rodział czterdziesty pierwszy 🌴

3.9K 368 288
                                    

Louis sztywno siedział na kuchennym krześle i zastanawiał się na co ma ochotę. Miał do wyboru pełną lodówkę i ciężko było mu cokolwiek wybrać. Jednocześnie starał się nie podsłuchiwać rozmowy Harry'ego. Jednak łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić i Tomlinson nie potrafił oprzeć się swojej wrodzonej ciekawości. Właśnie z tego powodu, przesuwał się coraz bliżej wejścia do kuchni i z dużą uwagą wyłapywał każde słowo Stylesa.

- Przepraszam, mamo. Wiem, że dzwoniłaś do firmy i naprawdę nie chciałem cię martwić. - Harry podrapał się po brodzie i przymknął oczy, słuchając wywodów własnej matki. - Wróciłem do Londynu cały i zdrowy. Nie denerwuj się, proszę. Nie ma mnie w domu. Zatrzymałem się u znajomego z pracy, bo on ma większe problemy po tej całej sytuacji i lepiej, żeby ktoś był. W porządku, zapytam i zadzwonię do ciebie. Muszę się upewnić, że nie będzie to przeszkadzać Louisowi. Też cię kocham, pa. - Zielonooki odłożył słuchawkę i westchnął głośno. Wiedział, że jego mamie należały się wytłumaczenia i przeprosiny, ale nie spodziewał się, że Anne będzie chciała przyjść do mieszkania Louisa, aby upewnić się, że z zielonookim wszystko w porządku.

Kiedy Tomlinson usłyszał jak Harry kończy rozmowę, szybko odsunął się od framugi drzwi i wrócił na dawne miejsce, udając że nic nie słyszał. Podparł brodę na dłoni i zamknął oczy, akurat w momencie, w którym Styles wszedł do kuchni. Pamiętając, aby nie wyjść ze swojej roli, Louis otworzył lekko oczy z zaspaną miną i spojrzał na zielonookiego.

- Kto dzwonił? - zapytał i pozwolił sobie na głośnie ziewnięcie.

- Zayn - Harry spojrzał na Louisa, który zerkał na niego jednym okiem. - Chciał mi przekazać, w sumie to na mnie nakrzyczał, żebym zadzwonił do swojej mamy, bo od kiedy dowiedziała się o naszym wypadku, nieustannie dzwoni do firmy.

- I zadzwoniłeś?

- Tak. - Styles pokiwał głową i podszedł do lodówki, żeby zrobić coś na śniadanie dla Louisa. - Na co masz ochotę?

- I jak? Pewnie bardzo się martwiła, prawda? - Tomlinson wyprostował się, a na jego twarzy pojawiło się lekkie skrzywienie, kiedy poczuł ból w skręconej nodze. - Potrafisz zrobić omlety?

- Zawsze się martwi, ale teraz prawie wpadła w paranoje i koniecznie chce przyjść, aby przekonać się, że na pewno wszystko w porządku. - Styles wyjrzał znad drzwi lodówki i posłał szatynowi uśmiech z dołeczkami. - Jasne, już się robi.

Louis uśmiechnął się uroczo w kierunku zielonookiego i pokiwał głową. Starał się nie dać po sobie znać, że zrobiło mu się lekko przykro na wzmiankę o mamie Harry'ego. Jego mama, Jay zmarła parę lat temu i Louis bardzo za nią tęsknił. Pogodził się z jej stratą, ale nadal brakowało mu najważniejszej kobiety w jego życiu.

- To niech przyjdzie tutaj - zaproponował po chwili niebieskooki ze wzrokiem utkwionym w Harrym, który krzątał się po kuchni w przygotowaniu śniadania dla Louisa. Jednak na słowa Tomlinsona, loczek zatrzymał się i spojrzał na kolegę z pracy. Jego spojrzenie sprawiło, że niższy mężczyzna speszył się lekko i poprawił na krześle. - Znaczy wiesz, jeśli chcesz oczywiście. Tak tylko zaproponowałem, żebyś wiedział, że nie mam nic przeciwko odwiedzinom twojej mamy - dodał cicho, mając nadzieje, że Harry nie odbierze tego źle.

- Naprawdę? - Brwi Stylesa podniosły się, a na twarzy pojawił lekki uśmiech, któremu Louis nie mógł się oprzeć. Nie tylko Louis, bo wszyscy mieliby problemy z odmówieniem czegokolwiek takim uroczym dołeczkom, ale na Louisa działało to bardzo niepokojąco. - Dziękuje. Na pierwszy rzut oka może być nieco przytłaczająca, ale to wspaniała kobieta. Wpadnie tylko na chwile i pewnie przyniesie trochę jedzenia w obawie, że tu pomrzemy z głodu.

lonely island ➙ larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz