Rozdział dwudziesty pierwszy.

185 11 5
                                    

Łukasz.
Obudziłem się jako pierwszy.
Spojrzałem na dziewczynę.
Przez chwilę nie ogarniałem, co zaszło.
Potem uśmiechnąłem się.
Nie żałowałem, choć powinienem.
Odgarnąłem włosy z jej twarzy.
Miała mocny sen.
Wstałem z łóżka, ubierając się.
Gdy byłem przy drzwiach, obróciłem się znów w jej stronę.
Wyglądała ślicznie podczas snu.
Miała delikatnie rozchylone usta.
Gęste włosy opadały kaskadą na poduszkę.
Była idealna, piękna i kochana.
Wytrzeszczyłem oczy.
Nie, to się nie dzieje.
Ja nie mogłem się zakochać.
Nie byłem zdolny do tego uczucia.
Związki nie były dla mnie.
Przeczesałem dłonią włosy.
Wyszedłem z sypialni, ruszając do kuchni, by przygotować śniadanie.
Otworzyłem lodówkę i z rozbawieniem stwierdziłem, że jest pusta.
Poszedłem do przedpokoju.
Gdy zakładałem buty, usłyszałem ziewnięcie.
Uśmiechnąłem się, obracając na pięcie.
I zamarłem z tym uśmiechem na twarzy.
Miała na sobie moją bluzę.
Wyglądała w niej uroczo, biorąc pod uwagę to, że ubranie było na nią o wiele za duże.
Lekko opuchnięte wargi po wczorajszych pocałunkach, wypuściły kolejne ziewnięcie.
Moja dolna warga zadrżała.
Wzruszyłem się, po prostu.
Podbiegła do mnie i przytulila.
Objąłem ją, po czym delikatnie odsunąłem.
Ucałowałem czubek jej głowy, po czym poszedłem do łazienki.
Wziąłem pudełko znanych mi leków.
Już dawno je odstawiłem.
Uważałem, że mi nie pomagają, a wręcz otumaniają.
Wysypałem garść na dłoń.
Połknąłem i popiłem.
Zamknąłem oczy, a kiedy je otworzyłem, podskoczyłem wystraszony.
Ania stała tuż przede mną. *
_________
~Szatan.

"Fotoraper" |Opał|Where stories live. Discover now