rozdział dwudziesty 🌴

4.6K 450 418
                                    

Louis pierwszy raz od dawna miał możliwość oglądania gwiazd. Miliona gwiazd, których w rozświetlonym Londynie nie było można dostrzec. I szatyn przewracał się z boku na bok, kiedy kompletna cisza nie pozwalała mu na zapadnięcie w sen, a od czasu do czasu, wpatrywał się w granatowe niebo.

Tomlinson czuł, że Harry też nie śpi. Jego oddech był nieregularny i Louis czuł, że Styles czuwa. Może powodem, przez który szatyn nie mógł spać, był jego pusty brzuch. Czuł jak głód daje o sobie znać. Przez całe zamieszanie i szok, który towarzyszył Louisowi po katastrofie, szatyn całkowicie zapomniał o jedzeniu. Wiedział, że z samego rana będą musieli iść w głąb wyspy i poszukać czegokolwiek jadalnego.

Chociaż szatyn czuł nieprzyjemny dreszcz, który pojawiał się za każdym razem gdy patrzył na skraj lasu, to wiedział, że muszą tam wejść. Leżąc w bezruchu Louis mógł obserwować wysokie drzewa, które w blasku księżyca sprawiały wrażenie lekko przerażających. Trafili na wyspę parę godzin temu, ale to nie zmienało faktu, że szatyn chciał już stąd uciec. Przerażała go sama myśl o byciu odizolowanym od całego świata. I on naprawdę nie wiedział jak poradzą sobie z Harrym.

Tomlinson przewrócił się na lewy bok i jęknął cicho, kiedy poczuł jak pod koszulkę dostaje się piasek. Cieszył się, że noce o tej porze roku nie należały do chłodnych i mimo lekkiego wiatru, który wiał znad wody, Louis nie marzł. Jedynym minusem, oprócz bezludnej wyspy, na której wylądował, był piasek. Wszędzie piasek. W spodniach, pod koszulką, we włosach i buzi. Jednak starał się to zignorować i zasnąć chociaż na krótki moment.

● ● ●

- Louis!

Tomlinson zamruczał pod nosem coś niezrozumiałego, kiedy poczuł jak ktoś szturcha go w ramię. Niebieskooki zignorował nieproszoną osobę, która próbował go wyrwać ze snu, podczas którego przyśniło mu się coś naprawdę głupiego i niemożliwego.

- Louis, wstawaj! - Duża dłoń złapała go za ramię i gwałtownie nim potrząsnęła. Jednak nawet to nie zmusiło Louisa do uchylenia powiek. Na oślep wyszukał obcą rękę i uderzył w nią. Nie chciał jeszcze wstawać. - Lou, no proszę cię. Musisz wstać.

Szatyn jęknął cicho i przewrócił się na plecy. Jego umysł przysłpnięty był jeszcze mgiełką przyjemnego snu, w który miał ochotę zapaść ponownie.

- Miałem głupi sen, Li - mruknął z zamkniętymi oczami. Z jego ust uciekł cichy śmiech, kiedy przypominał sobie zamglone obrazy. - Śniło mi się, że trafiłem z Harrym na jakąś pieprzoną wyspę i utknąłem tam. Jeszcze nigdy nie śniło mi się nic głupszego - dodał i podniósł ręce, żeby spokojnie przetrzeć oczy. Jednak kiedy tylko uchylił powieki, do jego oczu dostały się drobne drobinki piasku. Szatyn gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej i krzyknął cicho, kiedy energicznie tarł oczy, żeby pozbyć się niechcianych obiektów z oka.

- Co? - Harry zmarszczył brwi w zdziwieniu na marudzenie Louisa. Nie bardzo ogarniał o co chodzi, jednak podejrzewał, że jest to efekt niewyspania szatyna. Styles też miał problemy z zaśnięciem i szłyszał jak Tomlinson przerzucał się z boku na bok przez większość nocy. - Przestań trzeć - mruknął i kucnął obok szatyna, który w dalszym ciągu przecierał oczy.

- Harry? - Louis odciągnął dłonie od twarzy, kiedy do jego umysłu dotarł znajomy głos Stylesa. Jego niebieskie oczy było lekko załzawione od ciągłego tarcia, ale musiał zobaczyć czy to naprawdę Harry. - Co ty tu robisz? - Tomlinson zmarszczył brwi, jednak od razu zrozumiał.

Szatyn gwałtownie zerwał się na równe nogi i spanikowany rozejrzał się dookoła. Poczuł lekkie zawroty głowy, kiedy przekonał się, że jego sen nie był snem. Spuścił spojrzenie na Harry'ego, który patrzył na niego z dołu z niewyraźnym spojrzeniem. Harry wiedział, że Louis w dalszym ciągu w był w szkou, ale nie wiedział jak mu pomóc.

Louis westchnął cicho i pokręcił głową, będąc złym na samego siebie. Jak mógł być tak głupi, żeby myśleć, że to był sen?

- Przepraszam - mruknął cicho szatyn i podał rękę Harry'emu, żeby pomóc mu wstać. Styles pokręcił tylko głową i wstał z pomocą Louisa.

- W porządku. Jak ci się spało? - zapytał i otrzepał ubrania z piasku.

Tomlinson posłał mu posępne spojrzenie i wzruszył ramionami. Otrzepał dłonie i już czystymi, przetarł oczy. Przez mały szok i gwałtowną pobudkę, kompletnie zapomniał o piasku.

- Gdzie Sam? - Louis zmienił temat, kiedy rozejrzał się dookoła i niezauważył nigdzie mężczyzny.

Harry zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.

- Poszedł poszukać jedzenia i wody. My też powinniśmy. - Zielonooki odgarnął końcówki włosów z czoła. - Lepiej się nie rozdzielać, więc trzymaj się mnie, w porządku?

Louis pokiwał potulnie głową. Nie miał ochoty spierać się z Harrym. Styles miał rację, bo w przypadku stracenia z oczu drugiej osoby, byłoby kiepsko.

- A jak twoja noga? - Harry kucnął przed stojącym szatynem i delikatnie podwniął materiał podpartych spodni. Jego oczom ukazała się lekko sina kostka. Na szczęście opuchlizna zeszła i umożliwiała Louisowi normalne poruszanie się.

- Chyba w porządku - mruknął Louis, a na jego policzki wpłynął lekki rumieniec. kiedy zobaczył jak Harry przed nim klęczy.

Jezu, nawet w takiej sytuacji jego umysł zaćmiony był zboczonymi myślami, które powinny być na drugim lub dalszym planie.

Harry pokiwał głową i zignorował rumieńce szatyna, po czym wstał i wskazał głową na las.

- Chodźmy.

Szatyn pokiwał głową i wolnym krokiem ruszył za Harrym. Stwierdził, że będzie trzymał się z tyłu. Czuł, że Styles ma przywódcze zapędy i nie chciał wchodzić mu na ambicje. Widział też jak ziekonooki staje się coraz bardziej opiekuńczyć w jego stosunku i nie mógł tego nie docenić. Miał małe wyrzuty sumienia po tym, jak wczoraj go potraktował, ale miał zamiar jakoś to nadrobić.

- A jak zgubimy Sama? - zapytał Louis i podniósł spojrzenie na plecy Harry'ego, które z każdym ruchem pracowały.

- Szczerze mówiąc nie bardzo mnie to interesuje. - Harry odwrócił się i spojrzał na Louisa przez ramię. - Oddalił się od nas z własnej woli, więc nie widzę sensu, żeby się nim przyjmować. Jak będzie chciał, to wróci. Dla mnie, mógłby w ogóle nie wracać.

Louis pokiwał głową w zrozumieniu. Osobiście też nie ufał Samowi, ale też dziwnie, kiedy tak po prostu go ignorował.

Głupie wyrzuty sumienia.

- Okey. W takim razie prowadź. - Szatyn uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że szybko znajdą coś do jedzenia i strumyk ze słodką wodą.

Inaczej zbyt długo nie przetrwają.




_______________________________________

Miłego wieczoru xx

lonely island ➙ larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz