Więzień 2

1.1K 36 10
                                    

Marcel nie poszedł grać na PlayStation. Usiadł na jednym z swoich wielkich kamieni leżących naprzeciw piwnicy. Nikodem nie wolał pomocy. Siedział na betonowej posadzce. Chciało mu się płakać. Co rusz przecierał oczy brudnymi rękoma.
Nie minęło wiele czasu, gdy Marcel spostrzegł podjeżdżającą pod dom Toyotę Yaris. Pobiegł w stronę auta.
Daniela i Kamila wysiadły z samochodu. Niosły torby z zakupami. Marcel przejął po jednej siatce z rąk każdej kobiety.
- Dasz radę tyle udźwignąć? - spytała Daniela spoglądając z dumą na syna.
- Pewnie, że dam radę.
Po chwili przy Kamili zjawili się Andrzej wraz z Kubusiem. Chłopczyk przytulił się do mamy. Ta, ucałowała go w czoło.
- Co mi kupiłaś? - odezwał się Jakub.
- Kinder jajko, ale pod warunkiem, że cały obiad będzie zjedzony - odpowiedziała.
- A co na obiad? - spytał chłopczyk.
- Frytki, surówka z białej kapustki i do tego kotleciki z piersi kurczaka - oznajmiła Daniela zmierzając w stronę tarasu. - A gdzie Nikodem? - spytała po chwili.
- No, właśnie - odezwał się Marcel. - Mamuś, nie chcę cię martwić, ale nigdzie nie mogę znaleźć Nikodema... Wszędzie go szukam i nic - rzekł Marcel udając bardzo zasmuconego.
- Patrzyłeś u pokoju? Pewnie gra na PlayStation - odparła Daniela wchodząc do mieszkania.
- Nie, nie patrzyłem! - rzekł kładąc zakupy na stole. Pobiegł po schodach na górę. Po chwili wrócił ze zwieszoną nisko głową.
- No, nie ma go... - westchnął wzruszając ramionami niby z bezsilności.
- Znajdzie się... Kamila, pomożesz mi z obiadem? - spytała Daniela.
- Pewnie. Chodź, Kubuś... Pomożemy cioci... Umyjemy rączki...
Wtem do domu weszła Adriana. Dziewczynka bez słowa usiadła przy stole. Dmuchnęła w swoją jasną grzywkę, po czym podparła głowę rękoma.
- Bartek wrócił do domu? - rzekł Andrzej nalewając sobie wody do szklanki.
- Wrócił... Ten jego wujek to jakiś debil jest! Drze się niewiadomo o co... - powiedziała zbulwersowana. - I Bartek na karę i dzisiaj się z nim nie zobaczę... - dodała przewracając oczami.
- Aduś, leć z Marcelem szukać Nikodema. Podobno nigdzie go nie ma - odezwała się Daniela.
- Jak nie ma? Pewnie gra w Minecrafta - powiedziała Adriana.
- Nie ma go tam... Dopiero co byłem sprawdzić...
- Zobaczcie nad jeziorem, w kanciapie, w piwnicy... - zasugerowała Daniela.
Marcel uśmiechnął się.
- To ja polecę sprawdzić czy nie ma go w piwnicy! - zawołał, po czym wybiegł na dwór.
- Niko... - rzekł opierając się plecami o drzwiczki od piwnicy. - Niko, jesteś tam, czy już pająki cię zjadły?
- Wypuść mnie, debilu! - wrzasnął zdenerwowany chłopiec.
- Niko, mogę cię wypuścić... Spoko. Ale mnie nie wsypiesz...
- Jak nie? Pierwsze co zrobię to powiem tacie, że mnie tu zamknąłeś.
- To cię nie wypuszczę. Jesteś nie tylko paplą ale też kapusiem... Dopóki nie przestaniesz paplać i kapusiować, będziesz tu siedział.
- Pić mi się chce...
- W miseczce Misia jest trochę wody z mlekiem...
- Marcel, no! Wypuść mnie!
- Zrobię to dopiero, kiedy przysięgniesz mi na życie Monsterka, że mnie nie wsypiesz.
- Ratunku! Ratunku! - zawołał Nikodem.
Spacerującą po podwórku Adriana usłyszała głos chłopca. W mig zjawiła się przy Marcelu.
- Gdzie jest Nikodem? - spytała patrząc z góry na kuzyna.
- Tu jestem! W piwnicy! Wypuść mnie! Ten czubek mnie tu zamknął! Ratunku! - krzyczał Nikodem na całe gardło.
Marcel stanął między Adą a drzwiczkami do piwnicy.
- Nie wejdziesz tam! - rzekł. - Niko to kapuś! Wypuszczę go, kiedy mi przysięgnie, że mnie nie wyda, że go tu zamknąłem!
- Marcel, kretyn z ciebie - odparła Adriana.
- Masz go nie wypuszczać! - wrzasnął wzburzony dziesięciolatek.
Słowa Marcela nie robiły na Adrianie absolutnie żadnego wrażenia. Nastolatka przykucnęła przy drzwiczkach, po czym zaczęła przesuwać blokujący je kamień.
Marcel był bliski rozpaczy. Zrobił się czerwony ze złości. Sięgnął do kieszeni po scyzoryk.
- Ada, masz go nie wypuszczać! - zagroził kierując nożyk w stronę kuzynki.
- Ty mi, czubie grozisz nożem? - oburzyła się. Bez trudności przekręciła Marcelowi obydwie ręce do tyłu, po czym pchnęła go na ziemię.
Chłopiec upadł. Adriana stanęła tuż nad nim.
- Co mam z tobą zrobić? - spytała. - Pierwsza opcja jest taka, że spiorę ci dupę witką, tak, jak wtedy, kiedy się poznaliśmy, pamiętasz?
Marcel kiwnął głową. W oczach stanęły mu łzy.
- Druga opcja jest taka, że przywiążę cię do tego drzewa z gaciami spuszczonymi do kolan... Podoba ci się ten pomysł?
- Nie... Puść mnie, wariatko!
- Czekaj... Jest jeszcze trzecia opcja. Moim zdaniem najlepsza... Połączymy opcję pierwszą z drugą i wyjdzie nam opcja numer trzy...
- Jesteś chora.
- Tak samo jak i ty! - odparła.
- Mamo! - krzyknął Marcel na całe gardło. - Mamo!
Adriana chwyciła Marcela za ucho. Podniosła go w górę, po czym przyprowadziła pod drzwiczki od piwnicy.
- Ała! Przestań! To boli! - krzyczał.
- Przesuwaj kamień! - rozkazała.
Chłopiec zacisnął zęby, po czym przykucnął przy drzwiach od piwnicy. Z całej siły pchnął ciężki kamień.
Nikodem wyszedł z piwnicy. Był przestraszony. Pobiegł do domu. Ada i Marcel zostali sami. Chłopiec podniósł się z trawy. Otarł ręką łzy. Po chwili wybuchnął płaczem.
- Marcel, jeśli na mnie nakablujesz, powiem wujkowi Szymonowi o tym, że groziłeś mi scyzorykiem. I trochę to podkoloryzuję. 
- Nic nie powiem - rzekł chłopiec pocierając ręką piekące go ucho.
- Jak tam chcesz... Ja za wykręcenie ci ucha co najwyżej dostanę opieprz od taty... Za to ty, za próbę zabójstwa możesz nawet iść siedzieć do więzienia.
- Przecież nawet nie otworzyłem scyzoryka - odparł chłopiec próbując się jakoś bronić.
- Bo ci go, debilu, wytrąciłam z ręki!
Po chwili Ada i Marcel ujrzeli biegnącego w ich stronę Nikodema. Chłopiec wciąż był przestraszony. W końcu spędził w ciemnej piwnicy ponad godzinę.
- Marcel! Masz iść od mamy i to biegiem! - zawołał jasnowłosy chłopiec.
- Kapuś! - odparował dziesięciolatek.
- Wcale nie jestem kapusiem, ale jak tata wróci do domu, to mu o wszystkim powiem! - krzyknął Nikodem.
- No to się doigrałeś - zaśmiała się Adriana.
- Wcale nie. Jakoś się z tego wybronię...
- Ta, jasne... - odparła Adriana podpierając drzwiczki od piwnicy czerwoną cegłą. - Nie ma szans...
- A założysz się? - spytał Marcel.
- O co?
- O kopa w dupę - odparł.
Adriana wyciągnęła rękę w kierunku chłopca.
- O kopa w dupę, że wujek spuści ci lanie! - powiedziała głośno i wyraźnie.
- O kopa w dupę, że da mi normalną karę...
- O, właśnie przyjechał... To do dzieła, Marcel...
Chłopiec pochylił lekko głowę, po czym pobiegł w stronę tarasu. Ukrył się za drzewem. Poczekał, aż Szymon wejdzie do domu. Wziął głęboki oddech.
- Marcel, będzie dobrze - rzekł sam do siebie.
Po chwili wszedł na taras. Chwycił za klamkę. Łzy stanęły mu w oczach. Nie miał odwagi wejść do domu. Usiadł na drewnianej posadce. Wybuchnął płaczem.

Ojczym od matematyki 4Where stories live. Discover now