Rozdział 36

5.4K 869 422
                                    

George po śniadaniu u Billa i Flory wrócił do siebie, gdzie usiadł w kuchni i po prostu tam siedział przez kilkanaście długich minut, zastanawiając się nad tym wszystkim, co się stało. Był w rozsypce - gdy już sądził, że coś zaczynało się układać, bo Keva zgodziła się pójść z nim na wesele, nadszedł poprzedni wieczór... Rozmowa z Billem też niespecjalnie mu pomogła, choć gdy jeszcze przy nim stał, to uważał inaczej.

Gapiąc się gdzieś w podłogę, znowu poczuł łzy w oczach, za co się nie znosił. Nie pamiętał, kiedy w życiu tyle płakał i miał dość proszenia się rodziny o pomoc, gdy ta niczego nie zmieniała, a według niego czyniła go w ich oczach niedorajdą, który niczego nie potrafił zrobić sam.

W tym samym czasie w Limerick Keva przegryzała swoje śniadanie, podchodząc do terrarium, by nakarmić także Louisa.

- Louis, wstajemy, śniadanko! - zawołała, po czym zajrzała do środka i... Poczuła się, jakby dostała obuchem w głowę.

Louisa nie było w środku, a dopiero wtedy do jego właścicielki dotarło, że nigdy nie zabrała go z terrarium Liama. Jej żółw został u George'a, a ona nie potrafiła uwierzyć w to, że o nim zapomniała. Zagadała się z chłopakiem, to prawda, ale żeby zapomnieć o jej ukochanym gadzie...? Zastanawiła się, czy nie winić za to tamtego przesolonego makaronu.

Zła na samą siebie, Keva z prędkością światła umyła się i przebrała, by móc odebrać żółwia. Liczyła, że zastanie George'a w domu i że go nie obudzi, bo nadal było dosyć wcześnie, a przede wszystkim, że bezpiecznie odbierze od niego Louisa.

Kiedy George usłyszał pukanie do drzwi mieszkania, wzdrygnął się. Obawiał się, że to Fred, bądź - co gorsza - Callie, na rozmowę z którą zdecydowanie nie był jeszcze gotowy. Ktoś jednak niecierpliwie uderzał w drzwi, przez co wykluczył swojego bliźniaka bądź jego żonę, bo oni mogli przecież tam wejść nawet bez kluczy...

Niechętnie zwlókł się z krzesła, wiedząc, że nie ukryje już zapłakanej twarzy, ale już wcale się tym nie przejmował. Podszedł do drzwi, otworzył je powoli i odebrało mu mowę - przed jego progiem stała Keva, z jej blond lokami jeszcze bardziej napuszonymi niż zazwyczaj.

- O, cześć, mam nadzieję, że cię nie obudzi... - powiedziała Keva pospiesznie, urwała jednak, gdy zauważyła twarz chłopaka. - Um... Wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona.

Poczuła się bardzo nieswojo - choć nie znała go za długo, już wtedy przerażał ją widok tamtego radosnego chłopaka w takim stanie.

George wiedział, że kłamstwo nie miało wtedy sensu, bo wszystko miał wypisane na twarzy.

- Nie, w zasadzie nic nie jest w porządku - przyznał, po czym przełknął ślinę. - Ale to nieważne. Wejdź, proszę... - dodał pospiesznie i wycofał się nieco, by mogła wejść, nawet jeśli nie wiedział, czego chciała. Keva nie zamierzała jednak dać mu to po prostu zignorować.

- Hej... Przyszłam dlatego, że zorientowałam się, że zostawiłam tutaj Louisa, ale...

- Och, nie zauważyłem, jeszcze dziś nie karmiłem Liama - przerwał jej, unikając jej wzroku, nie chcąc, by patrzyła na jego twarz.

- Pal licho żółwia, nic mu nie będzie. - Keva zamknęła za sobą drzwi. - To ty wyraźnie potrzebujesz pomocy.

George pokręcił głową, nie chcąc kolejny raz na kimś polegać, by się uratować.

- Nie, ja tylko... Nie będę cię tym męczył po prostu. - Wciąż nie potrafił spojrzeć jej w oczy.

- Dobra, ja znam takich jak ty - odgryzła się Keva, po czym złagodniała. - Hej, no... Wiem, że nie znasz mnie tak dobrze, ale możesz mi się wygadać czy coś... Albo zrobię ci herbaty, co?

Owce też śmieszkują • George WeasleyWhere stories live. Discover now