Rozdział 50 Ku końcowi...

6.5K 136 33
                                    


Stałam obok Alex'a i przyglądałam się związanym mężczyzną. Nie wierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Słowa porwanych uderzyły obuchem o moją głowę. Nigdy nie spodziewałam się takiej wiadomości, ale nie zaprzeczam i nie wypieram tego. Oczywiście nie mam pewności, czy aby na pewno jest to prawdą. Lecz jest to całkiem możliwe, ponieważ kilka dni przed śmiercią moja mama zachowywała się dość podejrzanie. Jakby wiedziała co wydarzy się za kilka dni i pogodziła się z tym. Myślę, że już wtedy wiedziała, że Triada ponownie się o nią upomniała. W ostatnich dniach moja mama chodziła cały czas nieobecna. Ciężko było nawiązać z nią jakąkolwiek interakcję. Teraz już wiem, dlaczego tak się zachowywała. Przeczuła wszystko. Zdawała sobie sprawę, że popełniła błąd i wszyscy za to odpowiemy, ale milczała, aż do samego końca.

Alex stanął za mną. Szepnął mi, aby nie zdejmowała rękawiczek, po czym wręczył mi dwa pistolety.

-Wybór należy do ciebie. Zrób co uważasz za słuszne - popchnął mnie delikatnie w stronę mężczyzn.

Wszyscy, którzy stali w pobliżu morderców oddalili się i również stanęli za mną obok Alex'a. 

-Powiedzieliśmy prawdę! Zabijesz nas?!

-Nie możesz tego zrobić!

-Wy zabiliście moją rodzinę. Ja zabiję was i będziemy kwita! - zgromiłam ich spojrzeniem.

-Nie możesz!

-A kto mnie powstrzyma? - rozejrzałam się specjalnie po piwnicy.

-Widzicie nikt - odpowiedziałam z nutką rozbawienia w głosie.

Teraz ja mam władzę i to ode mnie wszystko zależy. Teraz proszą mnie o litość? Dobre sobie, mogli nie zabijać mojej rodziny to ja nie pragnęłabym zemsty. Przez nich zostałam sama na tym świecie i gdyby nie Alex już dawno zapewne dołączyłabym do mojej mamy i brata. Gdyż życie byłoby dla mnie zbyt brutalne, a popełnienie samobójstwa byłoby dla mnie wtedy zbawieniem, którego potrzebowałam. Walczyłam resztkami sił, nie wierzyłam, że uda mi się wrócić do normalnego życia. Lecz udało mi się za sprawą pewnego szalonego bruneta, który stał mi się bliższy niż myślałam.

Uniosłam bronie do góry i wymierzyłam w głowy mężczyzn. Wiedziałam czego chcę i dążyłam do tego. Nie widziałam najmniejszego powodu, dla którego miałabym oszczędzić takie ścierwa. Przynajmniej, kiedy już się ich pozbędę nie będą mogli skrzywdzić kolejnych osób.

-Ostatnie słowo? - spojrzałam z pogardą na mężczyzn.

-Pożałujesz tego! 

-Popieprzona suka! 

-Żegnajcie - odrzekłam z uśmiechem na twarzy.

Położyłam palce na spustach. Spojrzałam na mężczyzn po raz ostatni, a oni na mnie. Wiedzieli już, że nic i nikt im nie pomoże. Byli skazani na moją łaskę, a ja litości nie uznaję.

Chwilę później po pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk wystrzału. Strzeliłam, kule trafiły prosto w sam środek czoła. Głowy mężczyzn opadły. Zwisały bezwładnie. Więc nie będę musiała ich oglądać. Moja zemsta została wypełniona, a ja czuję się dużo lepiej.

Podeszłam do Alex'a. Oddałam mu jego bronie, po czym spojrzałam na niego porozumiewawczo z uśmiechem na twarzy. Nareszcie odczułam dawno upragnioną ulgę.

Kiedy Carlos razem z pozostałymi mężczyznami podeszli do krzesełek, do których byli przywiązani mordercy, aby się nimi zająć i pozbyć ciał. Moją uwagę przykuł piękny księżyc, który spadał do pomieszczenia przez nie wielkie okno. Lecz nie tylko srebrny glob przykuł moją uwagę. Na przeciwległym budynku na dachu stała czarna postać. Ten ktoś przyglądał się przez okno całej sytuacji. Widział jak zabijam morderców mojej rodziny, a kiedy nasze spojrzenia się napomknęły nie uciekł. Zrobił coś niespodziewanego. Podziękował mi za ich zabicie i pożegnał ze mną. Po tym geście zniknął w mroku nocy.

Jestem pewna, że to był ten sam mężczyzną, który odwiedził mnie tedy w domu Alex'a. 

Ten głos, zjawiskowe oczy, których nie da się łatwo zapomnieć oraz gest, który wykonał przed chwilą.

-Nie możliwe, że to on... - zaczęłam intensywnie główkować.

-Przecież on ponoć zaginął - wymamrotałam sama do siebie pod nosem.

Moje rozmyślania przerwał Alex. Objął mnie ramieniem, pocałował, po czym posłał mi uśmiech, który mu odwzajemniłam. Nareszcie było po wszystkim.

Powoli zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia, a pozostali obecni zadeklarowali się pozbyć ciał i zamieść wszystko pod dywan. James powiedział, że sam tego osobiście dopilnuję, a więc mogliśmy być spokojni.

-Pamiętam! - zawołałam sama do siebie. Brunet spojrzał na mnie zaskoczony, a ja tylko zmieszana uśmiechnęłam się do niego, że nic się nie dzieje.

-Ethan - wyszeptałam do nosem.

-Ale jak to możliwe? - przerażona spojrzałam na okno, w którym widziałam wcześniej chłopaka, ale jego już tam nie było.

Spojrzałam z powrotem na Alex'a.

-Doprowadziliśmy to do końca - szliśmy w stronę wyjścia.

-Tak, udało się - skinęłam delikatnie głową.

Opuściliśmy podziemia. Dotarliśmy do głównej hali, skąd udaliśmy się do wyjścia. Wyszliśmy z hangaru, po czym wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w nieznanym kierunku.

KONIEC.

Złe Serceजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें