Rozdział 40 Następnym razem

2.9K 98 1
                                    


PERSPEKTYWA ALEX'A

Karen z James'em zrobili nie lada przedstawienie. Lecz dzięki temu miałem szansę wymknąć się niezauważalnie z tłumu. Gdyby nie to każdy zaraz domyśliłby się, że coś knuję. Niestety jestem tutaj postacią, która za bardzo rzuca się w oczy i każda jej nieobecność jest od razy zauważana.

Dołączyłem do Carlos'a, który czekał na mnie przed drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Tą drogą mogliśmy dotrzeć do specjalnego pokoju VIP, w którym ukrywali się mężczyźni. Otworzyłem drzwi i razem z przyjacielem schodami na górę udaliśmy się do kryjówki zabójców rodziny Karen.

Weszliśmy do środka.

-Przyszedłeś nas zabić? - stwierdził jeden z mężczyzn na mój widok.

-Nie rozsądnie z waszej strony przychodzić do miejsca, w którym to my mamy nad wami przewagę w dodatku straszyć nas śmiercią - dodał drugi z mężczyzn, a zza jego pleców wyłoniła się grupka mężczyzn.

-A kto powiedział, że tutaj was zabijemy? 

-Grozisz nas?

-Ostrzegam - odchyliłem niby przypadkiem swoją marynarkę, aby mężczyźni mogli ujrzeć moją broń.

-Korzystajcie z życia, póki czas - zamknąłem za sobą drzwi z drugiej strony.

PERSPEKTYWA KAREN

Udało nam się wywołać całkiem spore przedstawienie. Aktualnie nie było teraz osoby, która by się z kimś nie kłóciła. Bójka James'a oraz sędziego wywołała sporo poruszenie na sali. Zatem każdy chciał interweniować i tak każdy wtrącał swoje trzy grosze, aż wywołała się wielka sprzeczka.

Zauważyłam w oddali, że Alex zmierza w naszym kierunku, a więc czas załagodzić sytuację. Szturchnęłam delikatnie szatyna w ramię i wskazałam wzrokiem na idącego w naszą stronę Carlosa, któremu towarzyszył brunet.

Szatyn puścił sędziego. Podniósł się z podłogi, po czym otrzepał z kurzu i pomógł wstać swojemu przeciwnikowi.

-Jesteście nienormalni! - krzyknął na nas oburzony mężczyzna.

-Poniosło mnie - szatyn wzruszył ramionami.

Dołączył do nas Alex.

-Co tu się dzieje? - wyprostował się dumnie.

-Wasz zawodnik zdemolował wszystko w koło. W dodatku proszę spojrzeć co mi zrobił, a pańska dziewczyna jeszcze go do tego podjudzała. Musisz zapłacić mi za moje szkody! - podszedł do bruneta.

-Pewny jesteś, że chcesz, abym zapłacił? - Alex odchylił marynarkę ukazując przy tym swój pistolet. Carlos poszedł w jego ślady i zrobił to samo.

-Wynoście się! - wskazał nam drogę do wyjścia.

-Tak myślałem - mężczyzna objął mnie ramieniem, po czym kiwnął na James'a oraz Carlos'a, aby podążali za nami.

Opuściliśmy budynek i wróciliśmy do samochodu. Drogę powrotną do domu pokonaliśmy w ciszy. Nikt nie zamienił ze sobą nawet pół słowa. Możliwe, że byliśmy wszyscy zmęczeni obecną sytuacją, bądź może rozczarowani, że nie udało się doprowadzić planu do końca. Prawdę powiedziawszy przyczyna ciszy była nie znana, ale pewne było, że boimy się spojrzeć sobie wzajemnie w oczy.

Po około 40 minutach dojechaliśmy do domu. Wysiedliśmy wszyscy z pojazdu i bez słowa udaliśmy się do salonu. Trójka mężczyzn usiadła na kanapie ignorując przy tym moją osobę. Czyżby byli rozczarowani? W takim razie muszę coś z tym zrobić.

-Ale narobiliśmy bałaganu, nie prawda James? - z uśmiechem usiadłam koło mężczyzny, po czym delikatnie szturchnęłam go w ramię.

Przez chwilę szatyn przyglądał mi się zmieszanym wzrokiem, lecz już za kilka sekund powrócił jego zadziorny uśmieszek, który nigdy nie znika z jego twarzy.

-To prawda. Byłaś niezła, nie myślałem, że tak potrafisz - zaśmiał się.

-Nie udało nam się ich złapać - do rozmowy wtrącił się Carlos.

-Nic nie szkodzi. Zresztą jakbym mogła ominąć jedyną okazję, żeby stanąć z nimi twarzą w twarz. Chcę by wiedzieli, że żyję i widziałam ich wtedy - podeszłam do Alex'a.

-Wiedzą, że na nich polujemy. Wiedzą również, że im nie odpuścimy - podsumował Alex.

Dwójka mężczyzn skinęła głową na słowa swojego przyjaciela, po czym pożegnali się i opuścili dom. James uznał, że nie wytrzyma dłużej w tym stroju, gdyż brakuję mu jego eleganckich ubrań, a brak wszystkich innych luksusów go zabija. Carlos natomiast uznał, że potrzebuję długiej kąpieli, ponieważ przesiąkł smrodem tego miejsca oraz szumowin, które się tam zjawiają. Dlatego też w tempie światła wyszli od nas i popędzili w stronę domów.

-Cieszę się, że nie udało wam się dzisiaj - spojrzałam na Alex;a.

-Dlaczego? - mężczyzna zbliżył się do mnie, a ja milczałam.

-Martwiłaś się? - złapał mnie za rękę, po czym przyciągnął do siebie, a następnie objął mnie w talii.

Speszona odwróciłam wzrok w drugą stronę.

-Martwiłaś się - złapał mnie za podbródek i delikatnie zmusił bym spojrzała mu w oczy.

-Tak martwiła. Zadowolony? - udawałam obrażoną.

-Nawet nie wiesz jak - poczochrał mnie po włosach, po czym uwolnił ze swoich objęć i zrobił kilka kroków w tył.

-Chodźmy spać. Jestem wykończony - zdjął marynarkę oraz przejechał ręką po swoich włosach.

-To idź - wzruszyłam ramionami.

-Idziesz ze mną głupia - westchnął łapiąc mnie za rękę, by po chwili zaciągnąć mnie w stronę schodów prowadzących na wyższe piętro. Wprost do sypialni.

-Co?! - zawołałam zaskoczona, gdy zorientowałam się z zaistniałej sytuacji.

Złe SerceWhere stories live. Discover now