Zawsze wracasz

3.1K 217 148
                                    

Kilka dni później Franklin czekał w opuszczonej fabryce na informatora. Jakie było jego zdziwienie gdy ujrzał Jimina.

-Żyjesz.

-Żyję.- Park zaśmiał się.

-Niczym wrzód na dupie. Wracasz regularnie.

-Dokładnie. A teraz mów.

*

Mężczyzna czym prędzej udał się do miejsca w którym jeszcze niedawno stał dom jego przyjaciela.
-Zabrali go.- szepnął sam do siebie wściekły. Nie ochronił go. Miał jednak nadzieję, że jeszcze nie jest za późno. Jak na potwierdzenie słów usłyszał ciche miauczenie. Odwrócił się i niedowierzał własnym oczom.-ChimChim.- zabrał kociaka na ręce. -Teraz wyglądasz jak on kiedy go poznałem. Malutki i wychudzony. - brudny kotek wtulił się w swojego pana.- Znajdziemy go i już nikomu nie oddamy. Nie martw się.- zabrał zwierzę do domu.  Nakarmił oraz umył.

W nocy udał się w miejsce gdzie Jungkook spotykał się z Wangiem. Jednak pewność co do tego, że chłopiec jest w środku uzyskał trzeciego dnia obserwacji hangaru. Wszedł do środka przez dach wpuszczając się w dół po linie. Sukcesywnie im niżej był tym na korytarzach leżało więcej uduszonych ludzi Wanga, a skryty w cieniu Park był niewidoczny. Przyszedł tu po swojego chłopca i nie miał zamiaru bez niego wychodzić.

*

- Szefie... ludzie się duszą. Znaczy...Ktoś tu jest i ich dusi...- jeden z ludzi Wanga zdał raport.

- Nie pierdol. Zaraz zabijam tą sukę.
Już się do niczego nie nadaje. Idź to powiedz. I lepiej by ludzie przestali się dusić.- Człowiek Jacksona skłonił się i wyszedł na korytarz, po czym krzyknął.

- Wang zaraz zabija dziwkę! Przestać się dusić!- sam nie wierzył, że to mówi. Brzmiał jak idiota...

Jimin nałożył tłumik na broń i wpakował kulkę temu, który to powiedział.-Dziwką jesteś ty.- przeszedł obok ciała po czym wszedł cicho do pomieszczenia. Gdzieś tam był Jungkook. Jednak w tym samym miejscu był również Jackson.
Żołnierz szedł nisko na nogach za rzędem rur oraz beczek nasłuchując. W pewnej chwili dostrzegł tego, którego szukał. Zakradł się do niego od tyłu i zakrył mu usta ręką. W pobliżu nigdzie nie było śladu nikogo poza nimi.- Cichutko. Nawet nie piśnij.- szeptał prosto do ucha nastolatka po czym zaczął rozwiązywać sznur.

Chłopiec otworzył szeroko oczy chcąc na początku krzyczeć jednak zaraz poczuł to ciepło i miły głos.
- Chimmy... - Szepnął słabo nie mając siły nawet głośniej się odezwać. Usłyszał tylko kroki. Wiedział, że Wang tu zaraz będzie.

-Cichutki.- zerwał wszystkie liny.- Idź prawym korytarzem na samą górę. Drąga tamtędy jest czysta. Nie oglądaj się za siebie i nie hałasuj. Rozumiesz?- Chim mówił cicho i szybko.

- A ty? - Jeon podniósł się na trzęsących się i patykowatych nogach  nasłuchując coraz głośniejszych kroków.

-Będę zaraz za tobą. A teraz biegnij.

- Dobrze- Kook znalazł w sobie jeszcze tyle siły żeby biec ile sił ma w nogach.
Wybiegł na świeże powietrze i odwrócił się zadowolony.
- Udało się! Udało! Chim? - w jego oczach pojawiły się łzy, a zaraz usłyszał strzał- Jimin! - drzwi się za nim zatrzasnęły i nie miał nawet jak wejść.-Jimin?

*

Jednak Parka za nim nie było. Stał on i patrzył w oczy swojego największego wroga z uśmiechem.

- No proszę, proszę... Park Jimin... - Wang stanął przed mężczyzną wraz ze zgrają swoich ludzi tuż za sobą. - Przyszedłeś po swoją sukę?

-Przyszedłem po ciebie. Suko.- żołnierz grał na zwłokę mając nadzieję, że Kooka nie ma już w pobliżu. Doskonale wiedział na co się pisze przychodząc tu samemu. To nie film ze Stevenem Seagalem, w którym główny bohater sam pokonuje trzydzieści osób. To było prawdziwe życie, a on wiedział, że tym razem nie ma szans.

Jackson Zaśmiał się i strzelił, celując obok niego.
- Nie będzie tak łatwo suko. Nie dam ci zginąć od razu. Brać go! - Zgraja szybko się na niego rzuciła i nawet jak pokonał trzy czy cztery osoby i tak w końcu uległ zaraz zostając związanym i usadzonym w miejscu gdzie był przez miesiąc jego chłopiec.
-Co to za różnica którą sukę zabije? Obie takie same. Jakbyś widział jego łzy jak mu powiedziałem że nie żyjesz. Jakbyś widział jak błaga o śmierć... śmieszne. Zakochał się dzieciaczek...

-Skurwiel.- Jimin splunął pod nogi chińczyka. Krew mieszała się w jego jamie ustnej ze śliną. Jedyne na co liczył to na to, że Jungkook znajdzie drogę do jego domu oraz wskazówki, które mu zostawił. Uśmiechnął się wiedząc, że tak czy tak wygrał. Ochronił swojego chłopca. Wygrał.

- I z czego się tak cieszysz? -  Wang uderzył swojego zakładnika pięścią w brzuch.

-I tak nie zrozumiesz.- organizm żołnierza był przystosowany do tortur tak samo jak umysł. Jednak człowiek nie jest maszyną i też kiedyś traci siły. - Twój móżdżek nie jest w stanie tego pojąć.

- Gdzie to ta kurwa powiedziała że było? - Jackson obszedł go dookoła po czym kopnął w punk, o którym mówił mu Kook.

Chim skrzywił się wciągając gwałtownie powietrze. Nie winił Jungkooka. Nie chciał go obwiniać. Był tylko marionetką w rękach Wanga.
Zamiast krzyknąć z bólu parsknął jedynie chcąc jeszcze bardziej rozwścieczyć Jacksona.

- Już wiecie gdzie. Po kolei całą noc. - powiedział, po czym zostawił Parka na pastwę swoich ludzi.

*

Jungkook cały czas bił się z drzwiami jednak wiedział, że im nie podoła. Musi myśleć racjonalnie żeby uratować swoją miłość. Tak. Kochał Jimina całym swoim małym i zranionym serduszkiem.
Zaczął biec na chudych nóżkach do domu. Wiedział gdzie Chim zostawia klucze więc od razu je znalazł i wbiegł do środka  przewracające się o coś.
- ChimChim- objął kotka zaczynając po chwili płakać głośno.- Odzyskamy tatusia. Będzie tylko nasz. Damy mu dużo miłości żeby już więcej nas nie zostawiał.- kryształowe łzy opuszczały czarne niczym węgielki oczy.

---------------------------------
Czy to już tortury z mojej strony względem was?

I'll save you || JikookWhere stories live. Discover now