Pejcz 2

2.3K 39 10
                                    

Marcel zasnął. Gdy się obudził, była godzina szesnasta piętnaście. Zszedł z łóżka. Starannie je pościelił, podniósł jaśka z podłogi.
Powoli zszedł po schodach. Szymon i Daniela leżeli w salonie na kanapie przytuleni do siebie. Marcel zachowywał się tak cicho, że ani jedno ani drugie go nie zauważyło.
- Już prawie trzy godziny jak nie wychodzi z pokoju... - odezwała się Daniela.
- Dajmy mu czas do siedemnastej... Jeśli do tej godziny nie zejdzie na dół, zajrzę do niego - rzekł Szymon głaszcząc małżonkę po długich włosach.
- Ja dzwoniłam do Emilii... Powiedziała, że mała ma te włosy jako tako. Janek przyniósł z garażu jakiś rozpuszczalnik i ta farba jej zeszła... Ale włosów Amelii nie dało się uratować.
- No, tak... - rzekł Szymon. - Nie wiem, skąd Marcelowi przychodzą do głowy takie pomysły...
Chłopiec usiadł na zimnych płytkach między kuchenną wyspą a szafkami. Momentalnie łzy popłynęły mu po policzkach. Zakwilił.
- Marcel, jesteś tu? - odezwał się Szymon. - Chodź do mnie, synu...
Malec podniósł się z podłogi. Bezzwłocznie podszedł do ojca. Zarówno Szymon jak i Daniela usiedli na kanapie. Mężczyzna wyciągnął rękę do chłopca, posadził go na swoim kolanie.
- Posłuchaj szkrabie... Na osiemnastą jesteśmy zaproszeni do pana Janka na piknik.
- Tatuś, może zostałbym w domu? - szepnął chłopiec. - Wziąłbym sobie Misia do pokoju. Słowo, że byłbym mega grzeczny... Rysowałbym sobie tylko...
- Po podłodze? - rzekł Szymon patrząc w skruszone oczy syna.
- Nie... Na kartce... - szepnął chłopiec.
- Marcelek, pojedziesz tam z nami. Przy okazji przeprosisz Amelię, Julię i tą trzecią dziewczynkę za to, co zrobiłeś.
- Dobrze - szepnął chłopiec spuszczając głowę na dół.
Daniela popatrzyła na syna ze współczuciem. Uśmiechnęła się do niego.
- Marcel, jesteś już duży... Nie możesz się, dziecko, tak zachowywać... Chciałbyś, żeby to twoją głowę ktoś zamoczył we wiadrze z farbą? - odezwała się.
- Nie - szepnął chłopiec. - Mogę pójść do łazienki? - spytał spoglądając na ojca.
Szymon bez słowa zdjął chłopca z kolan. Patrzył, jak malec chwiejnym krokiem zmierza w kierunku ubikacji.
- Mocno oberwał? - szepnęła Daniela spoglądając na męża.
- No... Dość mocno. Ale zobacz, jaki grzeczny... Zwykle po laniu stroi fochy, nie odzywa się do mnie, a tu proszę... Janek miał rację, kiedy powiedział, że na Marcela pięć pasów to za mało. Dostał piętnaście i proszę, jaki grzeczny...
- Ile? - spytała Daniela z niedowierzaniem.
- Tyle, ile mu się należało - rzekł Szymon. - Lusia, ja się kładę. Obudzisz mnie za pół godzinki?
- Tak - odparła biorąc w rękę koc leżący na wielkim, dwuosobowym fotelu.
Okryła nim męża.
- Śpij, skarbie... - szepnęła kładąc się obok Szymona. Cmoknęła go w usta.
- No, to śpimy... Tylko budzik nastaw...
- Okej, okej - odparła.
Po chwili oboje zasnęli.

Ojczym od matematyki 4Where stories live. Discover now