rozdział piętnasty 🌴

4.5K 487 568
                                    

To miał być krótki i szybki przelot do Paryża. Miliony ludzi w ciagu roku lata samolotem i naprawdę rzadko zdarzały się jakiekolwiek komplikacje. Jednak teraz, kiedy samolot był niczym marionetka w niewidocznych rękach, Louis nie mógł w to uwierzyć.

Po ciele Tomlinsona rozchodziły się fale paniki. Na jego kraku i rękach pojawiła się gęsia skórka i szatyn mógł poczuć, jak wzdłuż jego kręgosłupa przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Pierwszy raz czuł się tak bardzo przerażony i naprawdę nie wiedział co ma ze sobą zrobić.

Samolot coraz częściej zaczynał niekontrolowanie się trząść i ręce Tomlinsona automatycznie powędrowały do pasów. Jego dłonie drżały z zdenerwowania, kiedy z głośników wydobył się głos pilota, który spokojnym głosem informował pasażerów o braku komplikacji i zapięciu pasów, przez nagłe turbulencje.

- Harry - Louis spojrzał na zielonookiego mężczyznę, który posłusznie wykonał polecenie pilota i zapiał pasy. Kiedy wzrok Stylesa zatrzymał się na Louise, który siedział skulony na swoim fotelu. Styles starał się zachować spokój, chociaż w jego głowie panował totalny chaos. Był cholernie spanikowany, ale gdyby to pokazał, Louis byłby w jeszcze większym szoku.

- Spokojnie - mruknął Harry i podniósł się lekko z fotela, żeby zobaczyć coś ponad siedzeniami. - Nie masz się czym przejmować. - Styles miał nadzieję, że jego głos nie drżał z nerwów. Turbulencji było o wiele za dużo i teraz już u większości pasażerów widać było zdenerwowanie. Niektórzy nie posłuchali rady pilota i wstawali ze swoich miejsc i podchodzili do stewardess, które uspokajały niektórych pasażerów.

Louis jęknął cicho, kiedy samolot kolejny raz zatrzęsł się i przymknął oczy. Miał nadzieję, że liczenie do dziesięciu, choć trochę pomoże mu w uspokojeniu myśli. Czuł jak, własne paznokcie wbijają się w skórę wewnętrznej części dłoni, jednak nie zwracał na to uwagi. Był zbyt przestraszony i zdezorientowany, żeby przestać.

- Ej, spokojnie. - Harry zmarszczył brwi i złapał za dłoń Louisa, tym samym powstrzymując szatyna od mocniejszego ranienia swojej ręki. - Nie bój się. - Styles miał nadzieję, że jakimś cudem uda mu się uspokoić szatyna, który wyglądał na spanikowanego do granic możliwości. - Byłeś kiedyś na wieży Eiffla? - zapytał nagle i spojrzał na Louisa, który nadal ciężko oddychał. Harry zignorował fakt, że samolot przechylił się w prawą stronę aż za mocno.

Louis otworzył jedno oko i przyjrzał się zielonoookiemu. Czy zbyt duża wysokość zaszkodziła Stylesowi i wpłynęła na jego tok myślenia?

- Porąbało cię? - Louis otworzył też drugie oko, aby mógł spojrzeć na Harey'ego. - Zaraz możemy zginąć, niewiadomo co jest z samolotem, a ty mi się, do cholery, pytasz czy byłem na pieprzonej wieży Eiffla?! - Louis ścisnął dłoń Harry'ego i posłał mu gniewne spojrzenie.

Harry syknął cicho, kiedy poczuł jak drobna dłoń Louisa zaciska się na jego własnej. Szatyn miał sporo siły i Styles właśnie się o tym przekonał, ale jeżeli to miało pomóc chłopakowi, to jakoś to zniesie.

- Może już nie być okazji - wymamrotał pod nosem Harry, mając nadzieje, że szatyn tego nie usłyszy. Sam też był zdenerwowany całą sytuacja i był równie mocno przerażony co Louis.

- Co? - Louis zmarszczył brwi i odpiał pasy. Jeżeli do tej chwili w jego głowie panował chaos, to teraz naprawdę nie wiedział jak nazwać stos nieuporządkowanych myśli. Jeszcze nigdy nie był tak przerażony.

- Co ty robisz, Louis? - Harry szybko odpiął swoje pasy i stanął przed szatynem. - Siadaj na miejsce i nie wstawaj. - Ziekonooki ułożył swoje dłonie na ramionach Tomlinsona i delikatnie popchnął go na fotel. Szatyn jednak nie poddał się i ponownie wstał. W jego żyłach krążyło zbyt dużo adrenaliny i zdenerwowania, żeby teraz miał siedzieć i czekać na śmierć.

- Wychodzę stąd - oznajmił twardo i przepchnął się pomiędzy Harrym a fotelami.

Starsza pani, z którą jeszcze niedawno rozmawiał ze Stylesem, teraz próbowała zachować spokój przy pomocy stewardessy. Jednak kiedy obsługa samolotu zobaczyła jak Louis próbuje wejść w głąb pokładu, zwróciła na niego uwagę. Na jej młodej twarzy widać był duże zdenerwowanie, które wywołane było zamieszaniem wśród pasażerów i faktem, że z samolotem było coś nie tak.

- Proszę zająć miejsce i zapiąć pasy. - Kobieta starała się mówić jak najbardziej spokojnym głosem, jednak jej wzrok mówił Louisow dużo więcej niż powinien.

- Nie, ja muszę - zaczął, ale nie skończył mówić, kiedy samolot gwałtownie przechylił się w lewo. Louis poczuł jak stracił równowagę i poleciał do tyłu. Z jego gardła wydostał się cichy okrzyk zaskoczenia, ale został on zagłuszony przez panikę, która rozbrzmiała w samolocie.

Tomlinson upadł na podłogę z cichym jękiem. Od razu zakrył sobie oczy dłońmi, kiedy samolot w dalszym ciągu przechylony był na lewo. Po chwili poczuł parę dużych dłoni na swoich ramionach, które pociągnęły go w górę.

- Chodź tutaj. - Harry posadził spanikowanego szatyn na fotelu i przypiął pasami. Zielonooki miał wrażenie, że jego serce zaraz wyskoczy albo zatrzyma się z przerażenia, jednak widok wystraszonego szatyna zmusił go do pomocy mu. - No dalej, kochanie. Trzeba ci zapiąć pasy. - Styles z trudem przypiął niebieskookiego i chwycił go za rękę. - To tylko chwilowa awaria, zobaczysz. Niedługo wylądujemy w Paryżu i zobaczysz, że będziesz cały i zdrowy. - Harry ścisnął dłoń szatyna. Starał się jakimikolwiek słowami uspokoić Louisa, chociaż sam nie bardzo wierzył w to co mówił. Wiedział, że coś jest nie tak, bo samolot coraz bardziej opadał w dół. Harry to czuł. Kciukiem gładził zewnętrzną część dłoni szatyna i rozgladał się nerwowo. Stewardessy ledwo trzymały się na wysokich szpilkach, kiedy chodziły i uspokajały pasażerów. - Wdech i wydech, Lou. Dokładnie tak. - Styles pochwalił niższego mężczyznę, kiedy zobaczył jak Louis zaczął mieć problemy z oddychaniem.

Louis pokiwał głową i spojrzał na Harry'ego. Panika przyćmiła jego myśli i nie wiedział co miał robić ani jak się zachować. Po prostu chciało mu się płakać, ale Harry i jego opanowanie, które było niemal niemożliwe w tej chwili, było dla niego zbawienne.

Do czasu, aż poczuł jak samolot zaczyna gwałtownie szybować w dół. Nie trwało to dłużej niż minutę, kiedy przed oczami Louis widział tylko ciemność i słyszał krzyki jakby zza grubej szyby.






_______________________________________

Rozdział bardzo krotki i beznadziejny, za co przepraszam, ale męczyłam się z nim. Za to jutro wrzuce kolejny i dłuższy 🙈

Miłego wieczoru x

lonely island ➙ larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz