Rozdział 32 Złe posunięcie...

3.2K 104 1
                                    


PERSPEKTYWA ALEX'A

Miałem pewne podejrzenia kim może być włamywaczka oraz kto ją nasłał, ale na razie wolę zachować to dla siebie, a przynajmniej do momentu póki nie potwierdzą się moje przypuszczenia.

Dojechałem do starego magazynu pół godziny później. Najpierw musiałem upewnić się czy z Karen wszystko w porządku. Swoją drogą to dość zabawne, że nagle zacząłem się nią przejmować. Od samego początku była mi obojętna, a może ja coś pominąłem?

Gdy wszedłem do środka zauważyłem, że James już się nią odpowiednio zajął.

-Nie byłeś zbyt brutalny? Pamiętaj, że chcemy wyciągnąć od niej informacje - podszedłem do szatyna.

-Uwierz mi jeszcze się hamowałem - James uśmiechnął się złowieszczo, po czym wrócił do dziewczyny.

Patrzyłem na zakrwawioną twarz dziewczyny, a ona spojrzała na mnie z obrzydzeniem, ale też i strachem. Wiedziała kim jestem i jak duży błąd popełniła włamując się do mojego domu. Zdawała sobie sprawę z konsekwencji, dlatego wie co zaraz ją spotka. Lecz mimo wszystko milczy zamiast od razu wyznać nam prawdę i błagać o łagodniejszą śmierć.

-Nie ma mowy, że coś nam powie. Ciągle powtarza tylko jedno chińskie słowo. Wątpię, że zna angielski - szatyn pokręcił głową.

-Jakie to słowo? 

-Hēishèhuì - powtórzył niezgrabnie mężczyzna.

Doskonale wiedziałem co oznacza to słowo. Nie musiała więcej mówić. Wszystko było już jasne.

-Nie zabijaj jej. Może nam się jeszcze przydać - uśmiechnąłem się podstępnie.

-Zabierz ją do kryjówki i zamknij w podziemiach. Gdyby stawiała opór utemperuj temperament naszej nowej znajomej. A jeśli spróbuję uciekać nie okazuj litości.

James podszedł do kobiety, aby ją rozwiązać. W momencie poluźnienia więzów od razu spróbowała zaatakować szatyna, ale ten był szybszy. Odparł jej atak, po czym wymierzył jej dość silny cios, ponieważ młoda dama, aż się zachwiała i upadła na ziemię. Złapał ją za ramię i podniósł siłą. Kobieta nie do końca przemyślała swoje zachowanie. Im bardziej będzie się szarpać oraz wyrywać tym bardziej James będzie brutalniejszy. Cóż nie mój interes jak on ja potraktuję,ponieważ ufam mojemu przyjacielowi i wiem, że jej nie zabiję. Ale ona chyba sobie nie zdaję sprawy co on może jej zrobić, dlatego dla niej bezpieczniej byłoby, gdyby się uspokoiła bo chyba nie chcę leżeć skatowana w swojej własnej kałuży krwi.

Ufam James'owi, więc zostawiłem go zresztą samego, a ja postanowiłem wrócić do domu i sprawdzić jak ma się ta mała. Najchętniej zabrałbym ją do szpitala, aby mieć pewność, że nic jej nie dolega, ale wiem, że ten uparciuch się na to nie zgodzi. Od kiedy ja zacząłem się tak nią przejmować. Pomogłem jej kilka razy zanim wprowadziła się do mnie, ale z tego powodu, że było mi jej najzwyczajniej w świecie żal. Może w tamtych momentach widziałem w niej młodego siebie, dlatego pomagałem. Od pewnego czasu patrzę na nią z innej perspektywy. Kiedy się do mnie wprowadziłam wiedziałem, że będzie sprawiać kłopoty, więc chciałem ją przed tym uchronić, lecz czy udało mi się?

Wróciłem do domu. Zamknąłem garaż i wszedłem do środka. 

-Karen! - zawołałem z salonu.

-Karen! - ponownie ją zawołałem.

Dziwne nie przychodzi, a zawsze zjawiała się jak ją wołałem. Może śpi, albo ćwiczy i nie słyszy. Od razu skierowałem się do jej pokoju, ale nie zastałem tam Karen. Instynktownie sprawdziłem resztę pomieszczeń. Nigdzie nie mogłem znaleźć dziewczyny. Na tarasie również jej nie było. Postanowiłem do niej zadzwonić. Telefon nie odbiera. Zatem, gdzie ona się podziewa? Chyba nie uciekła pod moją nieobecność? Nie to niemożliwe, nie zrobiła by tego. Zresztą wszystkie jej rzeczy zostały w domu, a gdyby uciekła zabrałaby je ze sobą. 

Dlaczego mam złe przeczucia? W dodatku mam wrażenie, że to z powodu wcześniejszej sytuacji.

Jeśli coś stanie się Karen ja będę za to odpowiedzialny.

Jednakże nie ważne, gdzie się znajduję odnajdę ją. Nie pozostawię jej przerażonej i zdanej na łaskę kogoś. Oby to nie okazało się prawdą, ale jeśli rzeczywiście została porwana nie chciałbym być w skórze oprawców. Ją ocalę, ale oni gorzko zapłacą za swoją zuchwałość. Zadarli ze zła osobą. Ja nie zostawiam jeńców.

Zadzwoniłem do James'a. Ma się u mnie stawić za 20 minut z resztą ekipy. 

Ktoś się zapomniał, że do mnie należy to miasto. Jestem szefem wszystkich szefów. Więc czy naprawdę rozsądne rozpoczynać wojnę z kimś takim? Lecz zawsze znajdą się jacyś odważni głupcy, którzy nie potrafią dostosować się do najprostszych zasad.

Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami James zjawił się u mnie w towarzystwie reszty naszych przyjaciół. Zatem zabawę czas zacząć. 


,,Każde zetknięcie z nim było jak śmierć i ponowne narodziny''



Złe SerceWhere stories live. Discover now