30

432 11 1
                                    

Położyłam się zmęczona na zimnym śniegu i wzięłam głęboki wdech. Od jakiś dwóch godzin jesteśmy na stoku, a ja uczę się jeździć na nartach. I wiecie co. Nadal nie umiem, a na dodatek zaliczyłam już tyle upadków, że przestałam liczyć przy dziesiątym.
Każdy świetnie się bawi, ale ja mam już dość. Chce iść do hotelu i położyć się w łóżku.

- Jak ci idzie? - zapytała przyjaciółka, stojąc nade mną.

- Chujowo. - odparłam.
Natasha cały czas jeździ na snowboardzie, tak jak Sean. Tylko ja jestem tak przyjebana, że nie umiem jeździć na tych cholernych nartach?

- Gdzie ta pani co cię uczy?

- Miała mnie już chyba dość i sobie poszła...gdzieś. - mruknęłam usiłując wstać.

- Dobra. Zawołam Biebra. - powiedziała, a ja nawet nie zdążyłam zareagować.
- Bieber! Chodź tu na moment! - krzyknęła głośno, a chłopak, który właśnie zjechał z góry. Spojrzał się na nią i schylił by odczepić deskę, na której jeździł.

- Zwariowałaś? Po co go wołasz?

- Wiem co jest dla ciebie dobre. - uśmiechnęła się i spojrzała na nastolatka, który do nas szedł.

- Co chciałaś? - spytał, poprawiając czarne rękawiczki.

- Nic. - rzuciłam szybko.

- Nie ciebie się pytam. - bruknął, zerkając na mnie kątem oka.

- Ale chodzi o nią. - spojrzeli się na mnie. - Ona sobie kąpletnie nie radzi. Musisz jej pomóc. - złapała go za ramię, a on parsknął śmiechem.
Wyciągnął do mnie dłoń, a moja mina wskazywała na to, że byłam zaskoczona. Nic nie powiedział, a to jest bardzo niepokojące. Myślałam, że powie coś typu "nie będę jej pomagać, bo jej nienawidze", ale nie. Przegryzłam dolną wargę i wstałam na nogi, a raczej na narty i prawie znowu się wywróciłam, ale chłopak mnie złapał.

- Jeśli mnie puścisz to cię zabije. - powiedziałam.

- Spokojnie. Zresztą nie rozumiem jak możesz nie umieć jeździć na nartach. Przecież to łatwe. - odparł, a ja odzyskałam równowagę i otrzepałam śnieg ze spodni i kurtki.

- Dla ciebie wszystko jest łatwe... a szczególnie sporty, w których jestem beznadziejna.

- No to prawda. Sport to twoja pięta achillesowa. Nie umiesz biegać, słabo rzucasz piłką, jesteś nie skupiona na niczym, twoje podania to pora... - przerwałam mu, karcąc go wzrokiem.

- Zamknij się, ty okropnie rysujesz i totalnie nie umiesz śpiewać. - rzuciłam, oplatając ręce na piersiach.

- Słucham? Że niby ja okropnie śpiewam? - parsknął śmiechem. - To słuchaj, „Znalazłem miłość dla siebie. Ukochana, po prostu zanurkuj w niej i podążaj za mną. Znalazłem dziewczynę, piękną i słodką..."

- Uszy mi krwawią! - złapałam się za głowę, chcąc żeby już przestał. Serio, jego głos gdy śpiewa jest okropny.

- Daj spokój, nie jest aż tak źle. - bruknął.
Poczułam jak moje narty powoli się rozsuwają. Odruchowo, złapałam się nastolatka, ale z perspektywy osoby trzeciej musiało wyglądać to jakbyśmy się przytulali.
Spojrzałam w oczy chłopaka i pierwszy raz dostrzegłam dziwny blask w jego tęczówkach. On oblizał usta, a ja już wiedziałam co to oznacza i szybko się odsunęłam. Znaczy, nie wiem czy chciał mnie pocałować. Tak podejrzewam, ale w sumie nienawidzi mnie więc może sobie coś ubzdurałam.

Bieber postanowił, że pójdźmy na małą górkę, na której jeździły dzieci. Mimo to i tak się bałam i strasznie protestowałam. Musiał mnie za sobą ciągnąć. I w ogóle, jakieś dziesięć minut temu pan Nevton, postanowił, że pójdziemy odpocząć do hotelu, ale Bieber tak nagadał naszemu opiekunowi, że lepiej jak zostanę z nim i nauczę się jeździc. Najgorsze jest to, że ten cholerny nauczyciel zaufał temu idiocie, a znając go to zepchnie mnie z jakiejś górki i zostawi. Nawet nie wiem czemu mu pozwolił, przecież wie, że się nienawidzimy.

Kiedy zatrzymaliśmy się na szczycie, ja prawie dostałam zawału widząc jak wysoko jesteśmy. Na dole wydawało się to mniejsze. Zaczęłam powoli się cofać, ale zapewne musiało wyglądać to komicznie.

- Black co ty odpierdalasz? - zapytał chłopak, dziwnie się na mnie patrząc.

- Próbuje uciec. Nie widać?

- No nie zupełnie... Boisz się?

- Nie. - zaprzeczyłam, żeby nie wyjść na jakąś pizde.

- W takim razie idziemy na większa, co to dla ciebie. - parsknął i zaczął isc wyżej. Nie pozostało mi nic jak po prostu się przyznać. Wzięłam głęboki wdech i krzyknęłam do Biebra, który spokojnie sobie szedł.

- Tak! Boje się! Jestem pizdą! - odwrócił się szybko i się na mnie spojrzał.

- Wiedziałem. - powiedział. - Chodź to pokaże ci wszystko co i jak.

****************

- Ale to jest dobre. - powiedziałam z pełną buzią jedząc kolacje. Mam tak zawalony talerz, że wszystko prawie z niego wypada.

- Dziwisz się? Wczoraj nic nie jedliśmy. - przyjaciółka powiedziała patrząc na mnie.

Uśmiechnęłam się do niej i znowu kontynuowałam jedzenie. Po tym cholernym stoku serio jestem głodna. Jeszcze ten idiota siedzi z nami przy stoliku, bo powiedział, że nie zostawi najlepszego kumpa samego. To nic że ma mnie, Natashe, Harrego. Jeszcze ta Rose... irytuje mnie nawet jak je. Nie mogę na nią patrzeć. A jak zagaduje do Biebera, to na siłę chce pokazać, że to jej chłopak. Zerknęłam kątem oka na parę, która ze sobą rozmawiała. Nagle zaczęli się śmiać i całować, a ja głośno odłożyłam sztućce i szybko wyszłam z pomieszczenia. Mam ich serdecznie dosyć, zrzygać się można.

Pokierowałam kroki do małego baru, jestem tak wkurzona, że jeśli ktoś stanie mi na drodze to nie liczę za siebie. Mam dość wszystkich. A najbardziej Rose Valery i Justina Biebra. Robią to wszystko specjalnie, żeby mnie wkurwić. Ta szmata myśli, że on mi się spodoba czy coś i cały czas się do niego klei.
Szłam krótkim korytarzem i skręciłam w lewo. Otworzyłam szklane drzwi i podreptałam do wysokiego siedzenia. Usiadłam wygodnie i spojrzałam na barmana, który się na mnie patrzał wycierając szklanki ścierką. Od razu poprawił mi humor. Jest naprawdę przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, wytatuowany, ciemny brunet, kolczyki w uszach. Mhm, zdecydowanie dobrze, że tu przyszłam.

- Czego byś się napiła? - zapytał podchodząc bliżej, opierając się o blat.

- Czegoś mocnego. - rzuciłam, uśmiechając się i patrząc w jego oczy.

- A dowodzik jest?

- Hah, już niedługo będzie. - cicho się zaśmiałam chcąc wybrnąć z tej sytuacji. - Może dało by się jakoś bez dowodu. - zaczęłam poprawić włosy i próbowałam przechytrzyć mężczyznę i włączyć w to mój kobiecy urok.

- To ryzykowne, ale dobra. Co powiesz na whisky?

- Dawaj, byle dużo. - powiedziałam pewnym siebie tonem, na co brunet szyderczo się uśmiechął i zaczął nalewać alkohol. Uważnie obserwowałam co robi. Widać, że ma fach w rękach.

- Proszę. - wychrapił, podając mi mała szklankę z cieczą.
- Przyjechałaś tu z klasą? - zapytał.

- Tak, ale nic mi o nich nie mów. Wszyscy są siebie warci. - prychęłam pod nosem przypominając sobie Rose.

- Dobrze, że okres liceum mam już za sobą. - zaśmiał się. - Nate. - wyciągnął do mnie dłoń, która bez wachania uścisnęłam.

- Vanessa.

- A więc na ile tu przyjechałaś?

- Na tydzień. - rzuciłam i upiłam cierpki alkohol.

- Czyli nie będę się nudzić. - parsknął śmiechem, a ja razem z nim.

I Don't Care •JB•Where stories live. Discover now