Dwudziesta piętnaście

1K 33 0
                                    

Była godzina dwudziesta piętnaście, gdy Szymon wszedł do pokoju Nikodema. Chłopiec leżał w łóżku przykryty kołdrą po samą szyję. W pokoju była zapalona lampka.
- Co żabo? Tak wcześnie dzisiaj w łóżku? - zaśmiał się.
- Powiedzmy, że chce mi się spać - szepnął chłopiec.
- Tak? To jutro pójdziesz spać o siódmej.
- Nie...
Trzydziestosześciolatek pogłaskał syna po jasnej grzywce.
- Jutro mama zawiezie ciebie i Marcela do fryzjera - rzekł.
- Beznadzieja... - westchnął chłopiec. - Tata, a powiesz mi coś?
- Co chcesz wiedzieć?
- Bo mama jest w ciąży, tak? - spytał malec.
- No, tak.
- I będzie miała bliźniaki?
- Tak.
- A to będą chłopaki czy dziewczynki?
- A tego to ja jeszcze nie wiem...
Chłopiec westchnął. Uśmiechnął się do Szymona.
- Nie mogę się doczekać tych dzidziusiów - rzekł. - Chciałbym, żeby to byli chłopaki... Uczyłbym ich grać w piłkę, skakać na desce, jeździć rowerem. Wszystkiego bym ich nauczył. A ty pewnie byś chciał dla mnie siostrzyczkę, nie?
- Nikuś, będę się cieszył niezależnie od tego, czy mama urodzi chłopców czy dziewczynki...
- Ale wolałbyś córki niż synów...
Szymon uśmiechnął się. Nic nie odpowiedział. Wstał z łóżka syna.
- Dobranoc - rzekł.
- A całusek?
- Chcesz całuska?
Nie mówiąc nic więcej Szymon pochylił się nad chłopcem. Uśmiechnąwszy się do niego, pocałował go w policzek.
- No, śpij moja mała żabo.
- Okej...
Chłopiec zacisnął powieki. Przytulił się do poduszki. Poczekał, aż ojciec wyjdzie z jego pokoju. Gdy tylko usłyszał zamknięcie drzwi, otworzył oczy. Wstał z łóżka.
- Gdzieś tu powinien leżeć tablet Marcela - rzekł spoglądając na biurko. - No jest - ucieszył się. - To pogramy sobie w kulki... - dodał siadając przy biurku.
Mimowolnie spojrzał na zegarek. Była godzina dwudziesta trzydzieści pięć.

Ojczym od matematyki 4Where stories live. Discover now