rozdział dwidziesty trzeci 🌴

4.4K 418 733
                                    

Gdyby ktoś kiedyś powiedział Louisowi, że wyląduje na bezludnej wyspie z licealnym wrogiem, wyśmiałby go. Jednak teraz, nie miało to najmniejszego znaczenia. Był w środku lasu, bez żadnego wsparcia, bo inteligencja i rozwaga prawdopodobnie zatonęły wraz z szczątkami samolotu. Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego zostawił Harry'ego i po prostu sobie poszedł, ale nie mógł teraz nic zrobić. Nadal zostawał przy zdaniu, że muszą odnaleźć Sama, jednak mógł bardziej przemyśleć ucieczkę od Stylesa. Może z czasem udałoby mu się przekonać zielonookiego pracownika do zmiany decyzji. Jednak nie. Louis musiał pokazać jaki to jest samowystarczalny i dlatego skończył w środku lasu z wściekłością buzująca w żyłach.

Każde drzewo, które mijał szatyn, wyglądało dokładnie tak samo jak poprzednie. Ciemny brąz kory i szerokie pnie sprawiały wrażenie stabilnych i imponujących. Zielone i rozłożyste korony drzew, rzucały szeroki cień na miejsca, w których stał Tomlinson. Jednak to nie zmieniało faktu, że niebieskooki szatyn dostawał szału, kiedy jego wzrok kolejny raz zatrzymywał się na drzewach. Prawdopodobnie zaczynało brakować mu powietrza i jego mózg przestawał prawidłowo działać lub brakowało mu towarzystwa.

- Jestem taki głupi - mruknął, kiedy odgarnął grzywkę karmelowych i brudnych włosów z czoła.

Z każdym krokie czuł, jak ogarnia go panika i zmęczenie. Strach już od dawna trzymał go w swoich ramionach, których uścisk z każdy mijanym drzewem stawał się coraz mocniejszy. Denerwował się od momentu, w którym odzyskał przytomność i dowiedział się co się stało. Wiedział, że jedyna osoba, w której miał wsparcie był Harry, ale jego popaprana duma wszystko psuła.

W pewnym momencie szatyn zatrzymał się w pół kroku, kiedy do jego uszu dotarł podejrzany odgłos. Zmarszczył lekko brwi i poczuł, jak jego ramiona napięła się pod wpływem fali niepokoju. Powoli rozejrzał się dookoła i kątem oka dostrzegł moment, w którym gałęzie się poruszyły.

- Sam? - Louis nie wiedział czy pyta, czy raczej woła, ale bezpieczniej było zachować ostrożność.

Szatyn przez moment wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą coś lub ktoś się poruszył, po czyn wzruszył ramionami i ruszył w danym kierunku. Czuł, jak jego serce bije w szaleńczym tempie i Louis miał wrażenie, że zaraz wypadnie. Podskoczył lekko, kiedy nadepnął na suchy kawałek drewna, który połamał się pod jego nogami.

- Ja pierdole - mruknął szatyn i wypuścił powietrze, które ciągle wstrzymywał. Jego spokój opadł tylko na moment, kiedy ponownie coś poruszyło się niedaleko niebieskookiego. Zwrócił się swoje przerażone spojrzenie w odpowiednim kierunku i zmarł, kiedy zobaczył Sama. Po chwili jednak odetchnął z ulgą i zamknął oczy, starając się uspokoić. Pokręcił głową i wziął kilka głębokich wdechów.

- Louis? - Zdziwienie Sama było prawdopodobnie na takim samym poziomie jak przerażenie Tomlinsona. - Co ty tu robisz? Myślałem, że będziesz z  tym drugim. Nie pamietam jak ma na imię. - Mężczyzna zrobił pare kroków i zatrzymał się przed Louisem. Sam był wyższy od szatyna i spoglądał na niego lekko z góry.

Louis rozchylił lekko usta, kiedy usłyszał pytanie Sama. Teraz, kiedy spotkał się z brunetem, nie wiedział czy warto powiedzieć prawdę. Mężczyzna wyglądał na całkiem zadowolonego i jakby nie potrzebował pomocy. Z miliona myśli, które przebiegały przez głowę szatyna, wyłapał jedną, która mówiła mu, że Sam specjalnie oddalił się od nich. Coś w spojrzeniu bruneta sprawiało, że w żołądku szatyna ponownie przebudziło się poczucie podejrzenia.

- Ja - zaczął powoli i cofnął się o krok. Zauważył, że Sam ma problemy z utrzymywaniem odpowiedniej odległości. - Zgubiłem się.

Sam uniósł jedną brew i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, kiedy spoglądał na szatyna. A Louis był coraz bardziej zły sam na siebie. Po cholerę znowu kłamał? I nie wiedział czy to jest wina przerażenia i zdenerwowania, które rosło w nim z każdą chwila, czy może przez fakt, że po prostu był głupi.

- Czyli nie wiesz gdzie jest... - Sam spojrzał na Louisa pytająco, jakby tylko czekając, aż szatyn poda mu ponownie imię Stylesa.

- Harry.

- Właśnie, Harry. Czyli nie wiesz gdzie jest Harry?

- Powiedziałem ci już, że się zgubiłem. - Louis wzruszył ramionami i uciekł wzrokiem w bok. - Skąd mam wiedzieć gdzie jest?

Sam westchnął cicho i wzruszył ramionami. Po chwili ciszy oddalił się od szatyna, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

- W takim razie chyba będziemy musieli iść razem. - Sam odwrócił się tyłem do Tomlinsona i powoli ruszył przed siebie. - Jeżeli ten twój Harry ma chociaż trochę rozumu, to będzie czekał na ciebie na plaży.

- Znasz drogę? - zapytał zdziwiony Louis i szybko dogonił Sama.

- Wystarczy iść przed siebie, nie? - Rzucił złośliwie Sam, którego głos stał się trochę nieprzyjemny. Louis prawie zatrzymał się na nagła zmianę bruneta, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.

Louis obserwował jak Sam bez problemu odnajduje drogę, która prowadzi na brzeg. Był zdziwiony łatwością z jaką odgarnia kolejne gałęzie i szybkim krokiem prowadził ich przez las. Szatyn miał wrażenie, że Sam doskonale zna drogę i jakaś dziwna część jego podświadomości podpowiadała mu, że Sam wie więcej niż im się wydaje.

- Łączy cię coś z Harrym? - zapytał nagle Sam, kiedy chociaż na chwile przedarli się z gąszczu gałęzi i zatrzymali się ma małej wolnej przestrzeni.

Louis spojrzał na mężczyznę, który szedł zaraz obok niego i pokręcił głową.

- Nie. - Tomlinson zdecydowanie pokręcił głową i nerwowo pociągnął o podarty rękaw koszuli. - Mam chłopaka w Londynie. - Dodał, kiedy przypomniał sobie o Liamie. Nagle szatyn zatrzymał się w pół kroku i wbił spojrzenie w ziemie. - Boże, zapomniałem o Liamie - wymamrotał sam do siebie.

Jak mógł zapomnieć? Faktycznie, mieli małe problemy w związku i nie układało się ostatnio najlepiej, ale jednak w dalszym ciągu byli w związku, a on dopiero teraz sobie przypomniał o własnym chłopaku.

Z chwili zamyślenia, wyrwał Louisa głośny śmiech Sama. Szatyn zmarszczył brwi i ponownie zeskanował wzrokiem twarz bruneta.

- Wiem, że masz. Twój chłopak to Liam Payne, prawda? - zapytał, kiedy zauważył że wzrok Tomlinsona skupił się na nim.

- Skąd to wiesz? - Louis naprawdę nie miał zielonego pojęcia skąd Sam o tym wiedział. Przecież się nie znali.

- Oj, Louis - westchnął brunet, kiedy zatrzymał się obok niebieskookiego. - Są pewne sprawy, które łączą mnie z twoim chłopakiem. Szczerze mówiąc, dziwie się że nadal z nim jesteś. Jednak, powinieneś wiedzieć, że nie bez powodu znaleźliśmy się w tym samym samolocie.

- Dlaczego?

Louis zamrugał kilka razy, mając nadzieje, że to po prostu głupi sen. To nie było możliwe, żeby ten facet znał Liama.

- Dowiesz się w swoim czasie, skarbie. Chodź już, bo Henry pewnie wariuje. - Sam poklepał Louisa po plecach i ponownie ruszył przed siebie.

- To jest Harry - wymamrotał pod nosem Louis, będąc w zbyt dużym szoku aby powiedzieć coś więcej. Po raz kolejny miał mętlik w głowie i nie potrafił myśleć normalnie. Czuł, że przez ogromny natłok myśli, zaraz wybuchnie.

Musiał sobie wszystko uporządkować i dopiero wtedy zdecydować co zrobić. To chyba pierwsza mądra decyzja, która podjął od czasu katastrofy.





___________________________

Hejka! Nie nudzi Was to ff? Powiecie mi co o nim myślicie?

Miłego wieczoru! xx

lonely island ➙ larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz