Rozdział 1

14.4K 1.5K 638
                                    

Od paru lat pierwszy dzień każdego miesiąca był dniem wizyty Callie u Lupinów, którym dostarczała świeży Wywar Tojadowy robiony specjalnie dla Remusa. Mężczyzna był wyjątkowo za niego wdzięczny, zwłaszcza przez to, że dziewczyna starała się udoskonalać eliksir, dzięki czemu przemiany w wilkołaka przechodził sprawniej niż kiedykolwiek.

Ether, gdy tylko mogła, zapraszała Callie na herbatę, i wyjątkiem nie był tamten dzień, czyli pierwszy marca. Ślizgonka przybyła do niewielkiego, w większości drewnianego domku na magicznych obrzeżach Londynu.
Usiadła na czerwonej kanapie w małym salonie Lupinów i, oczekując na Ether, bawiła się z ich prawie czteroletnim synkiem, Clausem.

Claus był wesołym, blondwłosym chłopcem, który Callie traktował jak prawdziwą ciocię. Teraz dziewczyna patrzyła na niego pierwszy raz bez tego bólu w sercu, który wcześniej odczuwała na widok dzieci. Odkąd z Fredem zdecydowała się spróbować, a także wyznała mu wszystko, było jej nieco lżej. Już zaczęli się starać i gdy tak bawiła się z Clausem pomyślała, że jakoś sobie poradzi.

- Ile masz lat, Claus? - zapytała z uśmiechem.

- Tsy! - zawołał chłopiec dumnie, pokazując trzy palce.

- A ile będziesz miał?

- Cztely! - odparł z entuzjazmem, dodając czwarty palec, na co Callie roześmiała się serdecznie. Uśmiechała się także Ether, która właśnie stawiała na ciemnobrązowym stoliku dwie herbaty.

- Ta dla ciebie, już słodziłam - oznajmiła, usadawiając się obok niej.

- Dziękuję - powiedziała Callie, wzdychając głęboko.

- Co cię tak męczy? Wyglądasz na zmęczoną - zapytała Ether, biorąc swoją filiżankę ze stolika. - Claus, idź do taty - powiedziała do syna, a ten z prędkością światła wybiegł z pokoju, wydając z siebie radosne okrzyki. Callie uśmiechnęła się, po czym sięgnęła po swoją filiżankę.

- Wiesz, ślub już za miesiąc - powiedziała, gapiąc się w herbatę. - Tyle przygotowań już za nami, a ja nadal mam wrażenie, że wszystko nie jest zrobione... Wszystkim się denerwuję. Jutro jadę na ostatnią przymiarkę sukni, może coś być nie tak...

- Nie denerwuj się tym - przerwała jej Ether stanowczo, po czym wzięła łyk herbaty.

- No łatwo ci mówić - powiedziała nieco oburzona Callie. - Nie denerwowałaś się przed swoim ślubem?

- Oczywiście, że się denerwowałam, ale nie aż tak - odparła Ether spokojnie, odkładając filiżankę. - I nie dlatego, że nasz ślub był skromny i przygotowań było o wiele mniej.

- Nie obawiałaś się o dekoracje, suknie, kwiaty? To ma być najważniejszy dzień w życiu i...

- Ale nie o to chodzi - przerwała Ether dziewczynie. - Te wszystkie dekoracje, suknie, kwiaty zaczynają tracić na znaczeniu, kiedy zrozumiesz, że chodzi tylko o ciebie i tę osobę, którą kochasz.

Po tym zapadła chwila ciszy. Callie czuła się w pewnym rodzaju zganiona, bo momentami rzeczywiście zapominała, że w tym dniu najważniejsi mieli być ona i Fred, a nie cała reszta. Nie zmieniało to jednak faktu, że chciała, by wszystko było idealnie, zwłaszcza przez to, że tak długo na to czekała. Popijała herbatę w zamyśleniu, zastanawiając się nad słowami kobiety.

- Brałam ślub dwadzieścia lat temu i z czasem pamiętam coraz mniej - powiedziała nagle Ether, patrząc z uśmiechem na zdjęcie ślubne powieszone nad mugolskim telewizorem, który stał przed kanapą. - Ale na pewno pamiętam to, jak zobaczyłam Remusa przed ołtarzem, jak wtedy na mnie patrzył... Jak powiedzieliśmy sobie tak i jak pocałowaliśmy się po raz pierwszy jako małżeństwo... To są najważniejsze chwile, te, które zapamiętasz.

Callie nie odpowiedziała. Gapiła się nadal w swoją herbatę, przyswajając to, co usłyszała. Ani jej matka, ani nawet pani Weasley nie mówiły jej o takich rzeczach, więc nigdy się nawet nad tym zastanawiała. Postanowiła jednak wziąć sobie tamte słowa do serca.

- Czyli co? Teraz z Weasleyów wolny został tylko George? - zapytała nagle Ether, wyrwawszy Callie z jej myśli.

- I Percy - doprecyzowała, Ether machnęła jednak ręką.

- Wydaje mi się, że akurat Percy nie jest stworzony do małżeństwa - powiedziała, unosząc filiżankę do ust. - Ale George? Dziwne... - dodała zamyślona i upiła nieco.

- Strasznie mi go szkoda - przyznała Callie, spuszczając głowę. - Nie chcę, by został sam, jest mi prawie tak bliski jak Fred... Ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy po ślubie nadal mieszkali we trójkę, zwłaszcza, że chcemy mieć dziecko...

- Nie no, wiadomo, to by rozwaliło wam małżeństwo - powiedziała od razu Ether, poprawiając beżową poduszkę za swoimi plecami. - Wiem, co mówię, bo Syriusz mieszkał u nas przez miesiąc trochę po ślubie. To było piekło.

Callie zaśmiała się krótko. Nie znała Syriusza długo, ale mimo wszystko wystarczająco, by wiedzieć, że był on równie szalony, co bliźniacy. Zanim dziewczyna w ogóle zdążyła coś dodać, do pokoju wszedł Remus z Clausem trzymanym na barana.

- Idziemy na spacer - oznajmił mężczyzna, na co Ether skinęła głową.

- Spacel! - zawołał Claus radośnie. Callie uśmiechnęła się i na moment dała się porwać wyobraźni: bo czy Fred też będzie tak robił... Z ich dzieckiem?

- Tylko ubierz go ciepło, zimno dzisiaj - powiedziała Ether, a Remus pokiwał głową w zrozumieniu i wyszedł z synkiem z pokoju. Gdy Gryfonka upewniła się, że tamci opuścili już dom, zwróciła się co Callie cicho:

- A... George nic nie czuje do ciebie?

Na to pytanie Ślizgonka wycofała się nieco, patrząc na rozmówczynię oczami wielkimi jak galeony. Takiego pytania zdecydowanie się nie spodziewała.

- Co? - wydusiła w końcu, nie umiejąc sklecić niczego lepszego.

- Wiesz... Taki chłopak jak George raczej nie może opędzić się od dziewczyn, wiem, bo tak samo było z Syriuszem - tu Ether znowu upiła trochę herbaty. - A jednak przez tyle lat zupełnie sam. Nic. Żadnej dziewczyny na horyzoncie. Chyba, że o czymś nie wiem?

- Nie no, nie miał nikogo, nic - powiedziała Callie, co było zgodne z prawdą. - I kiedyś... Kiedyś mi się nawet wydawało, że coś do mnie czuł, ale pomyślałam o tym, że przecież Fred to jego bliźniak. Chyba nie mógłby...

- Serce nie sługa - powiedziała Ether gorzko.

Callie pokiwała głową, jakby nie chcąc sobie nawet wyobrażać, co musiał odczuwać George, jeśli naprawdę kiedykolwiek coś do niej czuł.

- Ale nawet jeśli... To chyba nie trwałoby tak długo. Sama nie wiem, gdzie George mógłby teraz kogoś poznać. Tylko na Pokątnej.

- Na Pokątnej są setki ludzi, więc to całkiem dobre miejsce - stwierdziła rozbawiona Ether.

- Jeśli tylko znajdzie się ktoś dobry, osobiście go zeswatam - powiedziała Callie po chwili zastanowienia, odstawiając swoją filiżankę na stolik. - Chcę jakoś się odwdzięczyć za to, ile on zrobił dla mnie i Freda jako pary.

Ether zaczęła się nagle niekontrolowanie śmiać, tak bardzo, że o mało nie wypluła swojej herbaty. Callie zupełnie tego nie rozumiała.

- Co? Co powiedziałam?

- Nic, nic - powiedziała kobieta po chwili, próbując się uspokoić. - Swatanie to świetny pomysł.

Owce też śmieszkują • George WeasleyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora