Rozdział 2

12.7K 1.5K 513
                                    

Następnego dnia Callie stała w przedpokoju swojego rodzinnego domu oparta o framugę drzwi, tupiąc nerwowo nogą. Patrzyła, jak jej rodzice się ubierają, by zaraz dołączyć do Weasleyów, którzy czekali na nich w Norze. Wszyscy mieli udać się do Paryża na ostatnie przymiarki przed ślubem.

- Jestem tak zdenerwowana, że mi niedobrze - powiedziała Callie, nerwowo naciągając swój beżowy płaszcz.

- Kochanie, spokojnie - odparł jej na to ojciec, zakładając buty. - Wszystko będzie dobrze, na...

- Jak spokojnie, tato? - przerwała mu Callie. - A jeśli będzie coś nie tak? Chciałabym, żeby wszystko było idealnie, ale...

- Callie! - zawołała pani Irving stanowczo, a następnie podeszła córki i złapała ją za ramiona. - Weź się w garść. Jesteś Ślizgonką, nie rozmymłaną Gryfonką...

- Mamo - powiedziała Callie ostrzegawczo. Choć Lauren zrobiła duży postęp i dla swojej córki starała się nie traktować Weasleyów z pogardą, czasami wpajane jej od dzieciństwa poglądy wychodziły na jaw.

- Taka prawda - powiedziała Lauren, po czym nieświadomie zaczęła poprawiać płaszcz córki. - A teraz uspokój się. André cię przecież nie zawiedzie. A gdyby spróbował, to będzie odpowiadał przede mną.

Na te słowa Callie lekko się uśmiechnęła. W dzieciństwie brakowało jej takich słów od matki i cieszyła się, że choć teraz je otrzymywała. Ich relacja układała się lepiej niż kiedykolwiek, ku radości obu stron.

- Dzięki, mamo - powiedziała dziewczyna, patrząc z uśmiechem na rodzicielkę. - Potrzebowałam tego.

Lauren poprawiła nieznacznie kok, w który spięła swoje blond włosy, a następnie otrzepała czarny płaszcz, jaki miała na sobie.

- Chodźmy już - powiedziała, po czym cała rodzina teleportowała się z ciemnego, zimnego przedpokoju tuż przed jakże inną, kolorową Norę.

Tam czekali już państwo Weasley, Fred, George, Ginny i Harry, czyli grupa, która miała się udać do Paryża, o wiele mniejsza niż we wcześniejszych planach.

Życzeniem Freda początkowo było, aby każdy z jego braci był drużbą, a George, oczywiście, tym najważniejszym. Molly od razu poparła ten pomysł, sądząc, że to piękna, rodzinna inicjatywa; nie miała jednak pojęcia, że prawdziwą motywacją Freda było to, że chciał wsadzić rodzeństwo w możliwie najgłupsze stroje, jakie znalazł. Callie mu na to nie pozwoliła i, koniec końców, stanęło na samym George'u, podczas gdy Ginny została druhną. Natomiast Oliver i Christina mieli za to zostać honorowymi gośćmi, a zwłaszcza Krukonka, która uratowała Fredowi życie.

Po przybyciu na miejsce Callie jakby zupełnie zapomniała o swoich rodzicach. Podeszła od razu do Freda i przytuliła go, jakby nie widziała go ładnych parę lat, choć ostatnim razem spotkali się rano poprzedniego dnia.

W tym samym czasie pozostali Weasleyowie witali się z rodzicami Callie. Choć wcześniej dziewczyna pilnowała każdego takiego spotkania, teraz zupełnie nie martwiła się już o przykrości ze strony swojej mamy, dodatkowo pan Weasley i pan Irving zachowywali się tak, jakby przyjaźnili się już od dawna.

- Czyli co, wiesz już na pewno? Wujcio Lucek nie wpadnie na przyjęcie? - zapytał Fred, pocałowawszy swoją narzeczoną w czoło.

- Z bólem serca to mówię... - zaczęła Callie, teatralnie łapiąc się za serce. - Ale nie.

Fred zaczął się śmiać i już chciał coś dodać, ale nie pozwolił mu na to krzyk Ginny, który odeszła już nieco z całą grupą:

- Gołąbeczki! Czekamy tu na was!

Callie przewróciła oczami, ale złapała Freda za rękę i ruszyła w ich kierunku. Już kilka minut później dzięki specjalnemu Świstoklikowi cała grupa znalazła się w Paryżu. Lauren zdawała się znać miasto tak, jakby mieszkała w nim od zawsze i pewnie, bez żadnych zawahań zaprowadziła wszystkich prosto do salonu André.

Tamto miejsce wyglądało naprawdę luksusowo. Wszystko utrzymane było w złocie i czerwiemi. Cudowne suknie ślubne wisiały na wielu manekinach lub na (złotych, oczywiście) wieszakach. Każdy element dosłownie zapierał dech w piersiach i wręcz przytłaczał osoby, które tam wchodziły.

- Callie! - zawołał młody mężczyzna na widok jego przyjaciółki wchodzącej do salonu, po czym wybiegł zza lady, by ją powitać.

André Mercier był wysokim blondynem o wyjątkowo smukłej sylwetce i wręcz nienagannej prezencji. Miał na sobie białą koszulę, czarne spodnie, a przez szyję przewieszony niebieski metr krawiecki, pasujący do jego oczu.

- Tak dobrze cię widzieć, André - odparła mu Callie, przytulając go. Fred spojrzał na nich wilkiem, ale nic nie powiedział.

André po tym przywitał się z pozostałymi, choć po angielsku, to z ciężkim francuskim akcentem. Fred i George mieli duży problem ze zrozumieniem go i jedna wymiana spojrzeń wystarczyła im, by wiedzieli, że obaj sądzili to samo - laluś.

Chłopak zaprowadził wszystkich do specjalnego, osobnego pokoju na przymiarki. Na pierwszy ogień poszła Ginny ze swoją pomarańczową sukienką druhny, a za nią Harry i George z pasującymi doń garniturami. Po nich swoje suknie przymierzyły pani Irving (szmaragdowozieloną, połyskującą, ze swego rodzaju "golfem") i pani Weasley (beżową, zakrywającą ramiona, wyglądającą równie drogo jak ta matki Callie). Następnie przyszedł czas na ojców młodych, a ostatecznie: na samą parę.

Pierwszy poszedł Fred, który był dosyć zirytowany tym, że André stale poprawiał ułożenie stroju na nim, co powodowało śmiech George'a. Callie nie zwracała uwagi na jego niezadowolną minę, bo była absolutnie zachwycona tym, co miał na sobie. Jego garnitur był szary i posiadał mnóstwo małych pomarańczowych wstawek, między innymi guziki.

- Ta muszka jest cudna - powiedziała Callie, patrząc z uśmiechem na pomarańczową muchę chłopaka. - I Fred wygląda w tym na jeszcze wyższego. Jest idealnie, André - dodała z zachwytem, podchodząc do podestu na którym stał jej narzeczony.

George nadal śmiał się z brata, widząc, że ten nie może znieść radości projektanta, ale najwyraźniej powstrzymywał się od komentarzy dla Callie. Natomiast pani Weasley płakała, wzruszona widokiem kolejnego swojego syna w ślubnym stroju - nie była nawet w stanie wyrazić tego, jak bardzo jej się podobało. W duchu nawet nie dowierzała, że to był jeden z bliźniaków.

George uważał, że jego brat wyglądał naprawdę dobrze, choć oczywiście nie przyznałby tego na głos. Cieszył się dla niego i dla Callie, choć w środku był nieco smutny - zastanawiał się, czy kiedykolwiek jemu będzie dane stać na tym samym miejscu, czy jego też ktoś pokocha na tyle, że będzie chciał z nim spędzić resztę życia... Choć Fred czasem irytował się tymi przygotowaniami, które często uważał za bezsensowny zachód, George mu ich zazdrościł. W tamtym momencie czuł się bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej...

- Fantastique - powiedział André, klasnąwszy w ręce. - W takim razie teraz najważniejsze. Twoja suknia to moje największe dzieło, Callie. Osobiście wyszyłem każdy centymetr.

- Fred, musisz wyjść, w takim razie - powiedziała od razu dziewczyna, na co jego brwi poszybowały w górę.

- Co? Czemu? - zapytał zdziwiony.

- Bo nie możesz zobaczyć Callie w sukni przed ślubem - powiedziała siedząca na czerwonej kanapie pani Irving oczywistym tonem.

- To przynosi pecha! - dodał André jakby przerażony. - Musisz wyjść, koniecznie. Raz, raz.

George roześmiał się jeszcze bardziej, widząc mord w oczach Freda, gdy projektant wypowiadał te słowa.

- Ale to jest niespra... - zaczął oburzony pan młody, który tak naprawdę przyjechał tam głównie po to, żeby zobaczyć swoją przyszłą żonę w sukni.

- Chodź stąd, Fred - przerwał mu pan Weasley i wstał, by wyprowadzić syna z pomieszczenia.

George ocierał łzy śmiechu, patrząc na wychodzącego Freda, który spoglądał na André tak, jakby chciał go zabić wzrokiem. Po tym wszyscy wstrzymali oddech, bo Callie weszła do przebieralni ubrać to, w czym miała zostać panią Weasley.

Owce też śmieszkują • George WeasleyWhere stories live. Discover now