeterminowana się czegoś dowiedzieć. - Przecież sama widzę, że przez Pokątną przewija się tyle ładnych dziewczyn i...

- Callie - powiedział George, postawiwszy ostatnie pudełko, po czym zszedł po kilku szczebelkach i ostatecznie skoczył na ziemię - gdybym ja...

- Mówiłam wam obu, żebyście nie skakali z drabiny - przerwała mu Callie stanowczo, na co chłopak przewrócił oczami.

- Gdybym ja kogoś miał, ty i Fred na pewno wiedzielibyście jako pierwsi - skończył. - Na razie jestem jeden, sam. Jak moje ucho - dodał, wskazując na swoją głowę.

- Ale nie chciałbyś być, prawda? - zapytała Callie, zakładając ręce i patrząc na niego wnikliwie.

George nie odpowiedział.

Owce też śmieszkują • George WeasleyWhere stories live. Discover now