STÓG

1.4K 35 18
                                    

Szymon rozłożył znajdujący się na tarasie drewniany stół. Razem z Kubą i z Andrzejem poszedł do kanciapy po składane krzesła.
Nieoczekiwanie ujrzał Adę, Bartosza, Nikodema i Amelię. Czwórka dzieciaków szybkim krokiem podążała w stronę domu Jasińskich.
- Niko! Chodź na słowo! - zawołał Szymon.
Chłopiec podbiegł do taty.
- Co? - spytał.
- Gdzie byłeś?
- No, z Adą i z Bartkiem, i z Melką... Byliśmy u Melki trochę i w domku na drzewie trochę, i nad jeziorem... A co?
- Kogo spytałeś, czy możesz zniknąć na pół dnia? - spytał Szymon.
- No, nikogo... - przyznał chłopiec. - Przepraszam...
Szymon uśmiechnął się.
- Okej. Nie gniewam się, ale następnym razem, kiedy będziesz chciał wyjść z domu na pół dnia powiedz o tym mi albo mamie...
- Spoko - odparł Nikodem. - Pomóc wam z krzesłami? - spytał po chwili.
- Pewnie...
Nikodem zajrzał do kanciapy.
- Ale tu dużo fajnych rzeczy... Kuba! Chodź! - zawołał pięciolatka.
Chłopczyk zajrzał do ciemnej szopki.
- Cio? - spytał.
- Zawołaj Marcela... Ale szybko! - odparł Nikodem.
Kubuś pobiegł w stronę domu. Chwycił dziesięciolatka za rękę, po czym zaprowadził go wprost do kanciapy.
- Co? - odezwał się Marcel.
Nikodem wysunął się zza kanciapy. Upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu.
- Odwet... Dzisiaj w nocy. Punkt dwunasta rozpoczęcie operacji STÓG.
- Jakieś operacji STÓG? Niko, mów jaśniej - rzekł Marcel marszcząc brwi.
- Kuba, leć pilnuj psy, żeby nie uciekły - rzekł Nikodem wypychając kuzyna za drzwi kanciapy. - Oliwer porwał Misia... Nie możemy mu tego tak po prostu podarować... Widziałeś, jak mocno związał mu sznurek pod szyją. Musi dostać za to nauczkę. Ada tak powiedziała.
- Myślisz, że tego nie wiem? Ale tata...
Tu zacisnął powieki.
- Powiedziałem tacie, że chcę być grzeczny...
- Ta akcja jest tak dopracowana, że tata o niczym się nie dowie...
- Dopóki mu wszystkiego nie wypaplasz...
- Nie wypaplam. Już nie jestem paplą... - pochwalił się.
- Jasne, bo ci uwierzę. Dobra, powiedz co to za plan.
Nikodem wyszedł z kanciapy. Obszedł ją dookoła, by mieć pewność, że nikt go nie podsłuchuje.
- O dwunastej Amelia budzi Oliwera... Mówi mu, żeby szybko wyszedł z domu, bo pali się stóg. W tym samym czasie Bartek budzi swojego tatę i mówi mu to samo... Tata Bartka biegnie zobaczyć pożar i kogo widzi na miejscu? Oliwera! Co sobie pomyśli?
- No, że to Oliwer rozpalił ognicho - rzekł Marcel.
- No! I weźmie, i powie o tym panu Jankowi! I co? Nie jest to genialny plan? - spytał Nikodem z błyskiem w oczach.
- No, jest - przyznał Marcel.
- To o jedenastej byśmy musieli wyjść z domu...
Marcel zmarszczył brwi.
- Nie wiem, Niko... Plan jest okej, ale tata gadał ze mną o tym, że mam być grzeczny... A poza tym, dostałem dzisiaj dwa lania i dupa mnie boli... - wyznał pochylając głowę.
- Ale Marcel! Chodzi o twojego psa!
- Najważniejsze, że Misiu jest już w domu. A Oliwera mam w dupie.
Nikodem zamyślił się.
- No, okej... Ale nie chciałbyś zobaczyć prawdziwego ognicha?
- spytał Nikodem po chwili.
- No, chciałbym... Pewnie, że bym chciał... Ale lepiej będzie, jeśli zostanę w domu i będę pilnował w tym czasie Misia, Monsterka i Pysiulka. Będę musiał wziąć je wszystkie do pokoju... Pewnie znowu będzie wojna...
- Pewnie tak - przyznał Nikodem.
Wtem uchyliły się drzwi od kanciapy. W drewnianej futrynie stanął Kubuś.
- Wuja powiedział, że macie się nie namawiać tylko przyjść na kiełbasę - odezwał się.
- To powiedz wujowi, że lubimy spaloną... - odparł Nikodem.
- Ja nie lubię spalonej - szepnął Marcel wychodząc z kanciapy. Pobiegł w stronę domu. Usiadł przy stole między Kamilą a Szymonem.
- Już jestem... - rzekł.
- Podać ci kiełbaskę? - spytał Szymon.
- No... - przytaknął. - Misiu! Chodź do nas! - zawołał po chwili.
Posadził pieska na swoich kolanach. Przytulił go.

Ojczym od matematyki 4Where stories live. Discover now